*Rozstrzygnij: albo jesteś tam z nią, albo tu z nami*
Po pracy Weronika wstąpiła do sklepu koło bloku. Stała już przy kasie, gdy zauważyła ciężką Różę. Kiedyś pracowała z jej mamą w tej samej fabryce. Więc zawsze, gdy się spotykały, Weronika zatrzymywała się na pogawędkę.
Zapłaciła, odsunęła się od kasy i czekała przy wyjściu, aż ciocia Róża skończy zakupy.
– Dzień dobry – powiedziała, gdy starsza kobieta podeszła. – Dawno pani nie było widać.
– Weroniko, kochanie, chorowałam, nie wychodziłam z domu. Chodź, muszę ci coś powiedzieć.
Weronika poczuła niepokój. Kuba miał szesnaście lat – wiek trudny. A trzynastoletnia Jagoda wciąż wzdychała do chłopaków. Może coś przeskrobała? Torba z zakupami ciągnęła jej rękę, a plastikowe uchwyty wpijały się w dłoń. Może wymówić się brakiem czasu i uciec? Nie zdążyła. Ciocia Róża zatrzymała się i szepnęła jej do ucha:
– Nie pomyśl źle, nie plotkuję. Ale widziałam na własne oczy. Jesteś mi bliska, przecież patrzyłam, jak dorastałaś. Twój Mirek zagląda do sąsiedniego domu, do tej młodej. Jej okna są dokładnie naprzeciwko moich. Jak tylko przychodzi, od razu zasłony zaciąga.
Weronikę oblaż zimny pot, a pot uderzył w nią żar. Nie spodziewała się takiego zwrotu akcji. O Mirek był ostatnią osobą, od której spodziewałaby się takich numerów.
– Postanowiłam cię uprzedzić. Sama nie mogę sobie znaleźć miejsca. Macie dwoje dzieci. A jeżeli to poważne? Powinnaś z nim porozmawiać, póki nie jest za późno.
– Tak, muszę już iść, ciociu – Weronika odsunęła się i ruszyła gwałtownie w stronę domu, unikając współczujących spojrzeń, zapominając, iż mieszkają w sąsiednich blokach.
Zadyszana szybkim marszem, długo trafiała kluczem do zamka. Weszła do mieszkania, opadła na pufę, a torba z zakupami potoczyła się po podłodze. Nie zauważyła nawet, iż coś się wysypało. W głowie huczało jej od nowiny. Na głośny hałas z pokoju wybiegła Jagoda i zaczęła zbierać rozsypane rzeczy.
– Zanieś to do kuchni, za chwilę tam przyjdę – powiedziała Weronika, odsyłając córkę.
„Jak on śmiał? Widziała ciocia Róża, mógł widzieć każdy. A dzieci? A ja niczego nie zauważyłam…” – myślała, zdejmując buty.
– Mamo, jesteś chora? Wyglądasz jakoś dziwnie – zaczęła Jagoda.
– Idź do pokoju. Daj mi chwilę – odparła ostro.
Jagoda zawahała się, ale zostawiła ją samą.
„Dobrze, iż nie ma Mirka. Mam czas się uspokoić. Gdyby wrócił teraz, pewnie bym wybuchła. Emocje to kiepski doradca.”
Wstała, poszła do kuchni, nalała wody i piła małymi łykami, próbując się uspokoić. Potem zabrała się za obiad. Ale wszystko wypadało jej z drżących ręk.
Na patelni rumieniły się kotlety, a w lodówce czekały ugotowane wcześniej pierogi. Co chwilę podchodziła do okna, próbując znaleźć okna cioci Róży i tamte, naprzeciwko.
Drgnęła na dźwięk klucza w zamku. Odwróciła się gwałtownie do kuchenki. Po chwili usłyszała za sobą kroki.
– Świetnie pachnie – wesoło powiedział mąż.
– Przemyj się, zaraz jemy – głos Weroniki brzmiał jak napięta struna.
– Coś się stało? – podszedł i zajrzał jej w twarz.
– Spotkałam w sklepie ciocię Różę – przełknęła ślinę. – Mówiła, że… chorowała, nie wychodziła. A ja choćby nie zajrzałam do niej.
– I przez to się martwisz? – spytaś Mirek.
– Nie. Powiedziała, iż widziała, jak chodzisz do tamtego domu – szepnęła, patrząc mu w oczy.
– I co jeszcze ta stara plotkara powiedziała? – zirytował się.
Ale Weronika widziała po jego nerwowych oczkach, iż to prawda. A ona jeszcze miała nadzieję…
– Widziała ona, widzeli inni. O czym ty myślałeś? A jeżeli dzieci się dowiedzą? – syknęła, zerWeronika westchnęła głęboko, spojrzała na Mirona i powiedziała cicho: “Wiesz co, w sumie to choćby smakowicie pachnie – może najpierw zjemy te kotlety, a potem pogadamy jak ludzie.”