– Dokąd to się wybierasz? – zapytała spokojnie Anna, patrząc, jak mąż zarzuca czystą koszulę.
– No, umówiliśmy się z chłopakami. Na piwo, pogadać – odparł Krzysztof, choćby na nią nie patrząc.
– A ze mną masz w ogóle zamiar kiedyś spędzić czas? – Anna próbowała się uśmiechnąć, ale wyszło gorzko.
– No ty przecież wciąż w pracy! Skąd miałem wiedzieć, iż dziś akurat wcześniej skończysz?
Pytanie wydawało się logiczne. Tyle iż było ich już za dużo – tych logicznych, wygodnych wymówek. Anna miała dość. Dość bycia tą, która wszystko rozumie, wybacza i płaci.
Kiedyś myślała, iż znalazła swojego człowieka. Krzysztof był troskliwy, skromny, trochę młodszy – ale czy wiek ma znaczenie, gdy dusze są blisko? Poznali się przez przyjaciółki mamy, wzięli ślub, zamieszkali w jej przestronnym mieszkaniu. On pracował… byle jak. Ale jej wystarczało. Dla dwojga.
Pierwsze ostrzeżenia pojawiły się po roku. Romans. Potem drugi, trzeci. Przeprosiny, łzy, obietnice. A za tym – zakupy. Konsola, komputer, nowy telefon… Teraz – samochód.
– Aniu, no przecież to wygodne! Będę cię odwoził z pracy, dziecko do przedszkola… – marzył Krzysztof.
– Najpierw pojawiaj się w domu – odcięła. Ale nawyk wybaczania okazał się silniejszy.
Aż pewnego niedzielnego ranka zadzwonił telefon.
– Halo, proszę puścić Krzysztofa! – rozległ się młody kobiecy głos.
– Przepraszam, kto mówi?
– My się kochamy! A pani… pani tylko przeszkadza!
Anna słuchała w milczeniu.
– Pewna jesteś, iż wasze uczucie jest warte więcej niż pieniądze? – w końcu zapytała.
– Oczywiście!
– Sprawdźmy.
– Jak to?
– Zabierz go. Na zawsze.
Odłożyła słuchawkę i spokojnie spakowała jego rzeczy do walizki.
Po dziesięciu minutach wrócił Krzysztof. Zatrzymał się w drzwiach, wpatrując się w walizkę.
– My… gdzieś jedziemy?
– Ty – tak. Gdzie chcesz.
– O co chodzi?
– Właśnie o to. Rozwodzimy się.
– Z powodu jakiejś głupiej laski? Żartowałem, Aniu! Przecież chcieliśmy założyć rodzinę! Kupić auto!
– Tak. Teraz sama kupię sobie auto. Sama zrobię prawo jazdy. I dziecko – też bez ciebie, jeżeli zechcę. Dziękuję za motywację.
Próbował się kłócić. Przekonywać. Manipulować. Ale Anna była spokojna.
Rok później wysiadła z nowego auta na parkingu galerii handlowej. Prawo jazdy, pewne spojrzenie, lekki uśmiech. I nowa sukienka, którą uwielbiał jej obecny wybranek – dojrzały, odpowiedzialny, bez pretensji.
Dostrzegłszy w oddali Krzysztofa, Anna na chwilę zatrzymała wzrok.
– Kupiłaś tę, o której mówiłem? Ale… ja chciałem czarną.
– A ja – czerwoną. I ją mam.
Ruszyła dalej, zostawiając go w cieniu. Bez słów. Bez żalu. Bez niego.