Mieszkanie Julii — i zero rodziny
Julia myła naczynia, gdy zadzwonił domofon. Na progu, jak grom z jasnego nieba, stała jej teściowa.
— Cześć, Julciu — powiedziała z udaną czułością Danuta Januszewska. — Postanowiłam was odwiedzić. Wpadłam na herbatę!
Julia zaprosiła ją do kuchni, nastawiła czajnik i krzyknęła do męża:
— Krzysiu, twoja mama przyszła!
Po chwili cała trójka siedziała przy stole. Teściowa powoli mieszała cukier w herbacie, spoglądając na synową z charakterystycznym przymrużeniem oczu, za którym Julia od dawna wyczuwała rodzącą się manipulację.
— Wiesz, Krysiu — zaczęła Danuta — Bartek zaproponował Asi, żeby się do niego przeprowadziła. Wyobrażasz sobie? Jeszcze przed ślubem!
— No to się wpakował — zaśmiał się Krzysztof. — Asia mu pokaże. Spokojnego życia nie zazna!
— Mylisz się! — odparowała dumnie teściowa. — Asia to zupełnie inna para kaloszy. Skromna, rozsądna, nie to co niektóre…
Julia złapała to spojrzenie. Kamień, jak zwykle, leciał w jej stronę. Znów udawała, iż tego nie widzi.
— A wiesz, co Bartek jeszcze zrobił? — podniosła palec Danuta. — Kupił jej mieszkanie! Wyobrażasz? Na ślub! Prawdziwy mężczyzna!
Krzysztof skrzywił się.
— Zobaczymy, co tam kupił. Dopóki nie zobaczę papierów, nie uwierzę.
— Oto, co znaczy dobry wybór! — nie dawała za wygraną Danuta. — A ty, między nami mówiąc, masz żonę z mieszkaniem, a sam choćby nie jesteś współwłaścicielem.
Julia wyszła z kuchni. Serce ścisnęło się w piersi. Znów ta sama piosenka — o „przepisaniu połowy”, „sprawiedliwości”, „wspólnej rodzinie”. Minął rok od ślubu, a Danuta Januszewska wciąż próbowała wydrzeć choć kawałek mieszkania synowej.
Krzysztof też zaczął naciskać: iż się z niego śmieją, facet bez własnego M. Kupił samochód, zrobił remont, meble — a wszystko cudze.
— Nikt cię nie okłamywał, Krzysiu — odpowiadała Julia. — Nie ożeniłeś się z mieszkaniem, tylko ze mną. Czyż nie?
Milczał. Do kolejnej wizyty matki.
Gdy pewnego dnia zawitała władcza ciotka Krzysztofa, ten zaczął snuć opowieści.
— Tak, kupiliśmy mieszkanie. Głównie za moje pieniądze — oznajmił pewnym siebie tonem.
Julia omal nie zakrztusiła się herbatą. Kłamstwa płynęły wartkim strumieniem. Milczała. Nie dla niego — dla siebie.
Potem przyszedł kolega, Marek. Krzysztof znów rozpuścił ogon:
— Wchodź, czuj się jak u siebie. Mieszkanie w końcu nasze, z Julką!
— Brawo! — zachwycił się kolega. — Ożeniłeś się, mieszkanie masz. I auto zajebiste!
Julia patrzyła i nie wierzyła własnym oczom. Gdzie ten uczciwy, prosty chłopak, którego pokochała?
Spakowała rzeczy i wyjechała do rodziców.
— Mamo, nie daję rady. Czuję się nie jak żona, tylko jak inwestycja. Ożenił się tylko przez to mieszkanie…
— Zastanów się, córeczko. Ale mieszkania — nikomu, słyszysz? Ani centymetra!
Julia wróciła. niedługo zjawiła się teściowa. Bez zapowiedzi, roztrzęsiona, ze łzami w oczach.
— Krzysiu, tragedia! Bartek rzucił Asię. Koniec ze ślubem. A ona nabrała kredytów: auto, ciuchy, telefon…
— A co my do tego? — zmieszał się Krzysztof.
— Trzeba pomóc. Niech Julia przepisze ci połowę mieszkania. Zastawicie, spłacicie dług. Potem wszystko zwrócicie!
Julia oniemiała. Ale gwałtownie ochłonęła.
— Nigdy! To mieszkanie to prezent od moich rodziców. choćby o jeden procent nie macie co liczyć!
— Bezduszna! — wrzasnęła Danuta.
Julia wyszła do pokoju, ale usłyszała, jak matka z synem szepczą pod drzwiami.
— Zrobiłam, co mogłam, synku. Ale ona się nie zgadza…
— Spróbuję coś jeszcze wymyślić — mrukJulia zatrzasnęła drzwi sypialni, wiedząc, iż to nie koniec ich prób, ale teraz była gotowa bronić swojego domu do końca.