„Wybrał pracę, nie mnie”
— Ty… ty… Nie wierzę własnym uszom! To się w głowie nie mieści! Twoja przeklęta praca, twoje pilne telefony, twoje wieczne podróże służbowe! — Ania strąciła ze stołu filiżankę, która roztrzaskała się o ścianę, rozchlapując niedopitą kawę. Odłamki posypały się po podłodze jak konfetti.
— Przestań się rzucać, zachowujesz się jak dziecko! — Sławek choćby nie podniósł głosu, co ją jeszcze bardziej wkurzało. W środku wszystko w niej kipiało, a on stał jak posąg. — Po prostu nie mogę odwołać tej podróży, zrozum wreszcie. To decyzja o awansie.
— Awansie?! — zakrztusiła się ze złości. — Twój awans zawsze, ale to zawsze, był ważniejszy od nas! Pamiętasz, jak opuściłeś obronę dyplomu Kasi? choćby nie zadzwoniłeś w moje urodziny, chociaż przypominałam ci tydzień wcześniej! A teraz to! Mikołaj ma operację za dwa dni, a ty lecisz do tego… Gdańska!
— Do Warszawy — automatycznie poprawił Sławek i od razu pożałował słów.
— Wszystko jedno! choćby na Księżyc! — Ania zamachała rękami jak wiatrak. — Nie będziesz przy synu, gdy będą mu podawać narkozę! Gdy będzie przerażony, gdy ja zwariuję ze strachu! A to wszystko przez jakąś twoją zbędną kartkę z podpisem!
Sławek głośno westchnął i przetarł twarz dłonią. Pod oczami sine worki, nierówny zarost, ale wzrok uparty jak zawsze.
— Głupi ten kontrakt… To szansa na stanowisko dyrektora finansowego, naprawdę tego nie rozumiesz? Szedłem do tego dwadzieścia lat, całe życie. Mikołaj ma rutynową operację, czemu tak panikujesz? Migdałki, nie guz mózgu!
— Aha, pewnie! A jeżeli coś pójdzie nie tak? — Ania wbiła paznokcie w dłonie. — Co wtedy zrobimy, co?!
— Nic się nie stanie — machnął ręką. — Rozmawiałem z lekarzem.
— A jeżeli jednak?! — jej głos się załamał.
— Usiądź wreszcie! — warknął. — jeżeli coś się stanie, od razu wsiadam w samolot! Jak wtedy, gdy Kasia miała wycinany wyrostek, pamiętasz?
— Tak, pamiętam! — syknęła z przekąsem. — Przypełzłeś osiem godzin po fakcie! Lekarze dawno poszli do domu, a ty schodzisz z trapu, bohater!
Sławek tylko pokręcił głową:
— Mam gumowe ręce? Nie mogę być w dwóch miejscach naraz, Aniu. Haruję jak wół, żebyście mieli wszystko. Zapomniałaś, jak marudziłaś o nowym mieszkaniu? „Wyprowadźmy się, sąsiedzi hałasują, podwórko brudne, metro daleko…”
— Wolałabym zostać w tej starej kamienicy! — wybuchnęła. — Ale z normalnym mężem i ojcem, który widzi dzieci częściej niż w niedzielę po obiedzie!
Sławek runął na krzesło, obciążając je całymi swoimi dziewięćdziesięcioma kilogramami:
— Słuchaj, umawialiśmy się, tak? Ty w domu, dzieci, gospodarstwo. Ja dźwigam ciężar finansów. Co się zmieniło? Kiedy to nagle stało się problemem?
Ania otworzyła usta, by odpowiedzieć ciętą ripostą, ale w przedpokoju rozległ się trzask drzwi i gwar dziecięcych głosów.
— Dobra, pogadamy później — burknęła i wybiegła z kuchni, nakładając sztuczny uśmiech. Tak nienaturalny, iż aż bolały policzki.
Sławek otworzył laptop. Prezentację trzeba skończyć przed wieczorem, ale w głowie miał tylko mgłę.
Wieczorem, gdy dzieci już spały, Anna siedziała w kuchni, bezmyślnie przewijając telefon. Nie płakała — wszystko w środku wydawało się odrętwiałe. Dwadzieścia dwa lata małżeństwa, a ich relacja przypominała księgę przychodów i rozchodów. Kiedy stało się tak skomplikowane?
Sławomir wszedł i usiadł naprzeciw.
— Kawy? — zapytała, nie podnosząc wzroku.
— Proszę. Ania, musimy porozmawiać.
— O czym? — wstała, włączając czajnik. — Wszystko jasne. Lecisz pojutrze. Do szpitala pójdziemy z Mikołajem same.
— Posłuchaj — Sławek położył dłonie na jej ramionach. — Rozumiem, iż to dla ciebie trudne. Ale to dla mnie ważne.
— Ważniejsze niż my? — Anna spojrzała mu w oczy. Widział w nich nie złość, ale zmęczenie i rozczarowanie.
— Robię to dla was — szepnął.
— Nie, Sławku — pokręciła głową. — Dla siebie. Dla ego, kariery. My jesteśmy na drugim planie.
— Nieprawda.
— Prawda. Wiesz, co Mikołaj powiedział o operacji? „Dobrze, iż w czasie taty służbowki, bo by się stresował przez pracę”. Jedenaście lat, a już wie, iż musi się dostosować.
Sławomir milczał.
— A Kasia wczoraj spytała, czy będziesz na jej obronie. Nie dlatego, iż cię pragnie, tylko boi się, iż znowu będziesz „zajęty”.
— Postaram się — mruknął.
— „Postaram się” — powtórzyła. — Zawsze to „postaram się”. A wiesz, kiedy zrozumiałam, iż wybrałeś pracę? Po poronieniu. Pamiętasz? Dziesięć lat temu. Przyleciałeś dwa dni po moim wyjściu ze szpitala.
— Były negocjacje w Chinach — zaczął.
— Właśnie — skinęła głową. — Twoje negocjacje. A ja straciłam dziecko. Byłam sama.
Odwróciła się, wsypując ziarna do młynka.
— Nigdy o tym nie mówiłaś.
— Co by to zmieniło? — wzruszyła ramionami. — Przeprosiłbyś, obiecał poprawę, a potem znowu wybrałbyś firmę.
Sławek przetarł oczy:
— Może porozmawiaj z psychologiem?
— Oczywiście — uśmiechnęła się gorzko. — Problem we mnie, tak? Nie w tym, iż mąż stał się gościem dozorującym budżet?
— Nie to miałem na myśli. Przesadzasz.
— Przesadzam? — odwróciła się gwałtownie. — Powiedz, kiedy ostatnio byłeś na wywiadówce? Znasz wychowawcę Mikołaja? Wiesz, jaki temat ma praca Kasi?
Milczenie.
— No właśnie — postawiła przed nim filiżankę. — Przeoczyłeś nasze życie. I przez cały czas to robisz.
Sławek skrzywił się po łyku — za mocne. Jak zawsze, gdy była zdenerwowana.
— W wakacje wezmę wyMikołaj wyzdrowiał, Sławek w końcu znalazł równowagę między pracą a rodziną, a Ania po raz pierwszy od lat poczuła, iż ich miłość wciąż ma szansę przetrwać.