— Ty… ty… Nie wierzę własnym uszom! To się nie mieści w głowie! Twoja przeklęta praca, twoje pilne telefony, twoje wieczne wyjazdy! — Ania zmiotła ze stołu filiżankę, która roztrzaskała się o ścianę, rozbryzgując niedopitą kawę. Kawałki porcelany rozsypały się po podłodze jak konfetti.
— Przestań się denerwować, no co ty jak mała! — Mirek choćby nie podniósł głosu, co denerwowało ją jeszcze bardziej. W środku wszystko w niej wrzało, a on stał jak słup. — Nie mogę odwołać tej delegacji, zrozum wreszcie. To decyduje o awansie.
— Awansie?! — zakrztusiła się ze złości. — Twój awans zawsze, ale to zawsze był ważniejszy niż my! Pamiętasz, jak przegapiłeś rozdanie świadectw Kasi, choćby nie zadzwoniłeś w moje urodziny, choć przypominałam ci tydzień wcześniej! A teraz to! Mikołaj ma operację za dwa dni, a ciebie niesie w tę twoją… Arktykę!
— Do Gdańska — poprawił odruchowo Mirek i natychmiast ugryzł się w język.
— Wszystko jedno! Choćby na Księżyc! — Ania machała rękami jak wiatrak. — Nie będziesz przy synu, gdy będą mu dawać znieczulenie! Gdy będzie przerażony, gdy ja będę wchodzić na ścianę ze strachu! A wszystko przez jakiś twój głupi papier z podpisem!
Mirek gwizdnął przez zęby i przesunął dłonią po twarzy. Pod oczami miał sińce, porost nierówny, ale spojrzenie uparte jak zawsze.
— No jakaś głupia umowa… To szansa na stanowisko dyrektora finansowego, nie rozumiesz? Dążyłem do tego ile — dwadzieścia lat, jeżeli nie całe życie. Poza tym, to rutynowa operacja, czemu się tak spinasz? Cóż, migdały! To nie guz mózgu.
— Tak, jasne! A jak coś pójdzie nie tak?! Co wtedy, jeżeli będą komplikacje? — Ania wbiła paznokcie w dłonie. — Co wtedy będziemy robić?!
— Nic nie będzie — machnął ręką. — Rozmawiałem z lekarzem osobiście.
— A jeżeli jednak?! — podniosła głos do wysokiego C.
— No usiądź! — warknął, wzruszając ramionami. — jeżeli coś się stanie, od razu wsiadam w samolot i wracam, pierwszym lotem! Jak wtedy, gdy Kasi wycinali wyrostek, pamiętasz?
— Tak, pamiętam! — syknęła z przekąsem. — Przypełzłeś, gdy wszystko już było po wszystkim, po ośmiu godzinach! Lekarze od dawna w domu, a ty dopiero schodzisz z pokładu, bohater!
Mirek tylko pokręcił głową:
— Co ja, z gumy jestem? Nie mogę być w dwóch miejscach naraz, Aniu. Haruję jak wół, żebyście mieli wszystko. Zapomniałaś, jak mnie męczyłaś o nowe mieszkanie? „Przyjechałbyśmy, sąsiedzi hałasują, brudno na podwórku, daleko do metra…”
— Wolałabym mieszkać w tej starej kamienicy! — wybuchnęła. — Ale z normalnym mężem i ojcem, który widzi swoje dzieci choć czasem, a nie tylko w niedzielę po obiedzie!
Mirek zwalił się na krzesło — całe swoje dziewięćdziesiąt kilo:
— Słuchaj, no przecież się umawialiśmy, nie? Ty w domu, z dziećmi, gospodarstwo, urok i tak dalej. Ja atakuję pracę, zarabiam na dom. Co się zmieniło? Kiedy to nagle stało się problemem?
Ania otworzyła usta, by odpowiedzieć mu ostro, ale wtedy drzwi wejściowe — bach! — otwarły się gwałtownie i z przedpokoju dobiegły głosy dzieci, plecaki spadły na podłogę.
— Dobra, później dokończymy — mruknęła i wyszła z kuchni, w pośpiechu zakładając uśmiech. Tak nienaturalny, iż aż bolały ją policzki.
Mirek otworzył laptopa. Musiał skończyć prezentację do wieczora, ale w głowie miał tylko mgłę i zero konstruktywnych myśli.
Wieczorem, gdy dzieci już spały, Anna siedziała w kuchni i bezmyślnie przewijała telefon. Nie płakała już, po prostu w środku wszystko zdrętwiało. Dwadzieścia dwa lata małżeństwa, a każdy rok zdawał się coraz bardziej przypominać tabelę księgową: przychody, wydatki, aktywa, pasywa. Kiedy wszystko stało się tak skomplikowane?
Mirek wszedł do kuchni i w milczeniu usiadł naprzeciwko niej.
— Kawy chcesz? — spytała Anna, nie podnosząc wzroku.
— Chcę — odpowiedział. — Aniu, musimy porozmawiać.
— O czym? — wstała i włączyła czajnik. — Wszystko jasne. Lecisz pojutrze. Ja z Mikołajem jedziemy do szpitala same.
— Posłuchaj — Mirek podszedł do niej i delikatnie położył dłonie na jej ramionach. — Rozumiem, iż ci ciężko. Ale to naprawdę ważne dla mnie.
— Ważniejsze niż my? — Anna odwróciła się do niego, a w jej oczach Mirek zobaczył nie złość, ale zmęczenie i rozczarowanie.
— To wszystko dla was — cicho powiedział. — Wszystko, co robię, robię dla was.
— Nie, Mirku — Anna pokręciła głową. — To wszystko dla ciebie. Dla twojego ego, dla twojej kariery. My z dziećmi od dawna jesteśmy na drugim planie.
— Nieprawda — próbował zaprotestować Mirek.
— Prawda. Wiesz, co Mikołaj powiedział, gdy mówił o swojej operacji? „Dobrze, iż to w czasie taty delegacji, bo by się denerwował, iż opuścił pracę”. Dziecku jedenaście lat, a już nauczyło się dostosowywać do twojego grafiku.
Mirek stał w milczeniu, nie znajdując słów.
— A Kasia wczoraj spytała, czy przyjedziesz na jej dyplom z uniwersytetu w przyszłym roku. Nie dlatego, iż chce cię widzieć, ale boi się, iż znowu będziesz „zajęty istotną sprawą”.
— Postaram się być na dyplomie — mruknął Mirek.
— „Postaram się” — powtórzyła Anna. — Zawsze to „postaram się”. A wiesz, kiedy zrozumiałam, iż wybrałeś pracę, a nie mnie? Kiedy poroniłam. Pamiętasz, dziesięć lat temu? Przyleciałeś po dwóch dniach, gdy już mnie wypisali ze szpitala.
— Byłem na negocjacjach w Chinach — zaczął tłumaczyć Mirek.
— Właśnie — skinęła Anna. — Byłeś na negocjacjach. A ja straciłam dziecko i byłam sama.
Odwróciła się i zajęła przygotowywaniem kawy, mechanicznie wsypując ziarna do młynka.
— Nigdy mi o tym nie mówiłaś — cicho odezwał się Mirek.
— Co by to zmieniło? — wzruszyła ramionami. — Przeprosiłbyś, powiedział, iż więcej tak nie będzie, a w następnej sytuMirek spojrzał na zdjęcie rodziny wiszące na ścianie, wziął głęboki oddech i powiedział: “Od jutra zaczynam szukać innej pracy – takiej, która pozwoli mi być z wami.”