Wszystko pójdzie po mojemu

twojacena.pl 2 tygodni temu

No dobrze, posłuchaj, bo mam taką historię do opowiedzenia…

Halina Nowak siedziała w bujanym fotelu, trzymając w rękach druty i robótę. Obok, na staromodnej kanapie, spokojnie spał jej wnuczek. Patrzyła na niego z czułością i cichym zadowoleniem. „Rośnie zdrowo, a to wszystko dzięki mojej zapobiegliwości” – pomyślała.

Halina zawsze była dumna z umiejętności oszczędzania. Kiedyś, gdy razem z mężem zaczynali życie, liczyli każdy grosz. Właśnie wtedy nauczyła się cieszyć prostymi rzeczami i doceniać to, co mają. Umiała ugotować coś smacznego z tego, co akurat było w domu, potrafiła zaszyć ubrania, żeby służyły latami, i wychować dzieci zdrowo i szczęśliwie, nie wydając fortuny.

Teraz, gdy jej córka Kasia wyszła za mąż za Jacka, Halina zauważyła, iż Jacek kompletnie zapomniał o wartości oszczędzania. Zarabiał nieźle, ale jej zdaniem – pieniądze szły na głupoty. Nowe zabawki, drogie pieluchy, markowe ubrania – wszystko wydawało się jej niepotrzebne. „Za moich czasów rodziło się w polu i jakoś żyli!” – powtarzała, wspominając czasy, gdy radzono sobie z niewielkim budżetem.

Spojrzała na wnuczka, ubranego w bluzeczkę od sąsiadki. „Po co wydawać na nowe rzeczy, skoro stare są jeszcze dobre?” – myślała. Widziała, iż Kasia stara się iść w jej ślady, ale Jacka to chyba irytowało. Ciągle kupował nowości, nie rozumiejąc, iż liczy się nie ilość, a mądre zarządzanie tym, co się ma.

Halina westchnęła i znów zabrała się za druty. „Młodzi teraz inni – rozmyślała. – Wszystko musi być najnowsze, modne, drogie. A przecież kiedyś ludzie umieli być szczęśliwi z mniejszym.” Przypomniała sobie, jak sama uczyła Kasię szacunku do pracy i oszczędności.

Tymczasem Jacek siedział w swoim gabinecie, wpatrzony w okno, za którym powoli zapadał zmrok. Praca była codziennością, ale dziś myśli wciąż wracały do jednego – do tego, co działo się w domu. Żona Kasia i jej matka, teściowa Halina, zamienili jego życie w prawdziwy horror oszczędności.

Kiedyś żyli skromnie, niemal biednie. Oszczędzanie było ich drugim imieniem. Wtedy miało to sens – ledwo starczało na jedzenie i rachunki. Ale wszystko się zmieniło, gdy Jacek dostał lepszą pracę. Teraz zarabiał dobrze, więc nie musieli liczyć każdej złotówki. A jednak Kasia i Halina wciąż zachowywały się, jakby byli na skraju bankructwa.

Jackowi wydawało się, iż każde jego dobre chęci spotykały się z oporem. Kupił żonie sukienkę? Od razu szukała tańszej wersji. Nowy telefon? „Stary jeszcze działa” – mówiła Kasia. A do tego ciągle słyszał nauki teściowej o tym, jak „za jej czasów ludzie żyli bez tych fanaberii”.

Najgorzej było po narodzinach dziecka. Powinien to być czas euforii i troski o malucha. Ale nie – Kasia odmówiła kupowania porządnych pieluch, wolała stare tetrowe szmatki, bo „zawsze się sprawdzały”. Oszczędzała na wszystkim, od jedzenia po ubranka.

Jacek próbował tłumaczyć, iż teraz ich stać na to, by dać dziecku komfort i bezpieczeństwo. Ale jego słowa odbijały się od ściany uporu. Kasia trwała przy swoim, a Halina tylko podgrzewała atmosferę opowieściami o „starych, dobrych czasach”.

Pewnego wieczoru, po kolejnej kłótni, Jacek postanowił działać. Zebrał całą rodzinę przy stole i spokojnie wytłumaczył, iż pieniądze są po to, by żyło się lepiej, a nie po to, by je gromadzić. Mówił o trosce o dziecko, o rozsądnym wydawaniu.

Ale znów trafił na mur. Kasia i Halina nie ustąpiły. „Ludzie kiedyś żyli i było dobrze”, „to wszystko niepotrzebne” – powtarzały. Jacek czuł, jak w nim rośnie złość. Wiedział, iż kłótnie nic nie dadzą. Ale co w takim razie robić?

Przecież nie rozwieje się z żoną… Siedział w gabinecie, wpatrzony w ciemność za oknem, i myślał, co dalej.
„Nie doczekają się” – powiedział głośno. „Nie oddam im syna. Nie poddam się! Będzie tak, jak ja chcę!”.

Idź do oryginalnego materiału