Wyglądała na idealną, ale stała się moim największym bólem.

twojacena.pl 4 godzin temu

Wydawała się idealna. Okazała się moim największym bólem.

Gdy pierwszy raz zobaczyłem Kornelię, myślałem, iż to kobieta z moich snów — delikatna, subtelna, z oczami, w których kryły się całe światy. gwałtownie się zbliżyliśmy. Zabierałem ją w ulubione miejsca w Gdańsku, gotowaliśmy razem proste potrawy, śmialiśmy się z drobiazgów. Byłem pewien: to ta jedyna. Gdy oświadczyłem się, nie wahałem się ani chwili.

Ślub był kameralny i ciepły. Wąskie grono bliskich, biała suknia, skromny taniec przy cichej muzyce. Życie wydawało się spokojne. Kornelia była troskliwa, uważna, czasem nieco wycofana — ale myślałem, iż to jej natura. Jednak niedługo w tym spokoju pojawiły się pęknięcia.

Najpierw zaczęła zostawać po pracy. To „spotkania z koleżankami”, to „projekty w biurze”. Czasem plątała się w opowieściach. Starałem się ignorować podejrzenia. Aż pewnego dnia zauważyłem, iż jej telefon, który trzymała przy sobie non-stop, leżał na kuchennym stole — odblokowany. Nie chciałem zaglądać… ale coś mnie popchnęło.

Zobaczyłem wiadomości. Imię: Kacper. Treść była jednoznaczna: *„Wkrótce się zobaczymy. Obiecuję. Brakuje mi twojego dotyku.”* Kornelia odpowiadała z taką samą żarliwością. Serce mi się ścisnęło. Kim on był? Co ich łączyło?

Następnego dnia zacząłem drążyć. Znalazłem jej stare zdjęcia w mediach społecznościowych. Imprezy, półnagie zdjęcia na plaży, obcy mężczyźni. Posty pełne aluzji do namiętności, wolności, przelotnych romansów. Kornelia, którą znałem, i ta z sieci — to były dwie różne osoby. Nie mogłem uwierzyć. Ale instynkt podpowiadał, iż prawda jest gorsza, niż się wydaje.

Po kilku tygodniach natknąłem się na jej dziennik. Przypadkiem — a może tak miało być. Na okładce napis: *„Nie otwierać.”* Otworzyłem. Każda strona bolała jak nóż:

*„Myśli, iż jestem dobra. Nie wie, jak bardzo pragnę uczuć. Dotyku. Jednego to za mało.”*
*„Kacper chciał, żebym została. Prawie się zgodziłam. Ale on ma rodzinę. A ja mam tysiąc pragnień.”*
*„Dawid jest naiwny. Wierzy, iż będziemy razem na zawsze. Szkoda, iż nie wie o Marku…”*

Siedziałem na podłodze, niezdolny powstrzymać łez. Moja żona. Moja — i jednocześnie wcale nie moja. Trzech mężczyzn. Zdrady. Życie jako teatr.

Zainstalowałem aplikację na jej telefon. W środy i piątki jeździła za miasto. Ten sam hotel. Ten sam pokój. Zawsze z Kacprem. Był jeszcze Marek. Żonaty. Pisała do niego: *„Jesteś najgorętszy. Przy tobie czuję się żywa. Ale nie prosz o więcej.”*

Byłem złamany. Mimo to bałem się konfrontacji. Aż w końcu wybuchnąłem:

— Wiem wszystko.

Zbladła. Nie zaprzeczała. Tylko płakała. Czekałem na wyjaśnienia. Usłyszałem:

— Boję się zostać sama. Nie potrafię być tylko żoną. Potrzebuję więcej. Muszę czuć, iż jestem pożądana. Jesteś dobry. Ale nie umiesz we mnie rozpalić ognia.

To było gorsze niż przyznanie się do zdrady. To było wyznanie, iż w jej świecie jestem nikim. Bezpiecznym portem. Pewnym oparciem. Ale nie mężczyzną, którego pragnie.

Tydzień później podaliśmy o rozwód. Ja odszedłem. Ona została w mieszkaniu — i w swojej sieci kłamstw.

W ostatniej wiadomości napisała:

*„Wybacz. Byłeś prawdziwy. A ja tylko szukałam siebie. I nie znalazłam.”*

Piszę tę historię nie z zemsty. Dawno już nie czuję złości. Chcę tylko, by ktoś, kto to przeczyta, zrozumiał: maski bywają piękne. Ale często kryją dusze, których nigdy nie poznamy naprawdę.

Idź do oryginalnego materiału