W małym miasteczku pod Łodzią, gdzie stare domy toną w zieleni jabłoni, moje życie w wieku 32 lat zamieniło się w niekończący się rytuał przypodobywania się teściowej. Nazywam się Kinga, jestem żoną Wojtka i mieszkamy w mieszkaniu tuż nad lokalem jego mamy, Danuty Janiny. Talerz zupy dla niej mi nie żal, i niech sobie ogląda telewizor u nas godzinami, ale jej zwyczaj przychodzenia codziennie i zostawania do północy niszczy mój spokój. Jestem na krawędzi i nie wiem, jak to zatrzymać, nie raniąc przy tym męża.
Rodzina, w której się znalazłam
Wojtek to moja miłość jeszcze z czasów studenckich. Jest dobry, troskliwy, pracuje jako elektryk i zawsze czułam się przy nim bezpiecznie. Pobraliśmy się cztery lata temu i byłam gotowa na życie z jego rodziną. Danuta Janina, jego mama, wydawała mi się sympatyczną wdową, która uwielbia syna i chce być blisko nas. Gdy wprowadziliśmy się do mieszkania nad jej własnym, myślałam, iż to wygodne: będzie blisko, pomoże, jeżeli coś się stanie. Zamiast pomocy dostałam jednak codzienną inwazję, od której nie mogę się uwolnić.
Nasza córka, Zosia, która ma dwa lata, to centrum naszego życia. Pracuję jako księgowa na pół etatu, żeby mieć więcej czasu dla niej. Wojtek często zostaje w pracy dłużej i radzę sobie sama. Ale Danuta Janina uczyniła z naszego domu swój drugi lokal. Codziennie, bez zapowiedzi, wchodzi na górę, a jej wizyty to nie tylko filiżanka herbaty, ale prawdziwa okupacja.
Teściowa, która nie odchodzi
Zaczyna się rano. Gotuję obiad i nagle dzwonek do drzwi – to Danuta Janina. „Kinga, wpadłam tylko, jak tam?” – mówi, ale po chwili już siedzi przy stole, czekając na talerz zupy. Nie jestem skąpa, zupy mi nie żal, niech sobie je na zdrowie. Ale po obiedzie nie wychodzi. Włącza nasz telewizor, godzinami ogląda swoje seriale, głośno komentując. Zosia kręci się pod nogami, ja próbuję sprzątać albo pracować, a teściowa jakby nie zauważała, iż jestem zajęta.
Bliżej północy, gdy ledwo trzymam się na nogach, w końcu schodzi do swojego mieszkania na dole. Ale choćby to nie koniec – może wrócić, „zapominając” czegoś, albo zadzwonić do Wojtka, żeby poskarżyć się na zdrowie. Jej obecność to jak dźwięk w tle, którego nie da się wyłączyć. Krytykuje, jak gotuję, jak ubieram Zosię, jak prowadzę dom. „Kinga, za moich czasów dzieci spały dłużej” – mówi, a ja milczę, choć we mnie wszystko wrze.
Milczenie męża
Próbowałam rozmawiać z Wojtkiem. Po kolejnym dniu, gdy teściowa przesiedziała u nas do pierwszej w nocy, powiedziałam: „Wojtek, jestem zmęczona, potrzebuję trochę przestrzeni”. Westchnął: „Mamo jest sama, nudzi się. Wytrzymaj”. Wytrzymaj? Wytrzymuję codziennie, ale moje siły się kończą. Wojtek kocha swoją mamę i rozumiem, iż jest dla niego ważna, ale dlaczego ja mam poświęcać swój spokój? Jego milczenie sprawia, iż czuję się samotna we własnej rodzinie.
Zosia, moja córeczka, już się przyzwyczaiła, iż babcia jest ciągle w pobliżu, ale widzę, jak jej rytm dnia się rozregulowuje przez te wizyty. Chcę, żeby mój dom był naprawdę mój, żebym mogła odpocząć, pobawić się z córką, być z mężem bez czyichś oczu. Ale Danuta Janina najwyraźniej uważa, iż ma prawo być u nas zawsze. Jej mieszkanie jest przecież na dole, dwa kroki, a ona woli naszą kanapę, nasz telewizor, nasze życie.
Ostatnia kropla
Wczoraj było gorzej niż zwykle. Gotowałam kolację, Zosia marudziła, a Danuta Janina włączyła telewizor na pełną głośność. Poprosiłam, żeby ściszyła, ale machnęła ręką: „Kinga, nie marudź, przecież ci nie przeszkadzam”. Nie przeszkadza? Ledwo powstrzymałam łzy z bezsilności. Gdy Wojtek wrócił, poskarżyła się mu, iż jestem „niegościnna”. On milczał, a ja zrozumiałam: jeżeli nie postawię granic, to nigdy się nie skończy.
Chcę poważnie porozmawiać z Wojtkiem. Powiedzieć, iż jego mama może przychodzić, ale nie codziennie i nie do północy. Może zaproponować jej wizyty dwa razy w tygodniu, o konkretnych godzinach. Ale boję się, iż się obrazi, a Wojtek stanie po jej stronie. Co, jeżeli powie, iż jestem egoistką? Co, jeżeli to zniszczy nasze małżeństwo? Ale nie mogę już tak żyć, w tym rytmie, gdzie mój dom nie jest mój, a ja jestem tylko dodatkiem do teściowej.
Mój krzyk o spokój
Ta historia to mój krzyk o prawo do własnego domu. Talerz zupy mi nie żal, telewizor też nie, ale chcę, żeby moja rodzina była tylko moja. Danuta Janina może nie chce nic złego, ale jej wizyty duszą mnie. Wojtek może mnie kocha, ale jego milczenie to jak zdrada. W wieku 32 lat chcę żyć w świecie, gdzie moje dziecko śpi o stałych porach, gdzie mogę odetchnąć, gdzie mój dom to moja twierdza.
Nie wiem, jak przekonać Wojtka, jak nie urazić teściowej. Ale wiem jedno: nie mogę dłużej być zakładniczką jej nawyków. Niech ta rozmowa będzie trudna, ale jestem gotowa. Jestem Kinga i odzyskam swój dom, choćby jeżeli będę musiała postawić ultimatum.