– Wybaczcie, ale nie tym razem. Czeka na mnie Ania – powiedział Mirosław, po raz kolejny odmawiając wspólnego wyjścia do pubu. – Żona go woła – śmiali się koledzy. – Ale żeby tak ciągle uciekać do domu? Co to za życie? Nie rozumieli, czemu Mirosław tak się spieszy, dopóki pewnego dnia Tomek nie odwiedził go w domu. I wtedy wszystko stało się jasne

przytulnosc.pl 1 tydzień temu

– Mirek, kiedy wracasz? Kolacja już prawie gotowa, więc pospiesz się – powiedziała Ania przez telefon, ale ponieważ rozmowa odbywała się na głośniku, wszyscy koledzy ją usłyszeli.

– No widzicie, nie mogę. Ania na mnie czeka z kolacją – próbował się tłumaczyć Mirosław.

– Ty to już jesteś całkiem udomowiony – żartowali chłopaki. – Co tam kolacja, my ci zaraz zamówimy żeberka takie, iż palce lizać!

– Przepraszam, ale naprawdę innym razem – powtórzył spokojnie.

– Mówiłeś tak samo tydzień temu. No dobra, leć do swojej pani i uważaj, żeby się nie spóźnić, bo jeszcze ci wypowiedzenie wręczy! – zarechotali i poszli we własnym kierunku.

A Mirosław ruszył do domu.

Z Anią są małżeństwem już osiem lat. Zakochał się w niej jeszcze w liceum, a potem specjalnie zdawał na ten sam uniwersytet, choć musiał ostro przysiąść nad książkami. Bał się, iż jeżeli nie będzie blisko, to ktoś inny ją mu odbierze.

Nie mógł się doczekać ostatniego roku studiów – rodzice Ani postawili warunek, iż ślub dopiero po dyplomie.

Ania była nie tylko piękna i mądra, ale i świetną gospodynią. U nich w domu zawsze było czysto, przytulnie i pachniało domowym jedzeniem. Czego chcieć więcej?

Od samego początku mieli taką niepisaną zasadę – nigdzie osobno nie chodzili. A jeżeli już, to zawsze razem.

Mirek nie miał nic przeciwko. Rano czekało na niego śniadanie, wieczorem kolacja, a po pracy i tak nie miał większych planów – dawnych kolegów już nie było, więc wracał prosto do domu.

Kilka miesięcy temu dostał nową pracę – lepsze pieniądze i młodszy, bardziej zgrany zespół. Koledzy kilka razy zapraszali go na piwo po pracy, ale zawsze odmawiał. Wiedział, iż Ania czeka i będzie się martwić, jeżeli nie wróci o czasie.

W końcu przestali go zapraszać. A za jego plecami zaczęli go nazywać pantoflarzem.

Miłosławowi nie było z tym miło, ale nie zamierzał zmieniać swoich rodzinnych zasad – każdy sam rządzi swoim życiem.

Pewnego dnia wracał z pracy z Tomkiem – mieli wspólny projekt, a niektóre dokumenty Mirosław zostawił w domu, więc zaprosił go na chwilę.

– A czemu nie powiedziałeś, iż będziemy mieć gościa?! – zawołała Ania, zaskoczona, ale uśmiechnięta. – Nic się nie stało. Wchodźcie, umyjcie ręce i chodźcie do kuchni!

Już w przedpokoju zapach potraw wywoływał ślinotok. Tego wrześniowego wieczoru Ania podała swoje słynne faszerowane papryki. Tomek jadł jak wygłodniały wilk – i nic dziwnego, były przepyszne.

– I chcesz mi powiedzieć, iż twoja żona gotuje tak codziennie?! – zapytał z niedowierzaniem.

– No tak, a co w tym dziwnego? – odparł spokojnie Mirosław.

– Moja Kasia rzadko coś robi. Mówi, iż jest zmęczona, choć choćby nie pracuje – siedzi z naszym siedmioletnim synem w domu.

Następnego dnia znowu chłopaki zbierali się do knajpy. Znów zawołali Mirka, choć wiedzieli, iż odmówi. To już był ich rytuał – trochę żartów, trochę kpiny.

Ale tym razem tylko Tomek milczał. On jeden rozumiał, dlaczego Mirek się spieszy. Bo w domu czekała kobieta, która go kochała i codziennie gotowała coś nowego, pachnącego, pysznego. Do takiej kobiety nie chce się wracać. Do takiej kobiety się biegnie.

A Wy jak sądzicie? Mirosław to pantoflarz czy po prostu mężczyzna, który docenia to, co ma?

Idź do oryginalnego materiału