Witaj! Kontaktuję w sprawie ogłoszenia o pokój!

newsempire24.com 1 dzień temu

– Dzień dobry! Dzwonię w sprawie ogłoszenia dotyczącego pokoju!

W progu mieszkania, gdzie mieszkała Anna Kowalska, stała prawdziwa „szara myszka”: ubrana w przetarte dżinsy, spraną bluzkę, na nogach miała znoszone trampki, a w ręku trzymała torebkę niezbyt pierwszej klasy. Jasne, falowane włosy związane były w prosty kucyk. Na twarzy nie było ani grama makijażu. Jedynym, co mogło przyciągnąć uwagę u tej „bladawki”, były jej ogromne, niebieskie, wyraziste oczy…

Po dokładnym przyjrzeniu się dziewczynie, Anna Kowalska kiwnęła głową: „wejdź!”
– Więc tak, moja droga, prąd nie marnować, wody nie lać, oszczędzamy, jasne?! I żeby było czysto! I żadnych gości! Są pytania?
Dziewczyna uśmiechnęła się i kiwnęła głową: „tak, dobrze!”

– Uległa – pomyślała Anna – Wielka rzadkość w dzisiejszych czasach… Od razu widać, iż ze wsi przyjechała.
Z dalszej rozmowy wynikało, iż dziewczynę nazywają Weronika i rzeczywiście pochodzi ze wsi, gdzie jej rodzina ma własne gospodarstwo, a sama przyjechała, by studiować weterynarię.
– Jasne! Świnie będziesz leczyć! – podsumowała Anna Kowalska.
Weronika nie pokazała choćby cienia obrazy, tylko uśmiechnęła się: – I świnie, i krowy, i konie, a także kotki, pieski – wszystkich! Zwierzęta przecież też chorują.
– No tak, no tak! Tu ludzi nie ma komu leczyć, za to świnie – proszę bardzo! – szczerze oburzyła się kobieta.

***
Ogólnie lokatorka sprawiała na Annie pozytywne wrażenie: skromna, spokojna, posłuszna, schludna, utrzymywała porządek w mieszkaniu, gotowała sobie posiłki, a choćby częstowała gospodynię.
Szczególnie udawały się Weronice naleśniki: apetyczne, cieniutkie jak papier, porywające i rumiane. Ręka Anny sama sięgała po to smakołyki! Te naleśniki były po prostu cudem sztuki kulinarnej: rozpływały się w ustach, zanim dotarły do żołądka. Anna Kowalska i Weronika można by rzec, choćby się zaprzyjaźniły i czasem spędzały wieczory przy filiżance herbaty.

I wszystko pewnie układałoby się dobrze, a Weronika spokojnie skończyłaby studia, wynajmując mieszkanie u Anny Kowalskiej. Ale po półrocznym pobycie za granicą wrócił syn kobiety – Michał. Pewny siebie młody mężczyzna, może choćby przystojny („cały ojciec” – z westchnieniem myślała jego matka).
Anna Kowalska chętnie nazywała ukochanego syna po francusku „Michel”. Sam młody człowiek krzywił się na to, jakby miał ból zęba, ale znosił to z pokorą: „mama przecież”.

Trzeba powiedzieć, iż samotnie wychowywała syna i, być może z tego powodu, uważała go za swoją własność.
Być może dlatego fakt, iż jej Michał miło rozmawia z lokatorką w kuchni i z apetytem pochłania jej naleśniki, wprawił Annę w stan szoku. A niech to będą tylko naleśniki! Ten „chciwiec” przy okazji pochłaniał też wzrokiem tę „mleczarkę”. Anna Kowalska od tego odkrycia zbladła na miejscu.
– Mój syn nie ma za grosz gustu! – Straszliwa myśl przemknęła przez głowę właścicielki syna.

***
Od tego momentu Anna znienawidziła swoją lokatorkę: podłogi teraz myła nie tak, mówiła nie tak, a choćby naleśniki wydawały się mniej smaczne. A najbardziej Annę przerażał ten zakochany wzrok, którym jej synek, jej krew z krwi, patrzył na tę „bladą pokrakę”, „wieśniaczkę z obory”…
– Na mnie, swoją matkę, jedyną bliską osobę, nigdy tak nie patrzył! – wzburzona myślała, nocami dławiąc się łzami w poduszkę.
– Żmiję, żmiję przytuliłam na piersiach! – Płakała do telefonu, dzieląc się nieszczęściem z bliską przyjaciółką, podobnie samotną kobietą w podeszłym wieku, Irmą Nowak.
– Myślałam, iż na tę bladą pokrakę Michał w ogóle nie spojrzy! Dlatego i do domu wpuściłam! A ona oczy podkreśliła, włosy rozpuściła i naleśnikami go mami!
Irma wysłuchała przyjaciółki, westchnęła, podzieliła się swoim autorytatywnym zdaniem:
– Oj, uważaj, Anno, żeby nie zaczarowała ci syna!
Tymi słowami Irma dolewała oliwy do ognia nienawiści i nieporozumienia, doprowadzając tym samym przyjaciółkę niemal do zawału.

