W małym miasteczku na południu Polski, gdzie stare bloki skrywają rodzinne tajemnice, moje życie, pełne miłości do córki i wnucząt, zamieniło się w gorzkie rozczarowanie. Ja, Zofia, rzuciłam wszystko, żeby być blisko córki i jej bliźniaczek, ale okazałam się obca we własnym mieszkaniu. Mój dom zajął syn synowej, a ja, jak służąca, zostałam na marginesie własnego życia.
Kiedy moja córka, Kinga, urodziła bliźniaczki, Hanię i Olę, zrozumiałam, iż będzie jej ciężko. Mieszkała z mężem, Jackiem, w Łodzi w wynajętym mieszkaniu, więc bez wahania się przeprowadziłam, żeby pomagać. Miałam przytulne dwupokojowe mieszkanie, które wynajmowałam, ale dla córki je zostawiłam i zamieszkałam z nimi. Chciałam być pod ręką: gotować, sprzątać, zajmować się dziewczynkami, żeby Kinga mogła choć trochę odetchnąć. To była moja powinność, moja miłość.
Ale w Łodzi spotkała mnie niespodzianka. Jacek miał starszą siostrę, Agnieszkę, która ciągle się wtrącała. Jej syn, 22-letni Kamil, nagle znalazł się w moim mieszkaniu. Agnieszka przekonała Kingę i Jacka, iż Kamil zamieszka tam „tylko chwilowo”, dopóki nie znajdzie pracy w Łodzi. Byłam przeciw – to mój dom, moja własność, ale córka błagała: „Mamo, to na krótko, przecież to rodzina”. Ustąpiłam, myśląc, iż wrócę, kiedy pomoc nie będzie już potrzebna.
Minęły dwa lata. Hania i Ola mają już dwa lata, a ja wciąż mieszkam u córki w ciasnym wynajętym mieszkaniu, śpiąc na rozkładanej kanapie w salonie. Moje życie zamieniło się w niekończący się cykl obowiązków: gotuję, piorę, sprzątam, wychodzę z dziewczynkami. Kinga i Jacek dziękują, ale czuję się jak darmowa pomoc domowa, a nie jak członek rodziny. Najgorsze, iż moje mieszkanie, mój jedyny kąt, teraz należy do Kamila.
Kamil nie tylko tam mieszka. Sprowadził dziewczynę, Magdę, i urządzili się tam, jak u siebie. Meble, które pieczołowicie przechowywałam latami, są zniszczone, ściany poplamione, a moje rzeczy walały się w schowku. Dowiedziałam się, iż Kamil nie płaci choćby za media – robię to ja, z mojej emerytury, żeby nie stracić mieszkania. Kiedy przyjechałam to sprawdzić, przywitał mnie zimno: „Zofio, niech się pani nie martwi, jesteśmy tu ostrożni”. Ale jego „ostrożnie” to chaos, od którego serce mi się ściska.
Próbowałam rozmawiać z Kingą. „To moje mieszkanie! – błagałam. – Dlaczego obcy chłopak tam mieszka, a ja śpię na rozkładanym łóżku?” Córka spuszczała wzrok: „Mamo, Agnieszka obiecała, iż Kamil niedługo się wyprowadzi. Poczekaj, nie możemy ich wyrzucić, to krewni Jacka”. Jej słowa bolały jak nóż. Poświęciłam wszystko dla niej i wnuczek, a ona broni obcych, a nie mnie.
Jacek milczał, unikając konfliktu. Agnieszka, kiedy do niej zadzwoniłam, bezczelnie oświadczyła: „Pani mieszkanie stało puste, a Kamil potrzebuje gdzieś mieszkać. I tak pani z niego nie korzysta!” Jej bezczelność dobiła mnie. Czułam, iż odbiera mi moje życie, mój dom, moją dumę, a ja jestem bezsilna. W nocy płakałam, patrząc na śpiące Hanię i Olę. Kocham je, ale za co mam takie upokorzenie?
Sąsiadka z dawnego bloku, dowiedziawszy się o sytuacji, zaproponowała pomoc prawnika, żeby odzyskać mieszkanie. Ale boję się. jeżeli zacznę wojnę z Kamilem, Kinga i Jacek mogą się ode mnie odwrócić. Już sugerowali, iż „utrudniam wszystkim życie”. Rozdarta jestem między chęcią odzyskania swojego a strachem przed utratą córki. Moja dusza krzyczy z niesprawiedliwości: oddałam wszystko dla rodziny, a teraz nie mam miejsca choćby we własnym domu.
Każdego dnia zajmuję się wnuczkami, gotuję obiad, piorę ich ubrania, ale czuję się niewidzialna. Kinga nie widzi mojego zmęczenia, Jacek unika wzroku. Kamil i Magda żyją w moim mieszkaniu jak u siebie, a ja, 60-letnia kobieta, śpię na skrzypiącej kanapie. Ich śmiech, kiedy proszę o opłacenie rachunków, brzmi jak szyderstwo.
Nie wiem, jak dalej żyć. Wybaczyć córce jej obojętność? Wyrzucić Kamila i stracić rodzinę? Czy pogodzić się, stając się cieniem w życiu tych, dla których poświęciłam wszystko? Miłość do Hani i Oli mnie trzyma, ale złość niszczy duszę. Marzyłam, żeby być babcią, a nie służącą, ale los mnie okrutnie zaskoczył. Mój dom, mój spokój, moje życie – wszystko zabrane, i nie wiem, czy starczy mi siły, by to odzyskać.