Właśnie wtedy mieszkaliśmy z mężem w mieszkaniu mojej teściowej, gdy on nas zostawił i odszedł do innej kobiety. Z czasem nauczyłam się radzić sobie sama — sama zarabiałam, sama robiłam remonty, sama wychowywałam dziecko. Ale dziś żałuję jednej rzeczy — tej swojej największej życiowej pomyłki

przytulnosc.pl 2 tygodni temu

Z Pawłem poznałam się na studiach. Na czwartym roku wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy u jego mamy. Początki były naprawdę dobre — dogadywaliśmy się bez słów, a choćby porady teściowej wydawały mi się wtedy przydatne i nieinwazyjne. Słuchałam jej, starałam się nie sprawiać problemów. Ale to szczęście trwało zaledwie trzy lata. Po narodzinach naszej córeczki wszystko się zmieniło — czego kompletnie się nie spodziewałam.

Przez długi czas nie mogłam dojść do siebie. Ciągle byłam zmęczona, smutna, rozczarowana sobą. Miałam wrażenie, iż stałam się brzydka, nieciekawa, iż nic już we mnie nie ma z tamtej dziewczyny. Pampersy, płacz dziecka, ciągłe komentarze teściowej, która zawsze była niezadowolona — to wszystko zaczęło mnie przytłaczać. Nasza relacja z Pawłem stygła z każdym dniem. Każda jego próba pomocy kończyła się moimi łzami i nerwami, a nasza dawna bliskość zamieniła się w nieustanną złość. Paweł milczał, próbował nas utrzymać, zajmował się małą, ale jak długo można żyć z wiecznie rozgoryczoną i sfrustrowaną kobietą?

Zaczął późno wracać z pracy, unikał rozmów, unikał mnie. I w sumie go rozumiałam. Ale to nie sprawiało, iż czułam się lepiej. Wręcz przeciwnie — żal do świata i do niego rósł. Coraz częściej płakałam i myślałam, iż to tylko jego wina, iż nasz związek się sypie. Aż w końcu nie wrócił na noc. Potem znowu. I już wiedziałam, iż ma inną. Telefon dzwonił nocą, w aucie czułam perfumy, których nie używałam, a w domu panowało ciągłe napięcie.

I stało się — Paweł odszedł. Zostawił mnie z kilkumiesięcznym dzieckiem i wyprowadził się do innej. Uciekł od odpowiedzialności. Przetrwałam bez niego najcięższe momenty swojego życia. Brak pieniędzy, samotność, problemy mieszkaniowe i brak jakiegokolwiek wsparcia z jego strony.

Ale, jak to mówią, czas leczy rany. Najgorsze już za mną. Jednak myśl, iż moje dziecko rośnie bez ojca, nie daje mi spokoju. Przecież ono zasługuje na to, by mieć tatę, który nosi je na barana, odbiera ze szkoły, przytula przed snem. I w tym też widzę swoją winę. Dziś, z perspektywy czasu, rozumiem, jak bardzo ja sama zawiniłam. Teraz próbuję się zmienić, dojrzewam, ale wtedy, kiedy Paweł o to prosił, widziałam winę tylko w nim.

Mam nadzieję, iż jeszcze spotkam kogoś, kto pokocha mnie i będzie dobrym ojcem dla mojego syna. Ale dlaczego wcześniej myślałam tylko o sobie?

Idź do oryginalnego materiału