Nie to, żeby Anna wierzyła w takie rzeczy jak czary… wszystko to nazywała „ciemnotą i dzikością”, ale sama myśl, iż obca kobieta przyciągnęła uwagę syna, doprowadzała ją do szału.
Całymi dniami teraz zastanawiała się, co robić i jak odciągnąć syna od tej „wieśniaczki”. Ale, oczywiście, nie zamierzała pokazywać się jako wywrotowiec i wyrzucać dziewczyny za drzwi. Przynajmniej w tamtej chwili. W końcu spadłaby w oczach syna i jeszcze co gorsza wyjechałby.
– Nieee! Trzeba działać przebiegle, trzeba jakoś sprawić, żeby syn odwrócił się od niej w złym świetle.

***
Anna Kowalska przez kilka dni z rzędu zastanawiała się, jak odciągnąć syna od lokatorki.
Ta z kolei chodziła sobie jak gdyby nigdy nic, piekła swoje naleśniki, gotowała zupy i udawała, iż nie zauważa przeszywającego wzroku Anny. Tylko raz zapytała:
– Pani Anno, czy przypadkiem nie jest Pani chora? Jakaś Pani smutna i blada… I nic Pani nie je…
– Wszystko w porządku! – burknęła pod nosem Anna i schowała się w swoim pokoju, by przemyśleć dalszy plan zniszczenia „łachudry”. W głowie kłębiły się różne myśli… choćby pojawiła się myśl, aby otruć tę bezczelną. Ale Anna gwałtownie się przeżegnała: – Wybacz, Panie! Jakie to grzeszne myśli przyszły do głowy.
Podczas gdy Anna Kowalska głowiła się, Michał pewnego dnia przyszedł do domu z pierścionkiem i kwiatami i oświadczył się Weronice! Na wieść o tym Anna Kowalska zupełnie straciła kontrolę nad sobą i „zeszła z torów”.

– choćby przy matce się nie wstydził, łobuziak! – znów wzburzona płakała całą noc w poduszkę – On mnie w ogóle nie uważa! Tylko tę dziewczynę kocha!
Anna złością otarła łzy i podeszła do okna… obróciła się i nagle jej wzrok padł na szafkę nocną. Leżały tam jej kolczyki z szmaragdami. Kolczyki były stare, o dużej wartości, odziedziczone po matce, a ta po swojej matce… Przypomniała sobie, z jakim zachwytem Weronika zawsze patrzyła na kolczyki i zachwycała się ich pięknem.
– No pokażę ci ja! – złowrogo wysyczała Anna, zdecydowanie sięgając po kolczyki, zawinęła je w chustkę do nosa i wsunęła do swojej torebki.
Prawdę powiedziawszy, wtedy w ogóle nie do końca zdawała sobie sprawę, co robi i jak dalej będzie działać.

***
Rankiem Anna obudziła się w dobrym humorze, dzisiaj zamierzała wyrzucić tę wieśniaczkę z domu. Na zawsze.
Wyszła na śniadanie z przymilnym uśmiechem… i smarując masło na chleb, zwróciła się do syna: – Michał, nie wziąłeś przypadkiem moich kolczyków z szmaragdami, jakoś nie mogę ich znaleźć…
– Mamo, a na co mi one? Czy jestem piękną dziewoją? – zdziwił się Michał.
Wtedy Anna Kowalska z uśmieszkiem zwróciła się do Weroniki: – A ty nie widziałaś moich kolczyków?
Weronika zrobiła się czerwona jak burak, sama myśl, iż mogłaby zostać posądzona o kradzież, sprawiała, iż traciła pewność siebie, ukrywała wzrok i płakała.
– Niczego nie wzięłam! – cicho powiedziała Weronika, dławiąc się łzami.
– No, co mówiłam?! To ona! Przygarnęła moje kolczyki i wysłała je swoim biednym krewnym na wieś…

