Wódka leje się strumieniem, lodówka pusta – impreza w polskim stylu.

polregion.pl 2 tygodni temu

Wszyscy piją, piją, butelek pełno, a jedzenia ani trochę.
W domu zawsze byli goście. Gości u nich było prawie non stop.
Wszyscy piją, piją, butelek pełno, a jedzenia ani trochę. Chociaż kawałek chleba by się znalazł ale na stole same pety i pusta puszka Leon jeszcze raz uważnie przejrzał stół, ale nic do jedzenia nie znalazł.
Dobrze, mamo, idę powiedział chłopiec i zaczął powoli wkładać swoje podarte buty.
Wciąż miał nadzieję, iż mama go jednak zatrzyma i powie:
Gdzie ty, synku, wychodzisz głodny, a na dworze zimno. Zostań w domu. Zaraz ugotuję kaszę, wyproszę gości i posprzątam podłogę.
Zawsze czekał na czułe słowo od mamy, ale ona nie lubiła mówić czułych słów. Jej słowa były jak kolce, od których Leon chciał się skulić i schować.
Tym razem postanowił odejść na zawsze. Leon miał sześć lat i czuł się już wystarczająco dorosły. Najpierw musiał zdobyć trochę złotówek i kupić bułkę, może choćby dwie Brzuch mu burczał i domagał się jedzenia.
Nie wiedział, jak zdobyć pieniądze, ale idąc koło kiosków, zobaczył wystający ze śniegu pusty butelkę. Przypomniał sobie, iż butelki można zwrócić i wtedy będzie miał trochę grosza. Chłopiec włożył butelkę do kieszeni, potem znalazł zgniecioną reklamówkę przy przystanku. Przez pół dnia zbierał butelki.
Butelki już było sporo, wesoło brzęczały w reklamówce. Leon już wyobrażał sobie, jak kupi miękką, pachnącą bułkę z jagodami albo malinami, a może choćby z marmoladą, ale pomyślał, iż bułka z marmoladą może kosztować więcej, i postanowił poszukać jeszcze trochę.
Zbłądził na dworzec. Na peronie podmiejskich pociągów, gdzie mężczyźni piją piwo, czekając na pociąg, Leon zostawił ciężką reklamówkę koło kiosku, a sam pobiegł po zostawioną właśnie butelkę. Gdy biegł, jakiś brudny, zły mężczyzna zabrał jego butelki. Leon poprosił, żeby oddał mu reklamówkę, ale mężczyzna spojrzał na niego tak groźnie, iż chłopiec musiał się odwrócić i odejść.
Marzenie o bułce zniknęło jak miraż.
Zbieranie butelek nie jest łatwe pomyślał Leon i znów zaczął wałęsać się po zaśnieżonych ulicach.
Śnieg był mokry i lepki. Nogi chłopca marzły i drętwiały. Już zupełnie się ściemniło. Nie pamiętał, jak znalazł się w klatce schodowej i, przytulony do kaloryfera, zapadł w ciepły sen.
Obudził się i pomyślał, iż wciąż śni, bo było ciepło, spokojnie i przytulnie, a zapach był pyszny, pyszny!
Do pokoju, w którym spał, weszła kobieta. Była piękna i patrzyła na niego łagodnie.
No cóż, chłopczyku zapytała rozgrzałeś się? Wyspałeś się? Chodźmy na śniadanie. W nocy wracałam, a ty spałeś w klatce schodowej jak jakiś piesek. Wzięłam cię i przyniosłam do domu.
Czy teraz to mój dom? zapytał Leon, nie wierząc w swoje szczęście.
jeżeli nie masz domu, to będzie odpowiedziała kobieta.
Później wszystko było jak w baśni. Nieznana ciocia karmiła go, opiekowała się nim, kupowała nowe ubrania. Powoli Leon opowiedział jej wszystko o swoim życiu z mamą.
Dobra ciocia miała imię, które wydawało mu się baśniowe Lijana. W rzeczywistości imię było zwykłe, ale Leon mało żył i pierwszy raz je usłyszał. Postanowił, iż tylko dobra wróżka może mieć taki piękny i niezwykły wdzięk.
A chciałbyś, żebym była twoją mamą? zapytała go pewnego razu, przytulając go mocno, jak to robią prawdziwe, kochające matki.
On, oczywiście, chciał, ale
Szczęśliwe życie skończyło się nagle. Po tygodniu przyszła jego mama.
Mama była prawie trzeźwa i krzyczała na kobietę, która go przygarnęła: Nikt mi jeszcze nie odebrał praw rodzicielskich, a ja mam prawo do syna.
Gdy wyprowadziła Leona, z nieba posypały się płatki śniegu, a jemu wydawało się, iż dom, w którym została dobra ciocia, przypomina biały zamek, pokryty magicznymi płatkami.
Później życie stało się bardzo ciężkie. Mama piła. Leon uciekał z domu. Nocował na dworcach, zbierał butelki, kupował chleb. Nie nawiązywał znajomości, nikogo nie prosił o pomoc.
Z czasem jego mamie odebrano prawa rodzicielskie, a Leona umieszczono w domu dziecka.
Najsmutniejsze było to, iż nie mógł sobie przypomnieć, gdzie jest ten dom, który przypominał biały zamek, gdzie mieszkała dobra kobieta o baśniowym imieniu.
Minęły trzy lata.
Leon mieszkał w domu dziecka. Był zamkniętym w sobie i małomównym chłopcem. Jego ulubionym zajęciem było odsuwanie się i rysowanie. I zawsze rysował to samo biały dom i spadające z nieba płatki śniegu.
Pewnego dnia do domu dziecka przyjechała dziennikarka. Wychowawczyni oprowadzała ją po wszystkich pomieszczeniach i przedstawiała dzieci. Podeszli do Leona.
Leon to dobry, interesujący chłopiec, ale ma problemy z adaptacją w grupie. realizowane są do dziś, choć jest z nami już trzy lata. Pracujemy nad tym, żeby umieścić go w rodzinie wyjaśniała dziennikarce.
Poznajmy się, nazywam się Lijana zaproponowała dziennikarka Leonowi.
Chłopiec nagle ożył i zaczął mówić! Mówił zupełnie niespodziewanie dla wszystkich! Zamknięty w sobie i cichy chłopiec z zapałem opowiadał jej o innej dobrej cioci Lijanie. Wydawało się, iż z każdym słowem jego dusza się rozgrzewa. Oczy mu błyszczały, policzki się zaróżowiły. Wychowawczyni obserwowała jego przemianę ze zdumieniem.
Imię Lijana okazało się złotym kluczem do serca chłopca.
Dziennikarka Lijana nie mogła powstrzymać łez, słuchając historii życia Leona. Obiecała napisać o nim w lokalnej gazecie i może ta dobra ciocia przeczyta gazetę i zrozumie, iż Leon czeka na spotkanie z nią.
Dotrzymała słowa. I stał się cud.
Ta kobieta nie prenumerowała gazet, ale miała urodziny, a koledzy z pracy podarowali jej kwiaty, a ponieważ na dworze była zima, kwiaty

Idź do oryginalnego materiału