Wyjątkowe przeprosiny za długie czekanie…

twojacena.pl 5 godzin temu

To było dawno temu… Mateusz długo nie wracał do domu. Pierwsze dwa lata studiów w innym mieście przyjeżdżał jeszcze na wakacje. Mama, oczywiście, karmiła go na zabój, gotując wszystkie jego ulubione dania. Przybrany na wadze, po trzech, czterech dniach zaczynał się nudzić. Przyjaciele rozjechali się, nie było co robić.

Miasto małe, znajome do każdego drzewka, w kilka godzin można było je przejść wzdłuż i wszerz. Wyspany, po tygodniu męczarni, znów rwał się z powrotem.

Mama próbowała go namówić, by został jeszcze tydzień, ale Mateusz wymyślał jakieś nieistniejące sprawy i z lekkim sercem wyjeżdżał. Wielkie, głośne miasto kusiło go. Tam nie było czasu w nudę, tam było wesoło. Znalazł już nowych przyjaciół. A co tu było robić? Nuda aż do bólu zębów.

Na trzecim roku zaczął pracować w fast foodzie. Pracował wieczorami, do zamknięcia, akurat wtedy, gdy przychodziło najwięcej młodych ludzi. Taki tryb życia mu odpowiadał. No i pieniądze się przydawały. Ze stypendium nie dało się przeżyć. Dumny, odmówił pomocy matce. Mama dzwoniła, prosiła, żeby przyjechał choć na święta. Obiecał, choć w fast foodzie właśnie zaczynał się największy ruch.

Minęły święta, zaczął się semestr. Wyjazd do domu Mateusz odłożył na wakacje. Ale gdy nadeszło lato, przeszedł na pełny etat. Życie w dużym mieście toczyło się szybko, czas mijał niepostrzeżenie. I oto już miał dyplom w ręku. Świętowali z rocznikiem kilka dni – kto wie, kiedy znów się spotkają?

Potem kolega zaproponował wyjazd do pracy w Grecji.

– Jedź ze mną. Wszystko się zgadza. Musisz tylko gwałtownie podjąć decyzję. Trzeba zdążyć z dokumentami. Facet, z którym miałem jechać, nagle się wycofał. Dziewczyna zaszła w ciążę, oświadczył się. Więc decyduj się, nie pożałujesz. Kontrakt na rok. Angielski znasz przyzwoicie. Grecki poduczysz się na miejscu.

Póki młodzi, świat zobaczymy. Potem praca, żony, dzieci, wyjazdy za granicę raz na trzy lata na tydzień. Tańcz, póki nogi niosą, chłopcze – zaśpiewał fałszując kolega.

Mateusz się zgodził. Zaczęły się gorączkowe dni biegów po lekarzach za zaświadczeniami, załatwiania papierów. Tuż przed wyjazdem zadzwonił do matki. Z poczuciem winy obiecał, iż wróci za rok i na pewno przyjedzie.

– Jak to, synku? Cały rok będziesz poza domem?! Choć na jeden dzień przyjedź. Już zaczynam zapominać, jak wyglądasz – błagała mama.

– Wybacz. Lecę jutro, bilety już w ręku. Nie mogę zawieść firmy ani kumpla. No już, mamo, kocham cię, będę dzwonił…

W Grecji mieszkali przy hotelu, tam też jedli. Kto chciał, wynajmował mieszkanie. Pieniędzy nie wydawali, oszczędzali. Robili tam wszystko, co się dało. Nie było czasu w rozluźnienie – za najmniejsze przewinienie kara. Ale Mateuszowi się podobało.

Wrócił po trzech latach. Od razu wziął mieszkanie na kredyt, znalazł pracę. Do matki dzwonił, ale w biegu. Obiecywał przyjazd, gdy tylko uporze się z obowiązkami. Ale jedne sprawy zastępowały kolejne.

W weekend z kolegą postanowili odpocząć w klubie. Pili, tańczyli, bawili się. Mateusz obudził się w łóżku z dziewczyną. Czy była ładna? Nie mógł tego ocenić. Na twarz spadła jej gruba, ciemna lok. Nie odgarnął, żeby jej nie obudzić. Nie pamiętał ani jej imienia, ani jak znalazła się w jego mieszkaniu.

Ostrożnie wysunął się spod kołdry i poszedł do kuchni. Wypił wodę z kranu, potem wziął prysznic. Stał długo pod mocnymi strugami wody, zastanawiając się, jak najgrzeczniej ją wyprosić.

Gdy wyszedł z łazienki, roznosząc wokół zapach żelu pod prysznic, już prawie trzeźwy, dziewczyna gospodarzyła w kuchni. Na szczęście okazała się piękna. Miała na sobie tylko jego koszulę, odsłaniającą zgrabne, kuszące nogi. Wyglądała tak oszałamiająco i seksownie, iż Mateusz od razu zapomniał, iż chwilę wcześniej chciał ją wyrzucić. W kuchni unosił się zapach kawy, na stole leżały cienkie plasterki sera.

– Wybacz, ale w lodówce nie było nic więcej – uśmiechnęła się do niego.

Po kawie wrócili do łóżka…

Dziewczynę nazywano Leną. Mateusz wątpił, czy to jej prawdziwe imię, ale nie pytał. Co za różnica? Ważne, iż bez zahamowań i konwenansów. Lena została u niego na miesiąc.

Podobała mu się, pociągała go fizycznie. A czego więcej potrzeba młodemu facetowi? Z nią było lekko i wesoło. Gotować nie lubiła i nie umiała. Zamawiali pizzę albo chodzili do knajpy.

Przez ten miesiąc Mateusz ani razu nie wyspał się porządnie. Lena nigdzie nie pracowała. Mówiła, iż szuka siebie. On wychodził do pracy, a ona jeszcze spała. A wieczorem ciągnęła go znów do klubu, gdzie pili i imprezowali do późna.

Narastało zmęczenie, drażliwość. Mateusz rozumiał, iż takie życie mu nie służy. Szef patrzył na niego podejrzliwie. I nie oszukiwał się co do Leny. Żyła dzięki chłopakom gotowym wydawać pieniądze dla jej pięknego ciała. Czas było skończyć z hulaszczym życiem, zanim straci pracę. A zmierzało ku temu. Pieniądze uciekały przez palce. Ale przecież nie wyrzuci jej na ulicę.

Nie wymyślił nic lepszego niż ucieczka do rodzinnego miasta na weekend. Chciał trochę odpocząć, przemyśleć sprawę, licząc, iż Lena zrozumie i sama wyjdzie. Kupił mamie prezenty i z dworca zadzwonił do Leny, iż wyjechał do domu, nie wie, kiedy wróci.

– A co ze mną? – przeciągnęła obrażonym tonem Lena.

Mateusz wyobraził ją sobie, jak siedzi w eleganckiej pozie na kanapie, wyciągając długie nogi, w krótkim szlafroku, z telefonem w ręce. Ale ten obraz nie poruszył go jak dawniej.

– Rób, co chcesz – powiedział i rozłączył się.

Całą drogę wyobrażał sobie, jak wraca do domu, naciska dzwonek, słyszy zza drGdy zobaczył w drzwiach maleńką Weronikę, która patrzyła na niego tymi samymi niebieskimi oczami co jego mama, zrozumiał, iż żadne miasto ani przygoda nie zastąpią tego, co naprawdę ważne — rodziny.

Idź do oryginalnego materiału