Wybór, którego nigdy nie chciałam: między mężem a wnukami
Ja, Wanda Nowak, spędziłam z mężem czterdzieści lat. Byliśmy „idealną” rodziną: on — szanowany w mieście człowiek, kierownik w dużej firmie budowlanej, ja — nauczycielka matematyki w technikum, dbająca o dom, wychowująca syna. Trzymaliśmy się razem mimo trudności, wydawało się, iż nic nas nie złamie. A jednak.
Nasz syn, Krzysztof, wyrósł na kopię ojca — uparty, dumny, zasadniczy, o silnym charakterze. Nie pił, nie imprezował, skończył studia z wyróżnieniem i znalazł pracę w branży IT. Byliśmy z mężem dumni, widzieliśmy w nim kontynuację naszych wartości. Krzysztof był już żonaty, ale małżeństwo rozpadło się po roku — żona zdradziła. Mój mąż, Jan Kowalski, potraktował to jak osobistą zdradę.
Wkrótce Krzysztof poznał inną kobietę. Początkowo się ucieszyliśmy, ale euforia minęła gwałtownie — jego wybranka była mężatką. Kinga. Piękna, inteligentna, dobrze wychowana. Ale dla męża — niewarta zaufania. Stanowczo odmówił jej zaakceptowania.
— Powiedz mi, Krzysiu, jak możesz z nią być? — zapytał Jan pewnego wieczoru przy kolacji. — Porzuciła swojego dla ciebie. Myślisz, iż z tobą nie postąpi tak samo?
— Tato, kocham ją. To mój wybór.
— W takim razie uważaj, iż nie masz ojca.
Te słowa były wyrokiem. Krzysztof wyszedł z domu tej samej nocy. Następnego dnia Jan zablokował jego kartę, przestał płacić za studia magisterskie, a choćby zadzwonił do jego pracy i zakazał udzielania mu urlopu, tłumacząc to „problemami rodzinnymi”.
Próbowałam rozmawiać z mężem, błagałam, by nie zrywał więzi z własnym dzieckiem. Ale był nieugięty:
— Kto raz zdradził, zdradzi ponownie. Nie chcę znać ani jego, ani tej… rozwiązłej kobiety.
Krzysztof wynajął małe mieszkanie na obrzeżach Katowic, znalazł drugą pracę, by spłacać kredyt i opłacać czynsz. Kinga się rozwiodła i wprowadziła do niego. niedługo wzięli ślub, ale do nas nie zaglądali. Pięć lat nie słyszałam jego głosu, nie widziałam, jak żyje. A serce bolało. Zwłaszcza gdy przypadkiem dowiedziałam się, iż urodziła im się córka — moja wnuczka.
Zaczęłam prosić męża: — Janku, wybacz. To przecież nasz syn. Ale Jan tylko zacisnął usta i odparł zimno:
— jeżeli chcesz z nim rozmawiać — wyprowadź się. Nie pozwolę, by w mojej rodzinie zdrada była normą.
Myślałam, iż ochłonie. Ale nie ochłonął. Wtedy podjęłam decyzję. Znajoma z apteki dała mi adres Krzysztofa. Kupiłam zabawki dla dziewczynki, zebrałam jedzenie, upiekłam ciasto i pojechałam.
Krzysztof nie otworzył od razu. Stał i długo się wpatrywał. Potem przytulił mnie bez słów. Kinga wyszła z kuchni, cała w mące, uśmiechnięta. Nie miała do mnie urazy. A ta mała… dziewczynka z tymi samymi szarymi oczami co Jan — rzuciła mi się w ramiona.
Siedzieliśmy do wieczora, piliśmy herbatę, wspominaliśmy. Ja przepraszałam za milczenie. Oni — wybaczali. Wieczorem wróciłam do domu.
W kuchni nikogo. W sypialni pusto. Tylko na stole, przy lustrze, schludnym charakterem pisma:
„Ostrzegałem cię. Jan.”
To wszystko. Walizki zabrane. Telefon wyłączony. Mąż odszedł. Na zawsze.
Nie wiem, co bolało bardziej — wybór syna czy odejście męża. Nie zdradziłam, nie okłamałam. Po prostu poszłam do wnuków. Do swojej krwi. Ale dla Jana to wystarczyło, by przekreślić całe wspólne życie.
Teraz mieszkam sama. Czasem Kinga przywozi wnuczkę, zaprasza w odwiedziny. Krzysztof stał się łagodniejszy, częściej się uśmiecha. U nich wszystko dobrze. I cieszę się. Ale moje serce jest puste. Bo wciąż tęsknię za Janem. Za jego głosem, pewnością siebie, jego obecnością. Przeszliśmy razem cztery dekady. A rozeszliśmy się — przez dumę.
Nie żałuję, iż wybrałam dzieci. Ale wewnątrz wciąż jest ból. Nie dlatego, iż wątpię w swój wybór, ale dlatego, iż miłość — jak się okazało — może przegrać nie ze zdradą ani rozstaniem, ale z uporem i urazą.
Gdyby ktoś spytał mnie dziś, czy zrobiłabym to samo jeszcze raz, odpowiedziałabym:
— Tak. Bo jeżeli trzeba wybierać między dumą a rodziną — wybieram rodzinę. choćby jeżeli zostanę sama.