Winna niepewność, czy losy się splatają

newsempire24.com 2 tygodni temu

Nikt nie winien, czyli Tak gwiazdy się zbiegły

Jan przytrzymał drzwi restauracji, przepuszczając żonę przodem. Drzwi zamknęły się za nimi, tłumiąc rytm muzyki i gwar pijanych głosów. W oddali migotała nierówna smuga świateł miasta, przez ciemność wiła się kręta nitka latarni.

— Jesteś blady… Może jednak weźmiemy taksówkę? — zapytała Alina.

— Nie trzeba, dojedziemy sami. Po prostu duszno tam, w środku. Zaraz się ochłodzę i pojedziemy. — Jan objął żonę.

— Ale piłeś… — nie ustępowała Alina.

— Ledwo łyknąłem, i to na samym początku. Już wywietrzało. Na dodatek nocą ruch mały. Nie martw się — uspokoił ją Jan.

— Mama dzwoniła. Mirek nie może zasnąć bez nas, czeka — westchnęła Alina. — Jestem zmęczona.

— To jedziemy? Pół godziny i będziemy w domu. — Jan wyciągnął z kieszeni marynarki kluczyki, nacisnął przycisk. Głęboko na parkingu ich „Skoda” zasygnalizowała i mrugnęła światłami.

Jan wyjechał z parkingu modnej podmiejskiej restauracji, pewnie pokierował samochodem w stronę miasta. Na sąsiednim siedzeniu Alina wyprostowała zmęczone nogi, odchyliła głowę na zagłówek — już nie musiała dbać o fryzurę.

— Dobrą wesele miał Paweł, prawda? Ale nasze było lepsze — powiedział Jan, patrząc w lusterko na oddalające się światła restauracji.

— Szczerze mówiąc, ledwo je pamiętam — odparła Alina, przymykając zmęczone oczy.

— Ja też — przyznał się Jan.

— Własnego wesela nikt nie pamięta. Może dlatego wydaje się lepsze niż inne — odpowiedziała Alina.

— Masz rację — uśmiechnął się Jan.

— Myślę, iż mama powinna zostać u nas na noc. Zanim dojedziemy, zanim zawieziesz ją do domu… — Alina ziewnęła.

— Oczywiście, niech zostanie. Też ledwo trzymam oczy otwarte.

— Mówiłam, żeby wziąć taksówkę. Nigdy mnie nie słuchasz — słabym głosem powiedziała Alina.

— Za późno, już jedziemy. Nie chcę jutro wracać po samochód.

Alina nie odpowiedziała. Siedziała z zamkniętymi oczami, marząc tylko, by jak najszybciej dotrzeć do domu, przebrać się, zrzucić ciasne buty, które porządnie obtarły jej nogi, włożyć miękkie kapcie, wziąć prysznic…

Gdyby otworzyła oczy, zauważyłaby, jak Jan kurczowo ściska kierownicę, wytężając wzrok w pędzącą ku nim wstęgę drogi. Na jego bladym czole pojawiły się krople potu, oddech stał się nierówny. Alina tego nie widziała.

Jan się do tego nie przyznał, ale żałował, iż wsiadł za kierownicę. Czuł, jak serce ściska się do bólu, przepychając krew przez naczynia. Z każdym uderzeniem ból narastał, oddech stawał się coraz trudniejszy. Zatrzymać się? Nie, lepiej dojechać do domu i położyć się…

Wzdłuż drogi ciemniały drzewa jak mur, a miasto drażniło, nie zbliżało się, ale jakby oddalało. Jan dodał gazu, ale w tej chwili ból rozdarł mu pierś, w oczach pociemniało. Huk wstrząsnął obrzeżami śpiącego miasta, ale Jan tego już nie usłyszał.

Kierowca tira wyskoczył z kabiny i podbiegł do zmiażdżonego samochodu. Od razu zrozumiał, iż kierowca nie żyje. Obok siedziała kobieta. Spróbował otworzyć drzwi — zacięte. Wsunął rękę przez rozbite okno, próbując wyczuć puls na jej szyi. Gdzie tam. Palce drżały za bardzo.

Zadzwonił po karetkę i czekał.

Uniewinniono go. We krwi zmarłego kierowcy „Skody” znaleziono alkohol, sekcja zwłok wykazała, iż zmarł na rozległy zawał jeszcze przed zderzeniem z tirem, wysyłając samochód na przeciwny pas…

Kierowca tira przyszedł do szpitala, by dowiedzieć się, co z tą kobietą. Przeszła dwie operacje, ale potrzebna była jeszcze jedna, by wymienić zmiażdżony staw biodrowy na sztuczny. Inaczej nie będzie chodzić, zostanie niepełnosprawna. Ale na sztuczny staw potrzebne są pieniądze.

***

— Igor, nareszcie jesteś. Znalazłam takie świetne mieszkanie. Wszystko, jak marzyliśmy: piąte piętro, winda towarowa, dom w centrum, układ idealny. Potrzebny remont, ale mocno zbiłam cenę. Jutro jedziemy oglądać. Ile mamy na koncie? jeżeli nie brałeś, to powinno starczyć — radośnie paplała Kasia, gdy Igor się rozbierał, mył ręce w łazience.

Stała mu na drodze, łapiąc jego wzrok.

— Poczekaj, Kasia — Igor odsunął ją na bok i wyszedł z łazienki.

— Na co czekać? Takie mieszkanie gwałtownie zniknie. Namówiłam właściciela, żeby nikomu więcej nie pokazywał. Nie mogłam się do ciebie dodzwonić — wyłączyłeś telefon — Kasia nie odstępowała męża ani na krok.

— Jak prowadzę, nie odbieram, wiesz o tym — Igor usiadł przy kuchennym stole. — Lepiej daj coś do jedzenia — powiedział zmęczonym głosem, unikając jej wzroku.

Kasia wyjęła zlewu talerz, odkryła patelnię i zastygła nad nią z łyżką.

— Co, zmieniłeś zdanie o kupnie mieszkania? — Obróciła się gwałtownie. — Może masz inne plany? Rzuciłeś dobrze płatną pracę, zacząIgor westchnął ciężko i spojrzał na żonę, wiedząc, iż od dzisiaj ich drogi będą musiały się rozminąć, bo los już dawno zapisał inny scenariusz, w którym ani on, ani Kasia nie byli już głównymi bohaterami, tylko świadkami cudzej tragedii i własnych niespełnionych marzeń.

Idź do oryginalnego materiału