Wszystko ma swoją cenę! Teraz jestem sam jak pies

newsempire24.com 2 dni temu

Wszystko ma swoją cenę! Teraz jestem samotny jak pies…

Pisze do was samotny mężczyzna, który przekroczył siedemdziesiątkę. Chcę opowiedzieć historię, która może stać się przestrogą dla innych.

Mieszkam w dużym mieście wojewódzkim, ale wokół mnie same obce twarze. Stare kamieniczne ściany dawno straciły ciepło, a ulice, po których niegdyś kroczyłem dumnie, dziś wydają się puste i zimne. Nikt na mnie nie czeka, nikt o mnie nie pyta. Taka jest cena za przeszłość…

Patrzę w lustro i nie poznaję siebie. Twarz zapadnięta, włosy od lat białe, plecy przygarbione, a oczy pozbawione blasku. Gdzie jest ten człowiek, który żył pełnią życia, uwielbiał kobiety, huczne biesiady i luksus? Gdzie ten pewny siebie bon vivant, przekonany, iż świat leży u jego stóp? Teraz został po nim tylko zmęczony starzec, który nikomu nie jest potrzebny…

**Grzechy młodości**
Niegdyś byłem uwodzicielem, ulubieńcem losu. Uwielbiałem piękne kobiety, czarowałem je, by potem równie gwałtownie o nich zapomnieć. „Żyje się tylko raz, trzeba korzystać” — powtarzałem sobie. Wtedy sądziłem, iż mam rację.

Miałem żonę, Zofię — kobietę dobrą i cierpliwą. Wytrwała ze mną piętnaście lat małżeństwa, choć nie dałem jej ani dnia spokoju. Znikałem nocami, wracałem pijany, często przyprowadzając do domu podejrzane dziewczyny. Zofia milczała, znosiła, wierzyła, iż się opamiętam.

Lecz ja nie zamierzałem przestać. Myślałem, iż nigdy nie odejdzie, iż stworzona jest do cierpienia. „Gdzie by poszła?” — drwiłem, gdy postawiła ultimatum: zmiana albo rozstanie.

Okazało się, iż wiedziała, gdzie. Pewnego dnia spakowała rzeczy, zabrała dzieci i wyjechała na drugi koniec Polski. Bez awantur, bez łez. Po prostu zniknęła — na zawsze.

Najpierw bagatelizowałem sprawę. Żyłem dalej, czasem wspominając rodzinę. Alimenty płaciłem nieregularnie, a oni nie upominali się. Któregoś Bożego Narodzenia postanowiłem wysłać im prezenty. Po tygodniu paczka wróciła…

Wzruszałem ramionami. „Jeszcze się odezwą”. ale lata mijały, a telefon milczał.

**Samotna starość — najgorszy wyrok**
Nie myślałem o starości. Młody, wierzyłem, iż tak będzie być zawsze. Nie znosiłem stabilnej pracy — wolałem zabawę. Zmieniałem zajęcia, byle uniknąć rutyny. Śmiałem się z tych, którzy oszczędzali, budowali domy, myśleli o jutrze.

Teraz moja „wolność” to głodowa emerytura, ledwo starczająca na leki. Ciepły posiłek? To wspomnienie. Czasem zasypiam głodny, ale i tak nie mam się przed kim poskarżyć.

Ostatnio spotkałem na rynku dawnego kumpla. Postarzał się, ale wyglądał zadbanie, spokojnie. Miał dom, rodzinę, wnuki. Klepnął mnie w ramię i rzucił:

— Stanisław, byłeś królem, a kim teraz jesteś?…

Nie znalazłem odpowiedzi. W gardle stanął mi gul. Zostały tylko wspomnienia i żal. Nie chcę litości. To, co mnie spotkało, to moja wina.

Gdy inni budowali rodziny — ja piłem w knajpach z pozornymi przyjaciółmi.

Gdy inni oszczędzali — ja trwoniłem złotówki na kochanki.

Gdy inni myśleli o przyszłości — ja żyłem nocą.

A teraz, gdy potrzebuję dzieci, nie śmiem do nich zadzwonić. Może mam wnuki, ale umrę, nie widząc ich twarzy.

**Spóźniona rada dla tych, co mogą jeszcze zmienić los**
Nie powtarzajcie moich błędów. Nie wierzcie, iż młodość trwa wiecznie. Nie lekceważcie rodziny — to nie oczywistość. Kochajcie bliskich, dbajcie o nich.

Bo pewnego dnia możecie obudzić się w pustym mieszkaniu, gdzie choćby echo nie odpowie na wasze „Cześć”…

Idź do oryginalnego materiału