Dzisiaj postanowiłam być sobą. A ty? Postawiłeś na cudze skarpetki.
Ola i Tomek byli na ślubie jej najlepszej przyjaciółki. Uroczystość miała się ku końcowi, gdy prowadzący ogłosił, iż teraz panna młoda rzuci bukiet. Ola nie zamierzała brać udziału, stała z boku, gdy nagle zobaczyła – kwiaty lecą prosto w jej stronę. Odruchowo wyciągnęła ręce – i oto bukiet wylądował w jej dłoniach. Goście zaczęli klaskać, a Tomek teatralnie złapał się za głowę. Typowe – faceci często tak reagują, gdy ich dziewczyny złapią „ten” bukiet.
Ola już wracała do swojego stolika, gdy usłyszała rozmowę za uchylonymi drzwiami. Poznała głos Tomka.
– No to trzymaj się teraz! – śmiał się ktoś. – Ola już myślami w USC. Bukiet złapała!
– Jak się przyczepi, tak i odczepi – zaśmiał się Tomek. – Ja jeszcze z pięć lat na pewno nie zamierzam się żenić. I tak mnie całkiem nieźle utrzymuje.
– Założę się, iż za pół roku sam poprowadzisz ją do ołtarza? A jak nie – to znajdzie kogoś z lepszą pracą. A ty zostaniesz z garami i skarpetami.
– Trzymaj mnie za słowo! Mieszkamy razem już rok – ona nigdzie się nie wybierze. Będzie gotować barszcz i prać moje rzeczy.
Ola zesztywniała. Wszystko w niej zamarło. Nie zrobiła sceny – nie chciała psuć przyjaciółce święta. Wzięła płaszcz, wyrzuciła bukiet do kosza przy wyjściu i zamówiła taksówkę.
Z Tomkiem wynajmowali mieszkanie, dzielili wszystko pół na pół: czynsz, rachunki, jedzenie. Tomek próbował zwalić na Olę cały dom, ale ona postawiła sprawę jasno: jeżeli ona ma być gospodynią, to on sponsorem. Nie spodobało mu się. Więc niechętnie zaczął zmywać naczynia i sprzątać.
Ale przed znajomymi udawał „macho”, przy którym kobieta jest szczęśliwa, grzebiąc w jego skarpetach.
Wróciwszy do mieszkania, Ola w milczeniu wyciągnęła walizki. Większość jej rzeczy trzymała u rodziców, więc pakowanie zajęło pół godziny. W kuchni wysypała zawartość kosza, wyrzuciła wszystko z lodówki i zalało to wszystko bigosem. Przez myśl przeszło jej nawet, by namoczyć jego koszulki w tym syfie – ale zrezygnowała.
I wyjechała.
Tydzień później w jej życiu wszystko się zmieniło. Zaproponowano jej przeniesienie do centrali – prawdziwy awans. I… test pokazał dwie kreski. Ciąża.
Musiała podjąć decyzję: kariera czy macierzyństwo. Lekarz potwierdził – wczesny etap, jest czas na przemyślenia. Ola wybrała karierę. Przeprowadziła zabieg, załatwiła przeniesienie, wzięła kilka dni wolnego i położyła się spać. Po prostu spać. Bez czyichkolwiek skarpetek.
Przyjaciółka Kasia, która wróciła z miesiąca miodowego, przyszła ją odwiedzić:
– Przecież byliście idealną parą! Myślałam, iż już przymierzasz pierścionki.
– Zostawiłam go. To nie mój człowiek. A „idealna para”? Tylko z zewnątrz tak wyglądało. No i… – Ola zawahała się, ale ku własnemu zaskoczeniu wyspowiadała się ze wszystkiego. I z ciąży, i z decyzji.
Kasia kiwała głową. Obiecała milczeć. Ale, jak to zwykle bywa, powiedziała mężowi. A ten – Tomkowi.
Przyszedł pod dom rodziców Oli:
– Jak mogłaś? To było też moje dziecko!
– A ty to dla mnie kto? Mąż? Byliśmy razem – tylko na twojej kanapie i w twojej głowie.
– Pomógłbym! Finansowo! Wychowaniem!
– A zapytałeś mnie, czy chcę być zależna od twoich datków? Czy chcę być samotną matką? Wybrałam siebie. Jesteś zbyt małym człowiekiem, żeby być ojcem.
– Po co wylałaś śmieci do lodówki?
– No przepraszam, miałam taki nastrój. Narazie, Tomek.
Patrzył, jak odchodzi. Za dwa dni miał postawić kolację dla całej ich paczki – zakład to zakład.
I tak. Ludzie naprawdę kopią sobie groby własnym językiem.