Wina leży w deszczu

newsempire24.com 4 dni temu

**20 maja**

Popołudniowe niebo zasnuło się chmurami, a pod wieczór zaczęło mżyć. Wiosną ulice wyglądają szczególnie ponuro, zwłaszcza w taką deszczową pogodę.

Krzysztof jeździł po mieście już ponad godzinę, zabijając czas przed wyjazdem. Wieczorem ruch na drogach przybrał na sile, więc co chwilę stał w korkach lub na światłach. Czas wlókł się niemiłosiernie, ale wracać do domu nie chciał, a na dworzec było jeszcze za wcześnie.

Zatrzymał auto przy chodniku i wyłączył wycieraczki. Drobne krople deszczu pokryły przednią szybę, zniekształcając widok za nią.

Cały tydzień dochodził do siebie po odejściu Karoliny. Wciąż bolało. Gdyby został w domu, znów by się upił, jak przez ostatnie dni. Bez wina nie mógł zasnąć.

Żyli razem prawie rok, a przed tym dwa miesiące się spotykali. Na początku było dobrze, choćby bardzo. Zaczął już planować, iż latem pojadą nad morze, gdzie w romantycznej scenerii oświadczy się Karolinie, mimo iż ostatnio często się kłócili. Przyczepiała się do niego o byle co, była wiecznie zirytowana, miała pretensje.

Tuż przed jej odejściem pokłócili się o prezent na Dzień Kobiet. Bukiet holenderskich tulipanów i torebka, o której marzyła, wydały się jej niewystarczające.

— Przecież sama chciałaś tę torebkę — powiedział zirytowany Krzysztof. — I wcale nie była tania, jeżeli już.

— Wiedziałam, iż ją dostanę. Myślałam, iż coś jeszcze od siebie dodasz, zrobisz niespodziankę. Prezent ma zaskakiwać.

— No przepraszam, mogłaś dać znać, iż chcesz więcej — mruknął Krzysztof.

— Sam nie potrafisz się domyślić?

I Karolina znów zaczęła. Mówiła, iż nie umie zadowolić kobiety, iż mało zarabia. „Marek kupił Oli futro, a Zosia dostała od swojego pierścionek z diamentem”.

— Twój Marek to kombinator, nieuczciwie zarabia, balansuje na granicy prawa.

— I co z tego? Przynajmniej ona ma nowe futro i jeździ na zagraniczne wakacje. A ty taki skrupulatny, więc siedzimy w biedzie.

— Nie dramatyzuj, nie jesteśmy biedni. Chciałem kupić pierścionek, ale później. Po co ci futro na wiosnę? Zresztą on i tak oszczędził, biorąc je na wyprzedaży.

— Udajesz, czy naprawdę nie rozumiesz? — Głos Karoliny brzmiał jak szkło trącone wiatrem.

Wszystkie te kłótnie miały przyczynę, Krzysztof choćby ją przeczuwał, ale nie chciał wierzyć. Wcześniej też się sprzeczali, ale nocą się godzili. Tym razem Karolina odwróciła się do niego plecami, a gdy próbował ją objąć, klepnęła go po dłoni.

Rano milczała. Dzwonił przez cały dzień, ale nie odbierała, w końcu wyłączyła telefon. Ledwo doczekał wieczoru. W drodze do domu kupił kwiaty, ale w mieszkaniu zastał tylko kartkę.

Karolina napisała, iż ma dość, iż jest zmęczona i odchodzi do kogoś, kto rzuci dla niej świat pod nogi. Z szaf zniknęły jej rzeczy i walizka, z którą jeździli na wakacje.

Krzysztof biegał po mieszkaniu, rzucając wszystkim, co wpadło mu w ręce, szczególnie drobiazgami, które Karolina zostawiła albo celowo nie zabrała do nowego, bogatszego życia. Potem wziął reklamówkę, wrzucił do niej jej drobiazgi — szczoteczkę do zębów, słoiczek kremu, szlafrok wiszący w łazience. Wyrzucił to do śmietnika za blokiem.

Najgorsze było to, iż nie po prostu odeszła, tylko do innego, wystawiając go przy tym na pośmiewisko. Tak właśnie się czuł — jak nieudacznik. Nie mógł spać, przeszkadzał zapach Karoliny, który wciąż unosił się na poduszkach. Wspomnienia go dusiły. Wstał, nalał sobie wina. Lżej nie było, ale przynajmniej zasnął na kilka godzin.

Tak mijał cały tydzień. W pracy pojawiał się z podkrążonymi oczami. Koledzy współczuli. W końcu szef ulitował się nad nim i wysłał go na staż do Gdańska zamiast nowego pracownika.

— Zmień otoczenie, odetchnij i wracaj w lepszej formie — powiedział, klepiąc go po ramieniu.

Po pracy Krzysztof wpadł do domu, spakował się, wrzucił torbę do bagażnika i ruszył jeździć po mieście. Szyby auta pokryły się kropelkami, za którymi ginął świat, widział tylko rozmyte światła mijanych samochodów.

Opuścił szybę i zauważył szyld kawiarni. Wyobraził sobie przytulne wnętrze, stoliki, półmrok, cichą muzykę i gwar rozmów — właśnie to, czego potrzebował, żeby się rozproszyć. Wysiadł i wszedł do środka. Nie było tłoczno, ale wolnych stolików brakowało. Przysiadł przy barze i zamówił kawę.

— W barze podajemy tylko alkohol. Proszę usiąść przy stoliku, kelner przyjmie zamówienie — wyjaśnił barman.

— Rozumiem — odparł Krzysztof i rozejrzał się po sali, szukając, do kogo mógłby się dosiąść.

Niedaleko zobaczył samotną dziewczynę. Przed nią stała filiżanka, mieszała w niej drewnianą łyżeczką. Ciemne włosy zebrała w kucyk. Miała delikatny profil, zgrabny nosek, oczy… Oczy były schowane — wpatrywała się w kawę. Wąskie spodnie i obcisły sweter podkreślały jej figurę.

*„Ciekawe, jakiego ma koloru oczy?”* Nagle bardzo chciał to wiedzieć. Jakoś był pewien, iż go nie odtrąci. Podszedł do stolika.

— Mogę? — zapytał i usiadł naprzeciw.

Dziewczyna podniosła na niego wzrok. Miała zielone oczy. *„A Karolina miała brązowe”*, przypomniał sobie nie w porę.

— Już pan usiadł — zauważyła.

Podszedł kelner z menu.

— Kawę bez cukru. — Krzysztof spojrzał na jej filiżankę. — Dwie, proszę.

— Nie prosiłam pana — powiedziała z wyrzutem.

— Zimna kawa to obrzydlistwo. Nie przyszedł?

— Kto?

— Ten, na kogo czekasz.

— Co pana to obchodzi?

— Wyglądasz na smutną.

— Przyjaciółka.

— Co? — nie zrozumiał.

— Czekałam na przyjaciółkę.

Kelner przyniósł kawę, zabrał niedopitą filiżankę i odszedł.

Krzysztof wziąłKiedy wyszli z ZAMKSu, trzymając w dłoniach świeżo podpisane dokumenty, deszcz już ustał, a nad miastem pojawiła się tęcza, jakby świat sam błogosławił ich nowy początek.

Idź do oryginalnego materiału