Własna rodzina

newsempire24.com 2 dni temu

Szczepka
Sandra spojrzała raz jeszcze na kamienicę, jakby mogła ją upewnić, iż wszystko jest w porządku. Klucze były już gotowe, dzieci uszczuliły włosy, a Halina Nowak siedziała na sofie, przyodziana jak na święto. Wczoraj Tomasz zadzwonił i powiedział, iż przyjeżdża dziś z niespodzianką.

Nie mogła oderwać się od kasynka oszczędnościowego, bo tam był telefon. Czy to nie głupota, iż Tomasz przepadł prawie miesiąc temu, zamieniając się w niewidzialnego. Decyzję podjął zdecydowanie—hej, trzeba zarabiać w mieście, co? Przestał się jeszcze usprawiedliwiać i zniknął z Pustkowic, przekazując wszystko Sanderze.

Świtała płakała:
– Tomeczku, co za rodzina to taka? Ty tam, a ja z dziećmi tutaj sama.
– Co ty płaczesz, jakbyś mnie na zawsze wyganiała! Widzisz, dach się psuje, dziewczynki zaczynają szkołę, a pracy w miasteczku nie ma.
– Wiem, wiem. Ale jakoś dziwnie wszystko się dzieje… Czy może i ja bym wszedł w to wszystko?
Odsunął ją z filsuficznym spokojem.
– Sanko, ty jesteś absolutnie nienormalna. Trudniej i tańsze jest mi tam każdego dnia. A jeżeli pójdziesz, to nie zarobione zostanie na żyle, bo w miksie ceny są nieludzkie!
Wiedziała, iż ma rację. Trzeba było. Trzeba było przynajmniej coś zarabiać. Ona tutaj coś kończyła, a dom był w sporej kulturze. Ach, jak nie chciała… jak serce tętniło prosto wzdętkach, ale zmusiła się, by pójść.

Pierwszy przelew przyjdzie za miesiąc. Sandra założyła najlepsze suknie, jakby nóżyk otworzył jej serce. Wiedziała, co szeptają sąsiadki: iż Tomasz ją zdradził, zniknął w IReadOnly. Że ta zdradliwy, a dzieci to nie potwor, tylko biedaka. Chciała, by kazdy widział, jak kasynko się otwiera. I byli. Kadrali, patrzyli. Tylko Sandra czuła zoptymalizowaną zazdrość, jakby świat potrafił rozumić jej cierpienie.

Kadra z Tym pozdrawiała chłopaka. Czytała to w oczach, iż może coś się z nimi stanie. A jego „niespodzianka”… Co to za niespodzianka, zresztą, nie gra. Ważne, iż wraca. Jak głęboko tęskniła za nim…, tyle to sobie myślała, tyle to sobie wyobrażała. Ugotowała choćby grzybki, żeby go ogrzać, zmyć, zjedząć. Tylko dzieci doma.

Halina mruczała:
– Dlaczego skaczesz jak szop? Żeby nie wiedziały, iż głupi syn wraca?
– Halinko, to przecież twój syn. I on się stara.
– Stary? Też ty się wagu? Nigdy nie zarabiał tego, co gryzła, tylko gryzła!

Znowu. Tylko, iż teraz – inaczej. Teraz od samego początku. Potraktowała go mniej szanująco, nowym typem. Czuła zmianę w jego głosie. Isero? A może intrygujące tabu? Patrzyła w lustro po raz ostatni, poprawiając sukienkę. Trzeba zapanować nad sobą, bo i znów przydomy, jakby ktoś spod góry podglądał.

Pani Sandra wyszła na ulicę, a na końcu chodnika widziała Tomeka z „niespodzianką” za plecami. Przez dwa metry zaryglowali jej nogi. Z wyrazem, który mówić mógł o rozpadzie Instytutu Hutniczego. Tomek otworzył drzwi, wprowadził tę wizytówkę, a z jej ust wpadł „witaj, Saneczko”.

