**Dziennik Lidii Kowalskiej**
Od najmłodszych lat wiedziałam, iż moje życie nigdy nie będzie takie, jak innych dziewczyn. Jeden moment z dzieciństwa zmienił wszystko i zostawił ślad nie tylko na mojej twarzy, ale też w sercu.
Gdy miałam sześć lat, przeżyłam straszny wypadek, który pokrył większość mojej twarzy blaskami. Moja mama, Amelia, silna i niezłomna kobieta, od tamtej pory poświęciła się całkowicie mojej opiece. Tamten dzień zabrał mi nie tylko gładką skórę, ale i dziecięcą niewinność, a życie mamy zamienił w nieustanną walkę.
Dorastałam, ucząc się, iż ludzie widzą najpierw moje blizny, a dopiero potem mnie. Stały się one jednocześnie przekleństwem i w dziwny sposób tarczą. Zrozumiałam, iż większość mężczyzn nigdy nie spojrzy głębiej, i pogodziłam się z tym, iż miłość pewnie mnie nie spotka.
Mama nigdy nie przestała mówić inaczej.
Nie martw się, Lidko mówiła łagodnie, odgarniając mi włosy. Kiedyś uzbieramy na dobrego specjalistę. Zobaczysz, znów będziesz piękna.
Naprawdę w to wierzyła. Była lekarką, ale brała dodatkowe dyżury, oszczędzając każdy grosz w starej puszce po herbacie, odmawiając sobie choćby podstawowych rzeczy.
Mamo, przestań się zamęczać. Jestem taka, jaka jestem. Może choćby lepiej nie skończę z kimś takim jak ojciec.
Mój ojciec, Witold, zniknął zaraz po wypadku. Dorastałam w przekonaniu, iż nas porzucił. Amelia nigdy nie mówiła o nim źle. Zachowała stare zdjęcie młodziutka ona z warkoczem i wysoki, ciemnowłosy mężczyzna u jej boku. Mnie jeszcze nie było; byłam wtedy w jej brzuchu.
To był dobry człowiek upierała się. Nie znamy całej historii. Może coś się stało.
Lecz moja gorycz nie mijała. W moich oczach żaden dobry człowiek nie opuszcza rodziny w najtrudniejszej chwili.
Gdy mama zmarła lata później z powodu choroby płuc, którą cicho znosiła, znalazłam w jej rzeczach pamiętnik. Na pożółkłych kartach wyznała, iż Witold mógł mieć inną rodzinę syna Artura w sąsiednim mieście.
Może po prostu zaczął nowe życie bez nas napisała. Nigdy nie powiedziałam Lidii. Każde dziecko zasługuje, by wierzyć, iż ojciec je kocha.
To odkrycie nie ukoiło mojego żalu, ale pogłębiło zrozumienie poświęceń mamy. Amelia nosiła w sobie ból w milczeniu, bym ja mogłam dorastać bez zatruwającej serce nienawiści.
Po pogrzebie przyjaciółka mamy, Ewa Grabowska, wzięła mnie na stronę.
Twoja mama była z ciebie dumna powiedziała. Mówiła, iż dawno by jej nie było, gdyby nie ty. Nigdy siebie nie obwiniaj.
Ewa stała się moją podporą. ale lata po śmierci mamy były samotne. Zdjęcie rodziców stało się moim najcenniejszym skarbem. Noszę je w portfelu i w najcięższych chwilach patrzę na nie, wyobrażając sobie, iż mama czuwa nade mną.
W końcu znalazłam pracę w średniej klasy restauracji. Nie była to praca m