Wspaniałe odwiedziny u przyjaciółki w urokliwym mieszkaniu.

polregion.pl 6 godzin temu

Dzisiaj odwiedziłem przyjaciółkę mojej żony, Magdę. Znają się od studiów. Były urodziny Magdy. Wszystko było wspaniale, pięknie, po prostu cudownie. Duże mieszkanie, cztery przestronne pokoje. W salonie nakryty stół: same smakołyki! Ser płynie złocistymi łzami, prawdziwy dobry ser z dziurkami. Wyśmienita kiełbasa, ziarnista, z białymi kropelkami tłuszczu. Pieczona ryba. I mięso z rożna – testowali nową kuchenkę! Młode ogórki małosolne i chrupiąca kapusta z czosnkiem. Słodkości, ciasta… To nie stół, to holenderski martwy natura.

Goście wspaniali. Rodzina i znajomi z pracy. Wszyscy szczerze gratulują, wznoszą toasty. Muzyka cicho gra w tle. Na półkach porcelanowe figurki, w oknach piękne zasłony, na podłodze miękki dywan z kwiatami, który tłumi dźwięki… Wszyscy jedli z apetytem.

Mąż Magdy podarował żonie elegancki pierścionek z brylancikiem. W końcu okazja – pięćdziesięciolecie! Dzieci serdecznie życzyły mamie wszystkiego najlepszego. Wnuczek ucałował babcię… Dla wszystkich starczyło miejsca. Wszyscy byli zadowoleni i szczęśliwi.

Potem choćby tańczyli. Gospodarze specjalnie zwolnili jeden pokój do tańca. Lekko rozgrzani jedzeniem i winem goście pląsali powolne tańce do piosenek z ich młodości. I moją żonę, Kasię, również zaprosił do tańca przystojny mężczyzna, kolega męża solenizantki.

Kasia tańczyła. Zarumieniona, z rozpuszczonymi włosami – tańczyła pięknie. Jak za młodych lat. A mężczyzna się uśmiechał, mówił komplementy. Nic więcej. Ale było miło. Po prostu przyjemnie słuchać miłych słów.

A potem Kasia spojrzała na zegarek i ocknęła się. Trzeba iść do domu. Nie iść – biec. Już późno. Trzeba podać leki teściowej, umyć ją, mąż sam nie da rady. I trzeba przygotować jedzenie na jutro, Kasia idzie do pracy po południu, ale rano czeka ją masa spraw. Potem wróci mąż, on też ma dużo na głowie. Gdy w domu jest chory, spraw nigdy nie ubywa. I nie kończą się.

A pieniędzy brak. Mąż stracił pracę, wydawnictwo się zamknęło. Na razie znalazł coś tymczasowego za grosze. A jeszcze kredyt do spłacenia, bo biznes syna się nie udał. I trzeba jechać do szpitala do synowej, już dwa tygodnie leży tam z malutkim.

Teściowa zostanie z opiekunką. A wiecie, ile teraz biorą za godzinę? No właśnie. Potrzebne są pieniądze. I jeszcze dziś w nocy trzeba posiedzieć przy komputerze, popracować, żeby potem opiekunka mogła zostać z chorą…

Te myśli wtargnęły nagle do głowy. Kasia gwałtownie się ubrała – nikt jej nie zatrzymywał. Impreza trwała. Przyjaciółka przytuliła ją na pożegnanie. Zawsze pomagała! Ale ma własne życie, własne święto. Swojego męża. Swoje dzieci. A Kasia musi wracać. Do swojego domu i swojego życia.

I Kasia poszła na przystanek w chłodnym, trzeźwiącym deszczu. Na moment przyszła jej myśl: wrócić. Wrócić do ciepła, tam, gdzie stół nakryty, gdzie gra muzyka, gdzie wszyscy tacy życzliwi i szczerzy.

Gdzie można rozmawiać nie o chorobach i pieniądzach, nie o nieszczęściach i problemach – można mówić o filmach. Wspominać śmieszne historie z młodości. Śmiać się z żartów. Albo tańczyć powolny taniec z sympatycznym mężczyzną…

Ale Kasia wsiadła do zimnego autobusu i pojechała do domu. A potem weszła do swojego małego mieszkania – powitał ją zapach choroby. Choć sprzątaj i myj ile chcesz, ten zapach nie znika. Zapach nieszczęścia – ciężko go opisać. Ale jest. I przypalona kasza – znowu nie dopilnował. Potem gar ciężko wyczyścić…

A zmęczony mąż od progu zaczął opowiadać, co lekarz zalecił jego matce. I jemu. Trzeba zapisać się do innego specjalisty, wyniki nie najlepsze.

Mieszkanie wydało się Kasi ciemne, ciasne, przesiąknięte chorobą, biedą, pechem. A mąż stał przed nią postarzały, siwy – zupełny staruszek. I żarówka w żyrandolu przepaliła się. Światła ubyło. Wszędzie pudełka z lekami, opakowania nowych prześcieradeł i pampersów, duży worek z użytymi – trzeba wynieść do śmietnika…

To był tak ostry kontrast z tym cudzym szczęśliwym domem, iż Kasia ledwo powstrzymała łzy. W gardle stanął jej gorzki guzek.

Kasia przełknęła. Uśmiechnęła się. Przytuliła męża. Powiedziała: „Dzięki, iż puściłeś mnie do Magdy. Dobrze było odpocząć. Nalej wanny, teraz wykąpiemy mamę. Nakarmiłeś ją? Dałeś leki? A swoje wziąłeś?”…

I Kasia zabrała się do pracy. To życie. Trzeba je przeżyć. Trzeba działać, walczyć, sprzątać, myć, pracować i zarabiać. Po prostu życie. I bliscy, bez których nie da się żyć. I trzeba poprawiać to, co się ma. Nie porównując zbyt często z cudzym szczęściem. Trzeba wypełniać obowiązek. I kochać. I ratować swoich, ot co.

Tak myślała Kasia. A mąż wymienił żarówkę, zrobiło się jaśniej. I mieszkanie jakby się powiększyło. A biedna chora zasnęła – będzie spokojna noc. I można jeszcze trochę popracować. Siły jeszcze są. Dla swoich siły zawsze się znajdą.

A gdy Magda napisała i spytała, czy może dać numer Kasi temu przystojniakowi, Kasia wysłała uśmiechniętą buźkę i stanowcze „Nie!”. I podziękowała za święto. Za ciepło. Za odpoczynek. Za przyjaźń. I Magda zrozumiała. Tak tylko spytała.

Bo czasem życie stawia nas przed wyborem: pokusa zamiast codziennego trudu. Ale my i tak wracamy do swoich. Do swojego życia. I robimy, co do nas należy. choćby gdy jesteśmy bardzo zmęczeni. choćby gdy tak chcemy zostać tam, gdzie ciepło i wesoło. Ale wracamy do swoich. Miłość nas przyprowadza z powrotem – i nie pozwala uciec.

Mimo wszystkich pokus…

Idź do oryginalnego materiału