Wizyty teściowej wyprowadzają mnie z równowagi, choć zupa nigdy nie jest problemem.

polregion.pl 2 godzin temu

Miska zupy dla mamy mojego męża wcale mi nie szkodzi – ale jej wizyty doprowadzają mnie do rozpaczy

W małym miasteczku pod Płockiem, gdzie stare domy toną w zieleni jabłoni, moje życie w wieku 32 lat zamieniło się w niekończący się rytuał przypodobywania się teściowej. Nazywam się Kinga, jestem żoną Tomasza, a mieszkamy w mieszkaniu tuż nad lokalem jego mamy, Stanisławy Pawłowskiej. Miska zupy dla niej nie jest problemem, niech choćby ogląda telewizję u nas całymi godzinami, ale jej zwyczaj przychodzenia każdego dnia i zostawania do północy niszczy mój spokój. Jestem na krawędzi i nie wiem, jak to zatrzymać, nie raniąc przy tym męża.

Rodzina, w której się znalazłam

Tomasz to miłość mojego życia od czasów studiów. Jest dobry, troskliwy, pracuje jako elektryk i zawsze czułam się przy nim bezpiecznie. Pobraliśmy się cztery lata temu i byłam gotowa na życie z jego rodziną. Stanisława Pawłowska, jego mama, wydawała mi się miłą wdową, która uwielbia syna i chce być blisko nas. Kiedy wprowadziliśmy się do mieszkania nad jej własnym, myślałam, iż to wygodne: jest blisko, pomoże, gdy będzie potrzeba. Ale zamiast pomocy dostałam codzienną inwazję, której nie umiem zatrzymać.

Nasza córka, Zosia, która ma dwa lata, jest centrum naszego życia. Pracuję jako księgowa na pół etatu, żeby mieć więcej czasu dla niej. Tomasz często zostaje dłużej w pracy i radzę sobie sama. Ale Stanisława Pawłowska uczyniła nasz dom swoim drugim mieszkaniem. Każdego dnia, bez uprzedzenia, wchodzi do nas, a jej wizyty to nie tylko filiżanka herbaty, ale prawdziwa okupacja.

Teściowa, która nie odchodzi

Zaczyna się rano. Gotuję obiad, a tu dzwonek do drzwi – Stanisława Pawłowska. „Kinga, tylko wpadłam, jak leci?” – mówi, ale po chwili już siedzi przy stole, czekając na talerz zupy. Nie jestem skąpa, zupy mi nie żal, niech je na zdrowie. Ale po obiedzie nie wychodzi. Włącza nasz telewizor, godzinami ogląda swoje seriale, komentując na głos. Zosia kręci się pod nogami, ja próbuję sprzątać albo pracować, a teściowa jakby nie widziała, iż jestem zajęta.

Około północy, gdy ledwo stoję na nogach, w końcu schodzi do swojego mieszkania na dole. Ale i to nie koniec – może wrócić, „zapominając” czegoś, albo zadzwonić do Tomasza, żeby poskarżyć się na zdrowie. Jej obecność jest jak tło, którego nie umiem wyłączyć. Krytykuje, jak gotuję, jak ubieram Zosię, jak prowadzę dom. „Kinga, za moich czasów dzieci spały dłużej” – mówi, a ja milczę, choć we mnie wszystko wrze.

Milczenie męża

Próbowałam rozmawiać z Tomaszem. Po kolejnym dniu, gdy teściowa zasiedziała się u nas do pierwszej w nocy, powiedziałam: „Tomasz, jestem zmęczona, potrzebuję swojej przestrzeni”. Westchnął: „Mamo, jest sama, nudzi się. Wytrzymaj”. Wytrzymaj? Wytrzymuję każdego dnia, ale moje siły są na wyczerpaniu. Tomasz kocha swoją mamę i rozumiem, iż jest dla niego ważna, ale dlaczego ja mam poświęcać swój spokój? Jego milczenie sprawia, iż czuję się samotna w naszej rodzinie.

Zosia, moja malutka, już przywykła, iż babcia jest zawsze w pobliżu, ale widzę, jak jej rytm dnia się rozregulowuje przez te wizyty. Chcę, żeby mój dom był naprawdę mój, żebym mogła odpocząć, pobawić się z córką, być z mężem bez obcych oczu. Ale Stanisława Pawłowska zdaje się uważać, iż jej prawo do bycia u nas jest jak prawo natury. Jej mieszkanie jest na dole, dwa kroki stąd, ale woli naszą kanapę, nasz telewizor, nasze życie.

Ostatnia kropla

Wczoraj było gorzej niż zwykle. Gotowałam kolację, Zosia marudziła, a teściowa włączyła telewizor na pełną głośność. Poprosiłam, żeby przyciszyła, ale machnęła ręką: „Kinga, nie marudź, przecież nie przeszkadzam”. Nie przeszkadza? Omal nie rozpłakałam się z bezsilności. Gdy Tomasz wrócił, poskarżyła mu się, iż jestem „niegościnna”. On milczał, a ja zrozumiałam: jeżeli sama nie postawię granic, to nigdy się nie skończy.

Chcę poważnie porozmawiać z Tomaszem. Powiedzieć, iż jego mama może przychodzić, ale nie codziennie i nie do północy. Może zaproponować, by przychodziła dwa razy w tygodniu, o stałych porach. Ale boję się, iż się obrazi, a Tomasz stanie po jej stronie. A jeżeli powie, iż jestem egoistką? A jeżeli to zrujnuje nasze małżeństwo? Ale nie mogę dłużej żyć w tym rytuale, w którym mój dom nie jest mój, a ja jestem tylko dodatkiem do teściowej.

Moje wołanie o spokój

Ta historia to moje wołanie o prawo do własnego domu. Miska zupy mi nie szkodzi, telewizor też nie, ale chcę, żeby moja rodzina była tylko moja. Stanisława Pawłowska może nie chce źle, ale jej wizyty mnie dławią. Tomasz może mnie kocha, ale jego milczenie jest jak zdrada. W wieku 32 lat chcę żyć w świecie, w którym moje dziecko śpi o stałych porach, w którym mogę odetchnąć, w którym mój dom to moja twierdza.

Nie wiem, jak przekonać Tomasza, jak nie urazić teściowej. Ale wiem jedno: nie mogę dłużej być zakładniczką jej przyzwyczajeń. choćby jeżeli ta rozmowa będzie trudna, jestem gotowa. Jestem Kinga i odzyskam swój dom, choćby jeżeli będzie to oznaczało postawienie ultimatum.

Idź do oryginalnego materiału