Wyczerpana kobieta po sześciu latach samotności.

newsempire24.com 2 miesięcy temu

Dzisiaj zapisuję historię o kobiecie, która po sześciu latach samotności wreszcie odetchnęła.

Anna była wykończona. Mieszkała sama od sześciu lat, odkąd mąż ją zostawił. W zeszłym roku córka wyszła za mąż i wyjechała do Krakowa.

W wieku czterdziestu dwóch lat Anna wciąż była w pełni sił druga młodość, jak mawiała. Słynęła z domowych przetworów, zwłaszcza pomidorów w zalewie, które wszyscy chwalili. Ale komu miała je teraz podawać? Słoiki zalegały już na balkonie.

Nie zamierzam marnieć w samotności, skoro wciąż jestem taka piękna! mówiła przyjaciółkom. One tylko kiwały głowami: No to znajdź sobie męża! Tylu samotnych facetów chodzi po świecie!. Jedna z nich poleciła agencję matrymonialną Idealny Mąż. Anna uznała, iż to trochę żenujące, ale czterdzieści dwa lata na karku nieubłaganie tykały, jak stary zegar po babci.

Poszła tam. Przywitała ją miła pani w fioletowych okularach:
Mamy naprawdę najlepszych. Proszę usiąść, przejrzymy bazę razem.
Wszyscy ładni odparła Anna z uśmiechem. Ale skąd mam wiedzieć, który do mnie pasuje?.
To proste wyjaśniła kobieta. Wypożyczamy go pani na tydzień. jeżeli nie będzie odpowiedni, wymienimy.
Wypożyczacie?
Tak! Mężczyzna zamieszka z panią. Nie ma czasu w wstyd. U nas tylko sprawdzeni kandydaci.

Anna dała się przekonać. Wybrała pięciu, zapłaciła grosze i wróciła do domu w podnieceniu. Pierwszy miał przyjść jeszcze tego wieczora.
Założyła zieloną sukienkę kolor nadziei i diamentowe kolczyki, które nosiła tylko od święta.
Dzyń! zadzwonił dzwonek.
Zajrzała przez wizjer. Zobaczyła goździki i aż pisnęła z radości. Otworzyła drzwi. Facet wyglądał dokładnie jak na zdjęciu.

Zasiedli do stołu. Anna przygotowała ucztę. Gość skrzywił się już przy sałatce:
Za dużo soli.
Zakłopotana podała pieczoną kaczkę.
Twarda mruknął, gryząc z wysiłkiem. W pośpiechu zapomniała choćby o winie, które wybrała specjalnie na tę okazję. Nalała szybko:
Za nasze spotkanie!.
Facet powąchał, skrzywił się:
Kiepskie wino. Wstał: Pokaż pani mieszkanie.
Anna podała mu bukiet:
Nie lubię goździków. Do widzenia.

Tej nocy popłakała trochę do poduszki. Ale przed nią były jeszcze cztery próby.

Następnego wieczoru przyszedł drugi. Wpadł jak u siebie, śmierdząc wódą.
O, jest telewizor? Zaraz mecz Wisła przeciw Legii. Pogadamy przy okazji.
Anna wyrzuciła go, zanim zdążył usiąść.

Znów płakała, ale krótko.

Trzeci pojawił się dwa dni później. Niski, w wytartej marynarce, z brudnymi paznokciami i błotem na butach. Już chciała go wyprosić, ale postanowiła najpierw podać obiad. Jadł łapczywie, chwalił każdą potrawę. Gdy wyjęła swoje przetwory, aż podskoczył:
Niebo w gębie! Nigdy czegoś takiego nie jadłem!.

Wtedy odezwał się zegar po babci. Facet nadsłuchiwał:
Co za zgrzyt?. Wdrapał się na stołek, obejrzał mechanizm:
Naprawię to w mgnieniu oka. Ma pani śrubokręt?.

Wkrótce zegar bił czysto i rytmicznie. Anna była zachwycona. To znak, pomyślała. Ten niepozorny człowiek ma złote ręce. Buty i paznokcie to przecież szczegóły. A poza tym trójka to szczęśliwa liczba.

Przygotowała się na wspólną noc: nowa pościel w róże (naprawdę je uwielbiała), świeża depilacja. Gdy wyszła z łazienki, on już spał, ubrany. Pogładziła go po włosach:
Biedaku, zmęczyłeś się.

I wtedy zaczęło się piekło. Chrapał tak, iż szyby drżały. Próbowała przyciszać go poduszką, przekręcać na bok nic. Rano wstała z bolącą głową.
No to jak? zapytał, przychodząc do kuchni. Dziś wieczorem wnoszę swoje rzeczy?.
Anna pokręciła głową:
Nie, wybacz. Jesteś miły, ale nie.

Czwarty miał brodę jak marynarz z filmu. Pozwoliła mu choćby palić w kuchni.
Słuchaj, Anka powiedział, wypuszczając dym. Jestem wolnym ptakiem. Uwielbiam wędkowanie i piwo z kumplami. Nie znoszę kontroli. Pasuje ci to?.
Anna patrzyła, jak strząsa popiół do doniczki z paprotką.
A kobiety też łowisz?.
No jasne! roześmiał się. Wolność to podstawa!.

Po jego wyjściu wietrzyła kuchnię godzinę. Nie miała siły choćby pozmywać naczyń.

Następnego ranka obudziło ją słońce i świergot wróbli. Nagle uświadomiła sobie, jak dobrze się czuje. Była sobota. Nigdzie się nie spieszyła, nikt nie marudził, nie chrapał, nie brudził popielniczką. Naczynia? Pozmywa, kiedy zechce.

Zadzwonił telefon:
Dzień dobry! Mamy jeszcze jednego kandydata ten na pewno się sprawdzi!.

Anna prawie krzyknęła:
Wykreślcie mnie! Najlepszy mąż to ten, którego nie ma!.

Roześmiała się i szeroko otworzyła okno.

*I oto lekcja: czasem samotność to nie brak, ale wybór i to najspokojniejszy z możliwych.*

Idź do oryginalnego materiału