Wnuk chciał ją wyrzucić, więc sprzedała mieszkanie i wyjechała za granicę.

newsempire24.com 3 tygodni temu

Kiedy babcia dowiedziała się, iż wnuk chce ją wyrzucić, gwałtownie sprzedała mieszkanie i wyjechała do Europy.

Coraz częściej przekonuję się, iż żadne więzy krwi nie gwarantują miłości, szacunku i troski. W naszej rodzinie zdarzyła się historia, od której do dziś serce zamiera – opowieść o tym, jak wnuk niemal wyrzucił własną babcię z jej mieszkania. Ale ona okazała się sprytniejsza od nas wszystkich i postąpiła tak, iż jedni teraz rwą włosy z głowy, a inni podziwiają jej siłę i charakter.

Poznajcie Stanisławę Bogumiłę. Ma siedemdziesiąt pięć lat i jest ucieleśnieniem energii, euforii życia i mądrości. Za sobą ma długą pracę, wychowanie dwojga dzieci i pomoc każdemu, kto potrzebował. Po śmierci męża została sama w przestronnym, trzypokojowym mieszkaniu w samym centrum Łodzi. I właśnie na ten dom pożądliwie spoglądał jej wnuk – Marek, brat mojego męża.

Marek z żoną i trójką dzieci od lat tłoczyli się w ciasnocie u teściowej. Hałas, kłótnie co drugi dzień. Kupować własne mieszkanie? Nie chcieli: „Po co spłacać kredyt, skoro jest babcia z mieszkaniem?”. I co tu czekać? „Stara niedługo odejdzie, i wszystko będzie nasze”. Nie mówili tego głośno, ale widać to było w każdym ich spojrzeniu, w każdym szyderczym uśmieszku Marka i jego żony Anity.

Ale Stanisława Bogumiła miała inne plany. Nie narzekała, żyła aktywnie – chodziła na koncerty, do muzeów, a choćby na randki, co szczególnie wkurzało Marka. Nie mógł pojąć: „Jak to? Powinna już siedzieć przed telewizorem i czekać na koniec, a ona tylko w podróże”. Czekanie na śmierć babci stawało się nudne. Wtedy Marek postanowił przyspieszyć sprawę – zaproponował babci „po dobroci”, żeby przepisała mieszkanie na niego, a sama przeniosła się do domu opieki. Argumenty były „przekonujące”: „Będziesz miała opiekę i lekarzy, a tu tylko nam przeszkadzasz”.

Babcia, usłyszawszy to, wstała w milczeniu, weszła do sypialni i zamknęła się na klucz. A już następnego dnia była u nas – u mnie i mojego męża. Od dawna wiedzieliśmy o planach Marka i wcześniej proponowaliśmy babci, by zamieszkała z nami, a mieszkanie wynajęła, by zbierać na swoje marzenie – podróż do Japonii. Stanisława Bogumiła wahała się, ale po słowach wnuka – zdecydowała się natychmiast.

Pomogliśmy jej wynająć mieszkanie – trafili się spokojni lokatorzy. Babcia zaczęła oszczędzać. Wtedy Marek wpadł w szał: zadzwonił, urządził awanturę, oskarżył mojego męża o „zaczadzenie” babci i zażądał… pieniędzy z czynszu. Jego żona Anita zaczęła nas nachodzić – najpierw z dziećmi, potem sama. Gadała, wypytywała o „zdrowie ukochanej babuni”. Ale cel był jasny – czekali, aż babcia wreszcie odejdzie, a mieszkanie przejdzie na nich.

Ale życie napisało inny scenariusz.

Stanisława Bogumiła poleciała do Japonii. Jej oczy błyszczały z radości, gdy przysyłała nam zdjęcia z Kioto, gdzie podziwiała kwitnące wiśnie. A gdy wróciła – nie zamierzała się zatrzymywać. Powiedziała: „Chcę więcej”. Z mężem zaproponowaliśmy, by sprzedała mieszkanie, kupiła małe jednopokojowe na obrzeżach, a resztę pieniędzy przeznaczyła na podróże.

Sprzedała swoją „trójkę” i kupiła przytulne kawalerko w nowej dzielnicy. A za pozostałe pieniądze wyruszyła do Europy: zwiedziła Włochy, Niemcy, a we Francji… poznała mężczyznę. Francuza, wdowca, emeryta. Spotkali się na wycieczce, a miesiąc później… wzięli ślub. Tak, brzmi to nieprawdopodobnie, ale choćby polecieliśmy na ich wesele. Mała ceremonia pod Paryżem, szampan, świece, śmiech. Było to tak wzruszające i piękne.

A Marek? Znów się pojawił. Znów domagał się od babci… tym razem jej nowego mieszkania. „Niech odda tę kawalerkę, skoro wyjechała do męża! Mamy troje dzieci, a mieszkać nie ma gdzie!” – ryczał przez telefon. Do dziś nie wiem, jak chcieli się tam wszyscy wepchnąć.

Babcia tylko się uśmiechnęła: „Jeśli chcecie, przyjedźcie w odwiedziny – mamy z Pierre’em taką piękną tarasę”.

Teraz często rozmawiamy przez telefon. Jest szczęśliwa. Mówi, iż po raz pierwszy czuje, iż żyje dla siebie. Nic od nas nie chce, ale zawsze jesteśmy w kontakcie. I wiecie, co w tej historii jest najstraszniejsze? Nie to, iż Marek z żoną czekali na jej śmierć. Ale to, iż nie potrafili w niej zobaczyć człowieka. Tylko metry kwadratowe.

Więc morał jest prosty: nie mieszkanie zdobi człowieka, ale dobroć i miłość. A jeżeli stawiacie majątek ponad rodzinę – nie zdziwcie się, gdy na końcu zostaniecie z niczym.

Idź do oryginalnego materiału