Wszystkiemu winien był płaszcz.
Kinga siedziała przy komputerze, ale patrzyła nie na monitor, a przez okno. Ostatnie ciepłe dni września. Nie o tym jednak myślała, ale o tym, na co wydać niespodziewaną premię, która spadła jej z nieba.
„Antoś potrzebuje nowych butów do szkoły. Chłopak rośnie jak na drożdżach, wszystko na nim w mig się niszczy. I kurtkę by się przydało kupić, ale do wiosny mu się znów skurczy. Lepiej odłożyć na wakacje i w końcu wyjechać nad morze…” Wtem do biura weszła Justyna, przerywając jej rozmyślania.
— No jak? Podoba ci się? Kupiłam nowy płaszcz! Pasuje, prawda? Koszmarnie drogi, ale warto. — Rozłożyła ręce, prezentując zakup. — I co?
— I nowe buty? Zamszowe? — zapytała Agnieszka, koleżanka Kingi z pokoju. — Jak przejdziesz w nich raz po naszych ulicach, rozpadną się jak z piernika.
„A może i ja kupię nowy płaszcz? No serio. Chodzę w starym już czwarty rok. Ale mama… Mama nie zrozumie, zrobi mi wykład. Mam prawie czterdzieści lat, a wciąż boję się, co powie. Mogę sobie chociaż raz w życiu zrobić prezent. Zwłaszcza iż to nie uderzy w domowy budżet. To moje pieniądze. Mogę wydać je, jak chcę. Justyna jest tylko cztery lata młodsza, a wydaje się, iż całe dziesięć. Ale ona nie ma dziesięcioletniego syna i surowej mamy, która wciąż uważa mnie za małą, nierozgarniętą dziewczynkę” — myślała Kinga, patrząc na Justynę w modnym płaszczu.
Tymczasem dziewczyny sprzeczały się o coś.
— Oj, daj spokój. Zazdrościsz. W deszcz założę stare kalosze. Jesteście takie nudne. Pójdę pochwalić się do księgowości — powiedziała obrażona Justyna i skierowała się do drzwi.
— Justyna, zaczekaj — zawołała Kinga. — Gdzie to kupiłaś?
— Podoba ci się? — Justyna wróciła do jej biurka. — Masz. — Wyjęła z kieszeni kartę lojalnościową sklepu. — Tu masz adres i całkiem niezły rabat.
— Ojej, tak tylko spytałam — zmieszała się Kinga, nie odrywając wzroku od karty.
— Wyluzuj, żyjemy tylko raz. Dobra, idę się pochwalić dalej — rzuciła Justyna i wyleciała z pokoju, zostawiając na biurku kartę.
— Kinga, o czym tak dumasz? — spytała Agnieszka, wyglądając zpod monitora.
— Płaszcz mi się od dawna marzy. Dostałam premię, może w końcu sobie kupię?
Agnieszka wzruszyła ramionami.
— Drogi i niepraktyczny. Justynę wozi do pracy chłopak samochodem. A ty w nim będziesz jeździć w autobusie w godzinach szczytu. I twoja mama… Oj, Kinga, patrz, pochowa cię razem z płaszczem.
Przyjaciółki parsknęły śmiechem.
— Tobie łatwo mówić, masz męża. Co sezon nowe ciuchy kupujesz. A ja przez całe życie wydawałam pieniądze na zasadzie resztek. Najpierw oszczędzałam na mieszkanie, potem na jedzenie, Antoś to studnia bez dna, rośnie jak na drożdżach. A z tego, co zostanie, staram się wygospodarować coś dla siebie. I cieszę się, jeżeli uda mi się coś kupić na wyprzedaży — westchnęła Kinga.
— Hej, znowu się zamartwiasz? Więc nie myśl, idź do sklepu po pracy — powiedziała rozsądna Agnieszka. — Chociaż ubierasz się jak ciotka. Wybacz. Justyna wiercipięta, a faceci lecą na nią jak ćmy do światła. A ty jesteś piękna. I masz złote serce. Wystarczy cię trochę wystroić, a panowie będą się uganiać. Wszystko się zgadza — szata zdobi człowieka. Faceci lubią oczami. I nie słuchaj mamy. Zrób sobie prezent — uśmiechnęła się Agnieszka i schowała za monitorem.
***
Kinga wyszła za mąż późno. Przy tak surowej mamie, byłej nauczycielce matematyki, to cud, iż w ogóle się zdecydowała. Całe życie bała się jej zawieść, była prymuską.
Choć mamę można było zrozumieć. Wychowywała Kingę sama. Gdy córka nie miała jeszcze pięciu lat, mama rozstała się z ojcem. Zaczął pić. Pieniędzy zawsze brakowało, żyli skromnie i ciężko. Zamiast alimentów, dostawali od niego łzy. Po pięciu latach zniknął. Matka próbowała go szukać, człowiek jednak. Ale rozpłynął się, jakby go nigdy nie było. Może już choćby nie żył. Zniknął razem z alimentami.
Kinga skończyła studia z wyróżnieniem, pracowała, ale życie osobiste nie układało się. Mężczyźni ją lubili. Ale nie podobali się mamie. Albo za przystojny, rozpieszczony przez kobiety. Przy takim trzeba ciągle mieć oczy dookoła głowy, całe życie się martwić, iż ci go zabiorą. Albo rozwodnik, bez mieszkania. Wprowadzi się do nich, a nuż się rozA kiedy kilka lat później Antoś otwierał własny sklep z modą, zawsze powtarzał, iż wszystko zaczęło się od tego jednego, przeklętego płaszcza.