Na pierwszym zajęciach na uczelni dwie dziewczyny od razu zwróciły na siebie uwagę. Obie ładne, z wyglądu choćby trochę podobne. Od tamtej pory zawsze widywano je razem.
Ludwika uważała, iż zasługuje na coś lepszego niż życie w małym prowincjonalnym miasteczku, tak jak jej rodzice. Matka pracowała jako sprzedawczyni, ojciec był budowlańcem, oczywiście często sięgał po kieliszek. Po maturze oznajmiła, iż wyjeżdża do Warszawy na studia.
Rodzice tylko westchnęli, ale nie próbowali jej odwieść. Uznali, iż może będzie miała więcej szczęścia niż starsza siostra, która nieudanie wyszła za mąż i teraz sama wychowywała dwójkę dzieci. Pieniędzy nie mogli przysyłać dużo, ale warzywa z ogródka i przetwory wysyłali okazją. Sąsiadka pracowała jako konduktorka w pociągach właśnie na trasie do Warszawy.
Gdy znalazła się w stolicy, Ludwika postanowiła, iż zrobi wszystko, by już nigdy nie wracać do rodzinnego domu. Z Kasią zaprzyjaźniła się głównie dlatego, iż ta była rodowitą warszawianką. Jej ojciec był lekarzem, matka ekonomistką. Porządna, inteligencka rodzina.
Kasia współczuła Ludwice, a ta korzystała z tego bez skrupułów. Narzekała, iż buty się rozpadają, a na nowe nie ma pieniędzy? Kasia natychmiast pożyczała jej swoją parę. Nie ma w co ubrać się na imprezę? Kasia oddawała nową sukienkę, tym bardziej iż miały podobną figurę. Ludwika często zostawała też u przyjaciółki na noc, zwłaszcza w czasie sesji. W akademiku nie dało się spokojnie przygotować.
Nauka była dla Ludwiki prawdziwą udręką, ale wkuwała, choć marzyła tylko o balowaniu po klubach. „Nic, skończę studia, złapię się w Warszawie, wtedy się wyszaleję” – myślała.
Kasi przeciwnie – wszystko przychodziło jej z łatwością. Ludwika wściekała się w duchu, choć na zewnątrz tego nie okazywała. Jak to często bywa, obie zakochały się w tym samym chłopaku – przystojnym, wysportowanym. Przyjechał do Warszawy z garnizonowego miasteczka, gdzie służył jego ojciec.