Wizyta u krewnych: serdeczne przyjęcie na wsi

polregion.pl 4 dni temu

Długa podróż z Włoch

Po długim locie z Włoch ja, nazwijmy mnie Kasią, w końcu dotarłam do rodzinnej wsi, gdzie czekali na mnie swacha i moje dzieci. Podróż była męcząca: walizki, lotniska, przesiadki — wszystko to wykończyło mnie doszczętnie. Ale myśl o spotkaniu z bliskimi rozgrzewała serce. Marzyłam, żeby przytulić dzieci i spędzić czas w przytulnej wiejskiej atmosferze, z dala od miejskiego zgiełku. Moja swacha, nazwijmy ją Genowefą Piotrową, zawsze była gościnną gospodynią, więc wiedziałam, iż w jej domu czeka mnie ciepło i opieka.

Po przyjeździe pierwsze, co zrobiłam, to rozpakowałam walizki i trochę odpoczęłam. Dzieci, które w myślach nazwałam Zosią i Wojtkiem, od razu mnie otoczyły, opowiadając o swoich wiejskich przygodach. Ich śmiech i energia natychmiast rozpuściły zmęczenie. Genowefa Piotrowa krzątała się po kuchni, przygotowując coś pysznego, więc z euforią włączyłam się do rodzinnego zamieszania.

Rozmowa o mazurkach

Gdy już doszłam do siebie po podróży, usiadłyśmy z Genowefą do herbaty. Na stole czekały już pierogi, domowy dżem i świeży chleb — wszystko, co tak kocham na wsi. Przypomniałam sobie, jak w zeszłym roku swacha częstowała nas swoimi słynnymi mazurkami, i zapytałam, gdzie te cuda. „Zawsze się pani chwali tymi przepisami!” — powiedziałam z uśmiechem, spodziewając się, iż zaraz wyciągnie z piekarnika kolejne arcydzieło.

Ale Genowefa Piotrowa roześmiała się tylko i odparła: „W tym roku nie piekłam. Przecież przywiozłaś nam taki piękny włoski panettone!”. Zdziwiłam się, ale po chwili przypomniałam sobie, iż rzeczywiście przywiozłam w prezencie tradycyjne panettone, kupione w mediolańskiej cukierni. Był duży, pachnący, z kandyzowaną skórką i orzechami, i liczyłam, iż będzie miłym zaskoczeniem dla swachy.

Ciepło rodzinnego domu

Genowefa Piotrowa z zaciekawieniem przyglądała się prezentowi, po czym zaproponowała, żebyśmy od razu go spróbowali. Pokroiłyśmy panettone, a dzieci z zachwytem rzuciły się na smakołyk. Zosia choćby oznajmiła, iż to „najlepsze ciasto na świecie”. Patrzyłam na ich szczęśliwe twarze i czułam, jak serce wypełnia się radością. W takich chwilach człowiek rozumie, iż rodzina jest najważniejsza, a wszystko inne, choćby zmęczenie podróżą, schodzi na dalszy plan.

Pijąc herbatę, Genowefa zaczęła opowiadać o wiejskich nowinkach: jak sąsiad posadził nowy sad, jak miejscowa młodzież wygrała turniej w siatkówkę. Słuchałam, rozkoszując się jej barwną opowieścią. Zawsze potrafiła stworzyć przytulną atmosferę, w której każdy czuje się jak u siebie. Ja też podzieliłam się wrażeniami z Włoch — opowiedziałam o tamtejszych targach, na których kupowałam produkty, i o tym, jak Włosi celebrują rodzinne uroczystości. Swacha słuchała z uwagą, a potem westchnęła: „Kasiu, ty zawsze przywozisz coś niezwykłego. Dziękuję, iż dzielisz się z nami światem!”.

Dzieci i wiejskie życie

Po herbacie poszliśmy z dziećmi na spacer. Z entuzjazmem pokazywały mi swoje ulubione miejsca we wsi: rzeczkę, gdzie łowiły żaby, i stary dąb, pod którym urządzały pikniki. Cieszyłam się, iż tak swobodnie czują się z dala od miasta. Zosia opowiedziała, jak babcia uczyła ją pleść wianki z polnych kwiatów, a Wojtek chwalił się, iż pomagał dziadkowi naprawiać płot. Słuchałam tego i myślałam, jak ważne jest, by dzieci dorastały w otoczeniu takiej miłości i troski.

Wieczorem wróciliśmy do Genowefy Piotrowej, która zaprosiła nas na kolację. Na stole pojawił się barszcz, który, jak twierdziła, ugotowała specjalnie dla mnie. Spróbowałam i nie mogłam uwierzyć, jaki był pyszny — prawdziwy wiejski, sycący i aromatyczny. Śmialiśmy się, dzieliliśmy opowieściami, i nagle zrozumiałam, iż te chwile są najcenniejsze. Żadne włoskie krajobrazy ani modne kawiarnie nie mogą się równać z ciepłem rodzinnej kolacji.

Podziękowanie za opiekę

Przed snem podziękowałam Genowefie za to, iż tak troszczy się o dzieci, gdy ja jestem w rozjazdach. Machnęła tylko ręką: „Co ty, toż to moje wnuki!”. Ale widziałam, ile dla nich robi. Dzięki niej Zosia i Wojtek czują się na wsi jak u siebie, a ja mam spokój, wiedząc, iż są w dobrych rękach.

Ta wizyta przypomniała mi, jak ważna jest rodzina i bliscy. Genowefa Piotrowa, ze swoim dobrym sercem i talentem do tworzenia domowego ciepła, sprawiła, iż ten przyjazd był wyjątkowy. Ja zaś obiecałam sobie, iż będę częściej przyjeżdżać i może choćby nauczę się piec takie pyszne mazurki jak ona. Chociaż, szczerze mówiąc, jej wypieków raczej nie przebiję!

Idź do oryginalnego materiału