Wszystko mam — tylko ciebie brakuje

newsempire24.com 3 dni temu

Tak dziś sobie przypominam tamten czas. Wiesława kwiliła pod skrzynkami pocztowymi, wymachując telefonem. „Marzeno, spojrzyjże pani na te wspaniałości! Nasza nowa działka nad jeziorem! A tu auto syna, wyobrażasz pani? Koszt majątek! A tu wnuczka na fortepianie, muzyczną szkołę kończy!”

„Tak, tak, pięknie”, kiwała głową Marzena Nowak, przeglądając listy. „Tylko bardzo się śpieszę, Wiesiu, daruj…”

„A dokądże to? Sąsiadujemy tyle lat, a na pogwarkę czasu brak!” Wiesława nie ustępowała. „Patrz pani, a to my z mężem w Egipcie, miesiąc temu! Hotel pięciogwiazdkowy, all inclusive! A pani kiedy ostatnio odpoczywała?”

Marzena westchnęła ciężko. W jej siwych oczach zmęczenie mignęło. „Ja nie odpoczywam, Wiesławo. Nie mam na to czasu.”

„Jak to?” zdziwiła się sąsiadka. „Dzieci dorosłe, wnuki przecież, emerytura…”

„Dzieci dorosłe, tak”, cicho przytaknęła Marzena. „Tylko… gdzieś daleko.”

„To i co? Mój Michał też w Warszawie pracuje, ale ciągle gadamy, na weekend ciągle zjeżdża! A pensja u niego – matko kochana!” Wiesława znów sięgała do telefonu. „Patrzże, futro nowe od niego, z norki!”

Marzena milcząc weszła na drugie piętro, zostawiając Wiesławę z jej zdjęciami na dole.

W domu przywitała ją znajoma cisza. Dwupokojowe mieszkanie, niegdyś ciasne dla czworga, teraz puste wydawało się. Fiołki w doniczkach na parapecie – jedyne, co żyło w tych ścianach.

„Dziewczynki moje”, szepnęła Marzena, podchodząc do kwiatów. „Choć wyście nie odeszły.”

Włączyła telewizor, nie po to by oglądać, ale by głosy pojawiły się. Mówili o podwyżkach emerytur, nowych świadczeniach. Marzena uśmiechnęła się gorzko – jej emeryturze na więcej niż potrzeba nie starczało.

Zadzwonił telefon. Serce zabiło mocniej – może Krzysiek? Może Agnieszka?

„Marzena Nowak?” Głos obcy. „Z administracji. Należność za czynsz…”

„Jaka należność?” zdziwiła się. „Zawsze płacę terminowo!”

„U nas wskazuje, iż za zeszły miesiąc wpłata nie przyszła…”

Długo tłumaczyła Marzena, iż płaciła, kwity pokazywała przez słuchawkę, ale tam już tylko głuchy sygnał huczał.

Wieczorem, gdy ciemność za oknem zapadła, siedziała w kuchni z herbatą. Na stole leżały fotografie – stare, papierowe. Oto Krzysiek w pierwszej klasie, poważny, z wielkim astrem. Agnieszka na maturze, śliczna, śmiejąca się. Oni wszyscy razem na działce u teściowej, kiedy jeszcze mąż żył…

„Gdzież wy teraz, cząstki moje?” spytała zdjęć. „Czemu tak się stało, iż sama zostałam?”

A rano znów Wiesławę na podwórku spotkała. Niosła wielkie siaty z marketu.

„Oj, Marzena!” ucieszyła się sąsiadka. „Właśnie pani chciałam powiedzieć! Wnuczka wczoraj dzwoniła, na uniwersytet się dostała, na państwowy! Wyobraź pani sobie? A syn obiecał jej nowego telefona na prezent!”

„Gratuluję”, rzekła Marzena.

„A u pani jak? Wnuki jak?” spytała Wiesława, ale widać było, iż z obowiązku.

„Wnuków nie mam”, cicho odpowiedziała Marzena.

„Jak to nie? A dzieci?”

„Są dzieci. Krzysiek i Agnieszka. Tylko oni… oni zajęci bardzo. Krzysiek w Niemczech pracuje, komputerowiec. Agnieszka w Anglii żyje, tam za mąż poszła…”

„No i pięknie!” zawołała Wiesława. „Więc wszystko u pani wspaniale! Dzieci ułożone, za granicą! Pani się chwalić powinna!”

„Powinnam”, zgodziła się Marzena. „Chwalę się.”

„No właśnie! A pani jakaś smętna chodzi. Pieniądze chyba przysyłają? Pomagają?”

„Przysyłają”, skłamała Marzena. „Pomagają, oczywiście.”

Naprawdę, ostatnio Krzysiek przesłał pieniądze na jej urodziny, pół roku temu. Sto złotych. Agnieszka nie przysyłała wcale – tam, w Anglii, mówiła przez telefon, kredyty straszne, na dom brali.

W domu Marzena usiadła do komputera – starego, który Krzysiek zostawił, wyjeżdżając. Otworzyła Skypa. Krzysiek był w sieci, ale status: „Zajęty”. Agnieszka nie pojawiała się trzy tygodnie.

Napisała do syna: „Krzysiu, jak zdrowie? Jak życie? Tęsknię.”

Odpowiedź zaszła po dwóch godzinach: „Cześć, mamo. Wszystko ok. Dużo roboty. Pisz na Messengerze, Skypem nie używam.”

Marzena nie wiedziała, co to Messenger. Próbowała to znaleźć, ale pogubiła się w ustawieniach. Zrezygnowała.

Zadzwoniła do Agnieszki. Długo nie odbierała, w końcu podniosła.

„Mamo, co jest?” Głos Agnieszki niecierpliwy. „Tu druga w nocy!”

„Przepraszam, córuś, o czasie różnicy zapomniałam. Tak tylko chciałam się dowiedzieć, jak się miewacie…”

„Mamo, nie mogę gadać. Rano do roboty walę, istotną prezentację mam. Zadzwonimy w weekend,
A słońce wschodziło niezmiennie nad Oświęcimiem, a stare dłonie Danuty Janowskiej gładziły liście fiołków, wciąż nasłuchując ciszy, która nie przemówiła głosem dzieci, teraz jak dawniej, wśród siwych włosów i nietkniętej przez pogoń świata samotności, uparcie czekając.

Idź do oryginalnego materiału