Wodnik-przebiegły: Historia o karze za chciwość

twojacena.pl 23 godzin temu

Drzwi skrzypnęły niemal natychmiast, gdy tylko nacisnął dzwonek. Na progu stała starsza kobieta, wyglądająca na około osiemdziesiąt lat, o przenikliwym, drwiącym spojrzeniu.

— Dzień dobry — powiedział grzecznie młody mężczyzna.

— I wzajemnie, młodzieńcze — odparła. — Ale co to za wizyta bez zapowiedzi? choćby nie zapytałam „kto tam”, czy się nie boisz, babci?

— Ja, mój drogi, już wszystkiego w życiu się bałam — uśmiechnęła się staruszka. — Teraz to ja mogłabym ludziom strachy opowiadać. Wchodź, z opieki społecznej przyszedłeś czy skąd?

— Babciu, jestem z firmy, która produkuje cudowne filtry do wody. Podłączysz — i woda z kranu smakuje jak źródlana. Czysta, bez chemii. Jak dawniej, gdy można było pić prosto ze strumienia.

— O, widzisz go, wodnik do mnie zawitał — zdziwiła się babcia. — To dobra sprawa. Wchodź.

Mężczyzna demonstracyjnie wytarł buty o wycieraczkę.

— Mogę nie zdejmować butów? — spytał, patrząc na podłogę.

— Zostaw, nie ma sprawy. Córka później umyje, jeszcze młoda, nie to co ja — stara wiedźma.

— Co pani mówi, taka pełna życia, urodziwa, rumiane policzki — zaraz na potańcówkę — mruknął z udawanym uśmiechem. — A gdzie kuchnia? Pokazałbym towar…

— Pochlebco — prychnęła babcia. — W lustra dawno nie zaglądam, więc uwierzę ci na słowo. Chodź, pokażę.

Gdy weszli do kuchni, mężczyzna, rozejrzawszy się, nagle zapytał:

— A dlaczego pani nie widzi swojego odbicia? Wampirzyca?

— Nie, nie — zaśmiała się staruszka. — Po prostu córka zawiesiła lustra za wysoko, a ja niska jestem. Nie dosięgnę, choćby jeżeli podskoczę.

Zaczął montować filtr, coś dokręcał, pokazywał mętną wodę przed i krystalicznie czystą po. Babcia słuchała uważnie, przytakiwała.

— Kupię — oznajmiła nagle. — Ale najpierw napij się ze mną herbaty. Samotnie nie lubię. Pięć minut — nie dłużej. Mam świetną herbatę, ziołową.

Szybko nastawiła wodę, zaparzyła aromatyczny napar. Pokój wypełnił się zapachem mięty i lipy.

— Rodzina jest? — spytała niby od niechcenia. — Dzieci?

— Nie, sam jestem.

— I dobrze. Jeszcze za wcześnie na dzieci. A herbata jak?

— Cudowna, babciu. Skąd ją pani bierze?

— Ja nie biorę. Przynoszą mi ją wróżki na urodziny.

Roześmiał się, myśląc, iż żartuje. Ale niedługo uśmiech zniknął z jego twarzy.

— Powiedz mi, chłopcze, po co chodzisz po domach? Dla czystej wody? Nie wierzę.

Nagle zaczął mówić, jakby nie z własnej woli:

— Nie, oczywiście. Kupuję tanie filtry w sklepie, a sprzedaję dwadzieścia razy drożej. Czasem coś do wody dorzucę, żeby lepiej smakowała. Ludzie dają się nabrać, a ja zarabiam.

— Właśnie o to chodzi — spokojnie skinęła staruszka. — A przecież ostrzegałam: herbata jest magiczna. Kto ją pije — nie może kłamać. Wróżki, mówisz? Tak. To one zrobiły tę mieszankę. Za twój oszust — zostaniesz ukarany.

Chciał zaprotestować, ale już nie mógł — jego ciało zaczęło rozpływać się w lekką mgiełkę, która powoli opadła do miedzianej miski podstawionej przez babcię.

— Chciałeś być wodnikiem? No to teraz nim będziesz. Nasz rzeczny od dawna prosił o pomocnika. Dziesięć lat na rzece odrobisz, potem zobaczymy.

Wzięła miskę i wylała wodę do zlewu.

— Aha, „dlaczego się nie odbijam, babciu?”. Bo mam już trzysta lat. A lustra córka powiesiła wysoko, żeby ludzie się nie bali.

Roześmiała się sama do siebie.

— Pierwszy był od licznika — teraz piorunami kieruje. Powietrze — to jego żywioł. A twój — woda. Poznacie się. Przy następnej burzy.

Staruszka przeszła obok lustra, w którym nie odbiło się nic. Tylko cień przemknął po podłodze i rozpłynął się w ciszy starego mieszkania.

Idź do oryginalnego materiału