Wróciłam wcześniej do domu i zastałam teściową prasującą moje rzeczy: teraz boję się zostawić bieliznę choćby w szafie.

twojacena.pl 3 godzin temu

Wróciłem wcześniej do domu i zastałem teściową prasującą moje rzeczy. Teraz boję się zostawiać w mieszkaniu choćby bieliznę.

Nigdy nie uważałem teściowej za złą osobę. Wręcz przeciwnie – szanuję ją jako matkę mojej żony, jako kobietę, która wychowała wspaniałą córkę. Ale szacunek nie oznacza, iż można wtargnąć do czyjegoś życia bez zapowiedzi. Teraz stoję oszołomiony w środku własnego mieszkania, patrząc, jak ona prasuje MOJE jedwabne koszule, a obok jej koleżanka sączy herbatę z mojej ulubionej filiżanki. Chciałbym krzyczeć. Z upokorzenia. Z bezsilności. Ze złości.

Od początku wiedziałem: przeprowadzka do niej nie wchodzi w grę. Żona przekonywała, iż to oszczędność, wsparcie, pomoc. Ale ja już wtedy czułem – jesteśmy z teściową zupełnie różni. Może i jest dobra, zaradna i pełna energii, ale w jej domu nie mógłbym oddychać swobodnie. Zostaliśmy w moim mieszkaniu. Zaproponowałem, żeby go nie wynajmować, żebyśmy zawsze mieli zapasowe rozwiązanie. Żonie początkowo wydawało się to przesadą, ale w końcu się zgodziła: nasza przestrzeń, nasze zasady, nasze życie.

Teściowa zaglądała często. Zbyt często. Dopóki robiła to, gdy byliśmy w domu – starałem się nie irytować. Była jak burza z mopem – zauważała każdy włos na podłodze, pył pod kanapą, niedokręcony ręcznik. Raz biegła myć lodówkę, innym razem szorowała plamy na ścianie, których choćby nie widziałem. Żona prosiła: „Mamo, usiądź, odpocznij”, ale ona jakby nie słyszała. Zmęczenie? To nie o niej.

Znosiłem to. Mam pracę, dodatkowe zlecenia, dom – padam ze zmęczenia. jeżeli jej marzy się mycie wanny po raz drugi – niech sobie. Nie przeszkadzam nikomu i chciałbym, żeby mnie też zostawiono w spokoju.

Czasem grymasiła, prosiła, żeby kupić coś rzadko dostępnego, robiła scenki z powodu brudnej patelni albo plastikowego pojemnika, który „trzeba wymienić”. Ale dało się to znieść.

Aż zdarzyło się coś, co podzieliło nasze życie na „przed” i „po”. Wracałem z dostarczenia dokumentów od szefa, gdy oblał mnie samochód. Brud do pasa, przemoczony do kości. Zadzwoniłem do biura – kazali wracać, dzień i tak się kończył, na recepcji w takim stanie nie mogłem siedzieć.

Wszedłem do mieszkania, nie rozbierając się, i usłyszałem głosy. Serce podskoczyło: może żona też wróciła wcześniej! Ale nie – to była teściowa. Ze swoją przyjaciółką. Na desce do prasowania – MOJE rzeczy. MOJE jedwabne, drogie koszule, które pierę tylko ręczni osobno, z największą ostrożnością – a ona je prasowała zwykłym żelazkiem, podczas gdy jej przyjaciółka opowiadała coś śmiesznego, nie widząc, jak świat zawalił mi się pod nogami.

Idź do oryginalnego materiału