– Ale moi krewni wcale nie są biedni – odpowiedziała dziewczyna – I nigdy nie zabieraliśmy cudzego! Dlaczego tak Pani mówi?
– To ty dlaczego tak?-natychmiast oddaj mi moje kolczyki i wyprowadzaj się stąd.
– Nie mam niczego należącego do Pani… Może Pani choćby wezwać policję!
– A co z tego, iż ich wezwiesz, dawno już u twojej rodziny!
Anna już całkowicie straciła kontrolę nad sobą i jakby wpadła w przepaść, toczyła się niżej i niżej, nie mogąc zatrzymać strumienia podłych słów kierowanych do dziewczyny.
– Mamo, co ty mówisz? Liza nie mogła tego zrobić! Pewnie po prostu zapomniałaś i sama gdzieś położyłaś.
Wszyscy troje przeszukali dokładnie mieszkanie, aż Michał niechcący zaczepił mamę o torbę, a z niej wypadła chusteczka z kolczykami.

Mężczyzna zastygł z odkryciem w rękach.
– Jak mogłaś, mamo? – tylko to mógł powiedzieć, patrząc na matkę wzrokiem pełnym rozczarowania.
– Po prostu się pomyliłam, synku, rozumiesz, zapomniałam! – próbowała się wykręcić Anna Kowalska.
– Mamo, wszystko widziałem! Byłaś okropna! Wyprowadzamy się z Lizą do wynajętego mieszkania – oznajmił Michał.
– Poczekaj, jeszcze z tą dziewczyną gorzko zapłaczesz! – krzyknęła Anna Kowalska przez łzy.
Michał milcząc wyszedł z pokoju, wziął Weronikę za rękę i wyprowadził ją z domu Anny Kowalskiej.
Wynajęli mieszkanie, pobrali się i byli całkiem szczęśliwi we dwójkę. Pewnego dnia Michał odebrał telefon od Irmy Nowak.

– Michał, twoja mama w szpitalu! Miała zawał serca. Płacze, chce cię zobaczyć…
Weronika dowiedziawszy się, iż teściowej źle, zaczęła się pakować, przygotowała jej klopsiki gotowane na parze, ugotowała rosół z kurczaka z pierożkami, po drodze kupiła owoce…
Michał nie poszedł do matki, zasłaniając się zajętością.
***
Gdy Weronika pojawiła się w progu jej sali, Anna Kowalska rozpłakała się. Tak bardzo liczyła, iż przyjdzie syn, a przyszła ta znienawidzona dziewczyna, która zrujnowała jej życie, zabrała to, co najcenniejsze.
– No, czemu się Pani rozchorowała, mamo? Proszę, zjedzcie, to rosołek, pierożki… – mówiła Weronika. – Chce Pani, abym Panią nakarmiła łyżeczką, dopóki gorące.
– A Michał czemu nie przyszedł? – cicho, z rozczarowaniem zapytała Anna.
– A Michał bardzo zajęty w pracy…

Anna Kowalska ze zrozumieniem kiwnęła głową i zapłakała…
– Wybacz mi, Weroniko, tak cię skrzywdziłam… Wracajcie do domu, bardzo mi bez was źle…
– No co Pani mówi, mamo, nie jest Pani za nic winna, po prostu się Pani pomyliła, zapomniała i zdenerwowała! Wszystko będzie dobrze.
Gdy Liza wyszła, współlokatorka z pokoju powiedziała do Anny Kowalskiej: – Dobra masz córkę! Piękna, dobra, troskliwa!
Anna uśmiechnęła się – Tak, dobra!
Gdy Anna Kowalska wyzdrowiała, ze szpitala zabierali ją Michał z Weroniką razem. Tak żyli we trójkę w mieszkaniu Anny Kowalskiej, aż Weronika skończyła studia. Potem wszyscy razem wyprowadzili się na wieś, do rodziny Weroniki. Dom tam ogromny, miejsc dużo… oraz dodatkowe ręce do pracy się przydadzą.
Anna Kowalska tak bardzo polubiła życie na wsi, iż nie chce słyszeć o powrocie do miasta. Zwłaszcza iż młodym urodził się synek, Staś, w którym wszyscy się zakochali. Podczas gdy rodzice Weroniki zajmują się gospodarstwem, Liza leczy zwierzęta, a Michał kieruje sklepem farmerskim, Anna Kowalska poświęca całą swoją uwagę małemu Stasiowi.

Teraz często od niej można usłyszeć:
– Taką lokatorkę sam Bóg mi wtedy zesłał!
Właśnie jak to bywa!

Idź do oryginalnego materiału