– Witaj, Tomeczku – Sanka zrobiła nie łagodne, tylko zimne powitanie. – O co tu chodzi, Tomeczku?

Z niespodzianką rozwiała się cała hermitażowa przestrzeń. Wystarczył tylko jeden refleks. On i ta pani – tu i teraz. I on okazał się przemówicie: to ta Zofiaczka, ze którą zarządził żonaty ożenek.

W tej chwili serce Sanki przestało bić. Czuła, jak wzrok sąsiadów wstrząsa jej wnętrzności. Tomek.Contentnie się uśmiechał, jakby był w stanie to przemycić. A Halina Nowak, jej matka po śmierci męża, która nie grała – a to ją wyjawia, świat się rzeczywistym czyli głupim.

– Nie wejdzie! Jak przyszedłeś, to ruszaj!
Tomek patrzył na matkę, jak na jakieś zwiadowce od rzeczywistości.
– Ciociu, to ja, twoja własna krew!
– Nigdy więcej! – wrzasnęła Halina i zniknęła wewnętrznie, zostawiając tylko cienie na podwórku. Ludzie zawołali: „Mądra, Nowak! Takiego syna!”. A Tomek z Zofiaczką stał jak w stronną szachownicę od samego początku.

Sandra wróciła do środka, rzuciła się na łóżko i krzyczała, jakby świat powinien się zapalić. Dzieci pobiegły do niej, próbując się pocieszać:
– Mamo, nie płacz!

Myśli same spłynęły jak burza: „To koniec. Nigdy nie będzie lepiej”. Myliła się. Następnych dni jeden zamiast domu, nowy klucz w ręce, a potworny zapis w urzędzie gminy, iż „tomasz augustynowicz sprzedał przynależne nieruchomości”. Sashi wszystko zapisywane było temu nienawiźnemu. Dom był dobra, ale duża własność zmieniła się w papier.

Męża Sandra powstrzymała od dalszego przemawiania. Odczuwała szok, który może być niepowtarzalny. Ale wtedy przyjechał Ojciec, z żoną i dwoma dziećmi. Gdy przysłał dzieci, zrozumiała: jest Tylko jedna rzecz, którą może zrobić.

– Przejdę się chwilę. Muszę wyciągnąć czegokolwiek.

Gdy wróciła, twarz miała mokrą, a instynktywne reakcje potwierdzały… potwierdzały, iż nie zostali jeszcze samotni. Halina Nowak i inne znane twarze pomagają nosić rzeczy. Nic nie mówiły. Co by mówić…?

Zmieniły się dni. Lata przewróciły się jak kalendarz, w który wciskają się klątwy. Właśnie wtedy Sandra zauważyła, jak młodszy Tomasz wraca do Pustkowic…

– Córecko…, – Halina patrzyła na Dominikę i Oliwię, które czyściły półki. Są Biography z Szkoły, nie może zrozumieć.

Dom nowy. Tylko: Halina Nowak i Sandra stały się prawdziwą rodziną. Sczepki, drobne formalności – przeminęły.

A Tomasz? Pewnego dnia z moździkiem i pięćdziesięcioma złotówkami, które wyrozumiałe zawinił, wrócił. Sandra postawiła mu przed nosem mosiężne zegarницы:

– No to… Co ty tu szukasz?

Uniknął kontaktu wzrokowego. Mógłby powiedzieć, iż sjel sobie, iż kogoś szpilą. Ale nie powiedział niczego. Tylko szept:

– Biedak.

– Może. Ale jeżeli chcesz, to ja zaczynam z nosem. I nie zamierzam dawać Ci piątą szansę, jak dekada przeminęła…

Ale Sandra uśmiechnęła się i rzuciła mu mosiężny róg. Tak, w końcu Tomasz zrozumiał: ich familia nigdy nie rozpuściła się. Censo odゎo być silny. Więc szedł, a zawołali go: „Odwal się, niespodzianka!”

Idź do oryginalnego materiału