Oddałam wszystko dla szczęścia córki… a w zamian dostałam zdradę
Nigdy nie pragnęłam bogactwa. Moje życie to pasmo kompromisów, pracy i cichych poświęceń. Nie żądałam wiele – ani od losu, ani od ludzi. Jedynym, czego naprawdę pragnęłam, było szczęście mojej córki. By miała rodzinę, ciepło, miłość. Dla tego celu znosiłam wiele. choćby gdy serce pękało z bólu.
Nazywam się Wanda, mam 57 lat. Moja córka Alicja to jedyne, co pozostało mi po mężu. Marek zginął, gdy miała osiem lat. Mnie – trzydzieści dwa. Przeżyliśmy razem dziesięć lat, ale stał się dla mnie całym światem. Jego śmierć podzieliła życie na „przed” i „po”. Od tamtej chwili żyłam nie dla siebie – dla niej. Harowałam na dwóch etatach, by Alicji niczego nie brakowało. By mogła się uczyć, ładnie ubierać, marzyć.
Ala skończyła studia, dostała dobrą pracę. Zakochała się. Krzysztof – jej wybranek – wydał mi się spokojny, dobrze wychowany, może trochę zamknięty w sobie, ale jak mówiła córka: „solidny”. Cieszyłam się szczerze, gdy postanowili wziąć ślub. Gdy zaczęli przygotowania, myślałam: gdzie będą mieszkać?
Kawalerka po babci – za ciasna. A moje dwupokojowe mieszkanie w centrum Poznania – przestronne, ciepłe, urządzone. Wtedy podjęłam decyzję: wprowadzę się do matki, a im oddam swoje lokum. Nie wahałam się. To była inwestycja w ich przyszłość. Ciężko było opuszczać dom przesiąknięty wspomnieniami, ale powtarzałam: dla córki… wszystko dla córki.
Przed wyprowadzką odświeżyłam ściany, wymieniłam krany. Nie stać mnie było na remont w standardzie europejskim, ale mieszkanie lśniło czystością. Sama Alicja stwierdziła: „Mamo, tu jest tak przytulnie”. Uwierzyłam.
Aż przyszła jego matka – Halina Nowak. Kobieta o władczym głosie i spojrzeniu pełnym wyższości. Oświadczyła wprost:
– A kiedy, Wando, zrobisz porządny remont? Młodzi powinni zaczynać w pięknym otoczeniu!
Próbowałam tłumaczyć, iż stan mieszkania jest dobry, ale machnęła ręką:
– Ależ! Tapety jak u staruszki. Kuchnia wygląda, jakby zatrzymała się w latach 90. Kto tak teraz żyje?
Powstrzymując łzy, zapytałam:
– Skoro tak pani uważa, może wesprze nas finansowo?
Roześmiała się szyderczo:
– Wkładać pieniądze w cudze mieszkanie? Dziękuję za takie propozycje.
Milczałam. Połknęłam gorzkie słowa – dla dobra Alicji. Nie chciałam być natrętną teściową. Wyniosłam się do matki. Nie dzwoniłam, nie narzucałam się, nie wpadałam bez zapowiedzi. Szanowałam ich przestrzeń. Myślałam: niech układają życie po swojemu. Zawsze będę blisko, jeżeli mnie potrzebują.
Lecz „potrzebna” nigdy nie zostałam.
Przed Sylwestrem, jak co roku, zrobiłam zakupy. Kupiłam więcej – pomyślałam, iż podzielę się z młodymi. Torby ciążyły, dłonie drżały. Telefon głęboko w kieszeni kurtki, sięganie niewygodne. Pomyślałam – zajrzę bez zapowiedzi, przecież jestem matką. Co w tym złego?
Weszłam. Drzwi były otwarte. W kuchni Halina parzyła herbatę, przeglądając przepisy. Obok leżała lista dań na przyjęcie. Zamarłam.
– Przygotowujecie… imprezę? – wyszeptałam.
Spojrzała na mnie jak na intruza:
– Alicja nie mówiła? Z Krzysztofem urządzamy tutaj spotkanie. Zaprosiliśmy wszystkie rodziny…
Wszystkie. Oprócz mnie. I mojej matki.
Poczułam, jak pęka we mnie jakaś ostatnia nić. Oddałam mieszkanie. Ustąpiłam bez słowa skargi. Starałam się nie zawadzać. A w zamian? choćby zaproszenia nie dostałam. Na pierwsze wspólne święto. Jakbym przestała istnieć.
Wyszłam w milczeniu. Zostawiłam torby pod drzwiami i ruszyłam w śnieżną zamieć. Nikt nie wybiegł za mną. Nie oddzwonili. choćby nie zapytali, dlaczego odeszłam.
Nie wiem, jak z tym żyć. Jak wybaczyć. Jak znów się uśmiechać, gdy serce jest złamane. Nie rozumiem, na co zasłużyłam. Dałam wszystko, co najlepsze. A w zamian dostałam zimną obojętność. Nie czekam już na wdzięczności. Chcę tylko, by nie odtrącano mnie jak starego gratu.
Powiedzcie… wy byście potrafili wybaczyć?