Witek, wybacz mi”, powiedziała, a w jej głosie było coś nowego – spokój, ale nieznany wcześniej. „Nie mogłam postąpić inaczej.

polregion.pl 1 dzień temu

Witek, wybacz mi powiedziała, a w jej głosie było coś nowego spokój, ale taki inny. Nie mogłam inaczej.

To niemożliwe! Oszalałaś, Halina! Wiktor rzucił na stół pęk kluczy, które zadźwięczały o ceramiczną wazonkę z ciasteczkami. Ludmiła nigdy by tak nie postąpiła! Na pewno by zadzwoniła!

A co ja ci mówię?! Halina Piotrowska zerwała się z kanapy, chustka zsunęła się z jej siwych włosów. Wczoraj wieczorem wyszła po twoje leki na ciśnienie i tyle! Jak kamień w wodę! Całą noc nie spałam, dzwoniłam po szpitalach, zgłosiłam na policję!

Wiktor ciężko opadł w swoje ulubione fotel, przetarł twarz dłońmi. Żona jego siostry zawsze była nerwowa, ale teraz wyglądała naprawdę źle oczy czerwone od nieprzespanej nocy, ręce drżały.

Haluś, uspokój się. Może poszła do koleżanki? Pamiętasz, jak w zeszłym miesiącu wnuk Zinaidy Wasiliewny zachorował, to Ludka całą noc u niej przesiedziała?

Już wszędzie dzwoniłam! szlochnęła Halina. I do Ziny, i do Niny z sąsiedniego klatki, i do Larysy z pracy. Nikt jej nie widział! Wiktor, ona przecież nigdy nie znikała bez słowa!

To była prawda. Ludmiła Siergiejewna, siostra Wiktora, żyła uporządkowanym, przewidywalnym życiem. O siódmej rano śniadanie, potem praca w przychodni dziecięcej, gdzie od dwudziestu lat była pielęgniarką. Wieczorem zakupy, gotowanie kolacji, telewizja. W weekendy sprzątanie, pranie, czasem wizyta u Haliny Piotrownej na herbatę i plotki o sąsiadach.

A w aptece pytałaś? Wiktor wstał, podszedł do okna. Na podwórku bawiły się dzieci i jakoś mu to przeszkadzało. Jak mogą się bawić, gdy Ludmiła zniknęła?

Oczywiście pytałam! Farmaceutka Kasia mówi, iż widziała ją koło ósmej wieczorem. Ludka kupowała twoje leki i jeszcze coś na kaszel. A potem… Halina bezradnie rozłożyła ręce. Potem nikt jej więcej nie widział.

Wiktor milczał, próbując przypomnieć sobie wczorajszy wieczór. Jadł kolację sam, bo Ludmiła powiedziała, iż skoczy do apteki. Założyła swój niebieski płaszcz, ten kupiony na wyprzedaży w zeszłym roku, wzięła torebkę i klucze.

Zaraz wrócę, Witek rzuciła z przedpokoju. Pilnuj barszczu, żeby nie wykipiał.

To były jej ostatnie słowa w tym mieszkaniu.

Wiktor czekał do dziewiątej, potem dziesiątej. Barszcz wyłączył sam, zjadł zimną kolację, obejrzał wiadomości. O wpół do jedenastej zaczął się naprawdę niepokoić, ale pomyślał, iż siostra wpadła do znajomych i zagadała się. Rzadko, ale się zdarzało.

Rano obudził go telefon Haliny Piotrownej.

Witek, Ludka u ciebie nocowała? spytała zdenerwowana.

Jak to u mnie? Przecież mieszka w domu nie zrozumiał Wiktor.

No właśnie nie wróciła! Łóżko nie ruszane, torba z dokumentami na miejscu. Myślałam, iż może wpadła do ciebie późno i została na noc…

Wtedy Wiktor zrozumiał, iż stało się coś poważnego.

Słuchaj, Haluś, a może ona… no, poznała kogoś? niepewnie zapytał. Ludka ma przecież tylko czterdzieści siedem lat, to jeszcze młoda kobieta.

Halina prychnęła:

Oj, daj spokój! Twoja siostra po rozwodzie z Heniem mężczyzn na kilometr omija. Ile razy ją namawiałam idź na tańce do domu kultury, poznaj kogoś porządnego. A ona swoje nie mam czasu, praca, zmęczenie.

Ale ludzie nie znikają bez powodu! Wiktor poczuł, jak w piersi narasta niepokój. Coś musiało się stać.

No właśnie, iż musiało! Halina chwyciła go za rękaw. A jeżeli ją okradli? A jeżeli napadli jacyś chuligani? Pamiętasz, jak w zeszłym miesiącu Maszy z ósmego piętra wyrwali torebkę?

Wtedy trafiłaby do szpitala lub na policję. Mówiłaś, iż wszędzie dzwoniłaś.

Dzwoniłam, dzwoniłam! I wiesz, co mi powiedzieli? Że dorosły człowiek ma prawo iść, gdzie chce! Że zaginionego można zgłosić dopiero po trzech dniach! Trzy dni, Witek! A jeśli…

Halina nie dokończyła, ale Wiktor wiedział. Oboje myśleli o najgorszym.

Zadzwonili do drzwi. Halina rzuciła się otworzyć, na jej twarzy pojawiła się nadzieja.

Ludka? krzyknęła, szarpiąc zamkiem.

W drzwiach stała sąsiadka ciocia Klawa z pierwszego piętra, w rękach trzymała siatkę z zakupami.

Halina Piotrowna, co się stało? Słyszałam was w nocy, płakaliście… I teraz tak krzyczycie…

Ludka zaginęła krótko odparła Halina. Wczoraj wieczorem wyszła i nie wróciła.

Ciocia Klawa westchnęła, postawiła siatkę na podłodze.

O Jezu! A ja ją wczoraj widziałam! Koło wpół do ósmej, schodziłam na dół, a ona szła na górę. Przywitałyśmy się, powiedziała, iż spieszy się do apteki.

I tyle? Nic więcej nie mówiła?

Nie, chyba nic szczególnego. Tylko… ciocia Klawa zmarszczyła czoło, przypominając sobie. Tylko jakaś była dziwna. Nie smutna, nie wesoła, tylko jakby… jakby podjęła jakąś decyzję. Rozumiesz, gdy człowiek coś ważnego dla siebie postanowi?

Wiktor spojrzał na Halinę. Co mogła postanowić Ludmiła? Nigdy nie była impulsywna, każdy krok przemyślała wielokrotnie.

Może w pracy coś się stało? zasugerowała ciocia Klawa. Słyszałam, iż w przychodni mają być zwolnienia.

Nie pokręciła głową Halina. Ludka pracuje tam dwadzieścia lat, ją by ostatnią zwolnili. I mówiła mi niedawno, iż wzięli nową pielęgniarkę, młodą, i ona ją szkoli.

Wiktor przypomniał sobie, jak siostra opowiadała o swojej podopiecznej dziewczynie o imieniu Oksana, która właśnie skończyła szkołę pielęgniarską.

Mądra dziewczyna mówiła Ludmiła tylko bardzo się spieszy. Wszystko naraz kariera, mąż, dzieci. A ja jej tłumaczę nie śpiesz się, życie długie, wszystko zdążysz.

Teraz te słowa

Idź do oryginalnego materiału