Wstyd w busie
Halina Kowalska spieszyła się na przystanek, przyciskając do piersi małą torebkę. Deszcz właśnie przestał padać, a asfalt lśnił mokrymi plamami pod szarym październikowym niebem. W torebce miała dwadzieścia złotych wszystko, co udało jej się uzbierać na leki dla męża. Jan znów narzekał na ból pleców, a lekarz wypisał tak drogie tabletki, iż emerytury nie starczało choćby na połowę opakowania.
Bus podjechał na przystanek z charakterystycznym zgrzytem hamulców. Halina weszła po schodkach, podając kierowcy pięciozłotówkę.
Siedem pięćdziesiąt burknął, choćby na nią nie patrząc.
Jak to siedem pięćdziesiąt? Wczoraj jechałam za sześć zdziwiła się kobieta.
Dziś drożej. Ceny poszły w górę kierowca niecierpliwie zastukał palcami po kierownicy.
Halina zawahała się. Siedem pięćdziesiąt oznaczało, iż na leki zostanie jeszcze mniej. Może przejść pieszo? Ale do apteki było ze trzy kilometry, a w domu czekał Jan, cierpiący
Proszę pani, może się pani przesunie? rozległ się głos z głębi autobusu. Ludzie czekają.
Twarz Haliny zaczerwieniła się. Siegnęła do torebki, wyjęła jeszcze dwa złote i pięćdziesiąt groszy.
Dziękuję mruknął kierowca, choćby nie patrząc na pieniądze.
Kobieta przeszła dalej, rozglądając się. Wszystkie miejsca były zajęte. Młody chłopak w słuchawkach siedział wpatrzony w telefon. Obok niego dziewczyna coś pisała, też nie podnosząc głowy. Po środku kobieta z małym dzieckiem na rękach kołysała je, nucąc kołysankę. Maluch popłakiwał, a matka wyglądała na wyczerpaną.
Niech pani usiądzie powiedziała nagle kobieta z dzieckiem, wskazując na swoje miejsce. I tak muszę stać, on nie daje mi usiedzieć.
Ależ nie, dziękuję, postoję zaprotestowała Halina.
Niech się pani nie krępuje nalegała matka. Widać, iż pani zmęczona.
Halina z wdzięcznością usiadła. Maluch spojrzał na nią wielkimi, ciekawskimi oczami i nagle się uśmiechnął.
Jaki śliczny mimowolnie rozczuliła się Halina. Ile ma miesięcy?
Osiem. Ząbki mu wychodzą, dlatego marudzi odpowiedziała zmęczonym głosem matka. Jedziemy do lekarza, może coś przepisze.
A ja do apteki, leki dla męża. Bardzo go plecy bolą.
Rozumiem. Moja teściowa też cierpi, ma artretyzm.
Bus zatrzymał się na kolejnym przystanku. Wsiadła starsza pani z laską, powoli i ostrożnie wchodząc po schodkach. Kierowca niecierpliwie zerkał w lusterko.
Prędzej, babciu, czas to pieniądz!
Kobieta z laską rozejrzała się zdezorientowana. Wszystkie miejsca były zajęte. Chłopak w słuchawkach choćby nie podniósł głowy, wciąż wpatrzony w telefon.
Młody człowieku zwróciła się do niego Halina może ustąpi pan miejsca?
Chłopak niechętnie wyjął jedną słuchawkę.
Co?
Starszej pani miejsce powtórzyła Halina, wskazując na babcię z laską.
A, no wstał niechętnie, nie odrywając wzroku od ekranu.
Starsza kobieta skinęła z wdzięcznością i ostrożnie usiadła.
Dziękuję, kochanie powiedziała do Haliny. Dobrzy ludzie jeszcze się znajdą.
Halina zawstydziła się tej wdzięczności. Było jej głupio sama też nie od razu zauważyła starszą panią, zagadana z młodą matką.
Bus gwałtownie zahamował na światłach. Wszyscy pasażerowie pochylili się do przodu. Dziecko rozpłakało się.
Ostrożnie! oburzyła się matka. Dziecko jest w środku!
Drogi takie, iż jak nie chcesz, to i tak trzęsie odciął się kierowca. Nie podoba się zamówcie taksówkę.
Nie każdego stać na taksówki cicho powiedziała starsza pani. Ja muszę dojechać do przychodni, a już nie dam rady iść pieszo.
Wszyscy teraz oszczędzamy zgodziła się Halina. Ceny rosną, a emerytury takie same.
No właśnie przytaknęła młoda matka. Ja na macierzyńskim, mąż jeden pracuje. Każdą złotówkę liczymy.
W autobusie zapanowała atmosfera zrozumienia. Pasażerowie wymieniali spojrzenia, cicho kiwali głowami. Każdy rozumiał, iż inni też mają ciężko, też muszą oszczędzać na każdym drobiazgu.
Pamiętam, kiedyś w autobusach byli konduktorzy westchnęła starsza pani. Wszystko kulturalnie, bilet wręczą, resztę podadzą
Inne czasy były zgodziła się Halina. I ceny nie zmieniały się co dzień.
Nie tylko o ceny chodzi włączyła się kobieta koło czterdziestki, siedząca przy oknie. Ludzie byli bardziej uprzejmi. Szanowali się nawzajem.
Chłopak w słuchawkach podniósł głowę, zaczął słuchać rozmowy.
A ja myślę odezwał się niespodziewanie iż może sami staliśmy się dla siebie obojętni? Każdy w swoim telefonie żyje, nikogo nie widzi.
Halina spojrzała na niego zaskoczona. Nie spodziewała się takich słów.
Mądrze mówisz pochwaliła starsza pani. Mam wnuka, też ciągle w komputerze. A ze mną porozmawiać czasu nie ma.
Babciu, niech pani coś opowie zaproponował chłopak, chowając telefon do kieszeni. O dawnych czasach.
Starsza kobieta ożywiła się.
A co tam opowiadać Chociaż, może jak poznałam dziadka? Też w transporcie było.
Prosimy kilka głosów odezwało się chórem.
Jechałam tramwajem, to było w pięćdziesiątym siódmym roku. A on stał obok, taki przystojny, w mundurze. Nagle tramwaj gwałtownie zahamował, ja się potknęłam, a on mnie złapał. Tak się poznaliśmy.
Romansowo uśmiechnęła się młoda matka, kołysząc dziecko.
Romansowo potwierdziła babcia. Przeżyliśmy razem sześćdziesiąt lat, aż do jego śmierci.
W autobusie zrobiło się cicho. Każdy pogrążył się w swoich myślach.
A ja z mężem poznałam się w kolejce po ch