No pewnego razu na weselu najlepszej przyjaciółki byli Kinga i Jakub. Impreza miała się ku końcowi, gdy prowadzący ogłosił rzucanie bukietu. Kinga nie zamierzała łapać, stała z boku, gdy nagle zobaczyła, iż kwiaty lecą prosto w jej stronę. Odruchowo wyciągnęła ręce – i oto bukiet wylądował w jej dłoniach. Goście zaczęli klaskać, a Jakub dramatycznie złapał się za głowę. Typowe – faceci zawsze tak reagują, gdy ich dziewczyny łapią “ten” bukiet.
Kinga już wracała do stolika, gdy usłyszała rozmowę za uchylonymi drzwiami. Poznała głos Jakuba.
– No to trzymaj się teraz! – rechotał ktoś. – Kinga już pewnie w urzędzie stanu cywilnego w myślach. Bukiet złapała!
– Przyczepi się, to i odczepi – zaśmiał się Jakub. – Na pewno nie ożenię się w ciągu najbliższych pięciu lat. I tak mam tu wygodnie, obiad zawsze na stole.
– Założysz się, iż za pół rok sam ją poprowadzisz do urzędu? A jak nie ty, to znajdzie sobie kogoś lepszego. A ty zostaniesz z garami i skarpetami.
– Możesz być pewny! Rok razem mieszkamy – nigdzie się nie wybierze. Będzie gotować żurek i prać moje ciuchy.
Kinga zdrętwiała. Wszystko w niej zamarło. Nie zrobiła sceny – nie chciała psuć przyjaciółce wesela. Wzięła płaszcz, wyrzuciła bukiet do śmietnika przy wyjściu i wsiadła do taksówki.
Wynajmowali mieszkanie, wszystko dzielili po połowie – czynsz, rachunki, zakupy. Jakub próbował zrzucić na Kingę wszystkie obowiązki domowe, ale ona jasno postawiła sprawę: jeżeli ona jest gospodynią, to on sponsorem. Nie kupił tego. Więc Jakub niechętnie zaczął zmywać naczynia i sprzątać.
Ale przed kumplami udawał “macho”, przy którym kobieta jest szczęśliwa, sortując jego skarpety.
Wróciwszy do mieszkania, Kinga w milczeniu wyciągnęła walizki. Większość rzeczy trzymała u rodziców, więc spakowała się w pół godziny. W kuchni wysypała zawartość kosza na śmieci, opróżniła lodówkę i zalała wszystko kapuśniakiem. Przez myśl przeszło jej choćby namoczenie jego koszulek w tej brei – ale zrezygnowała.
I wyjechała.
Tydzień później w jej życiu wszystko się zmieniło. Dostała propozycję przeniesienia do centrali – prawdziwy awans. I… test pokazał dwie kreski. Ciąża.
Musiała podjąć decyzję: kariera czy macierzyństwo. Lekarz potwierdził – wczesny etap, ma czas na przemyślenia. Kinga wybrała karierę. Przebyła zabieg, załatwiła transfer, wzięła kilka dni wolnego i po prostu poszła spać. Po prostu spać. Bez czyichś skarpet.
Przyjaciółka Magda, świeżo po miodowym miesiącu, przyszła ją odwiedzić:
– Przecież byliście idealną parą! Myślałam, iż już przymierzasz pierścionki.
– Wyszłam. To nie był mój człowiek. A ta “idealna para” – tylko z zewnątrz tak wyglądało. No i… – Kinga zawahała się, ale niespodziewanie wyspowiadała się ze wszystkiego. Z ciąży, z decyzji.
Magda kiwała głową. Obiecała milczeć. Ale, jak to zwykle bywa, opowiedziała mężowi. A ten – Jakubowi.
Przyszedł pod dom rodziców Kingi:
– Jak mogłaś? To było też moje dziecko!
– A ty kim dla mnie jesteś? Mężem? Byliśmy razem tylko na twojej kanapie i w twojej głowie.
– Pomógłbym! Finansowo! Wychowaniem!
– A spytałeś mnie, czy chcę być zależna od twoich ochłapów? Czy chcę być samotną matką? Wybrałam siebie. Jesteś zbyt małym człowiekiem, żeby być ojcem.
– Po co wylałaś śmieci do lodówki?
– No sorry, miałam taki nastrój. Narazie, Jakub.
Patrzył, jak odchodzi. Za dwa dni musiał postawić kolację dla całej paczki – zakład to zakład.
No i tak. Ludzie naprawdę kopią sobie dołki językiem.