Wika i Zuzia wyjechały, bo nie chcą się ukrywać. "W Polsce bałyśmy się złapać za rękę"

kobieta.gazeta.pl 3 godzin temu
Wika poznała Zuzię cztery lata temu. Na Tinderze. Chociaż miały ochotę powiedzieć o swojej miłości całemu światu, przez długi czas trzymały związek w tajemnicy. - Mam wrażenie, iż chociaż mieszkałyśmy w dużym mieście, stawałam się coraz bardziej niewidzialna. To zaczęło mi bardzo doskwierać - opowiada. 17 maja to Międzynarodowy Dzień Przeciw Homofobii, Transfobii i Bifobii.
Klaudia Kolasa, Gazeta.pl: Jaka jest historia waszej miłości?
Wika: Poznałyśmy się na Tinderze. Jesteśmy razem już od ponad czterech lat.

REKLAMA





Zuzia: Pierwszy raz spotkałyśmy się w czasie pandemii. Miałyśmy na twarzy maseczki i pamiętam, iż był to strasznie zimny spacer po zimnej zimie.
Wika: Zuzia bardzo mnie rozbawiła, bo warszawskie chodniki były skute lodem, a ona powiedziała, iż tańczy na lodzie. Miałyśmy czerwone nosy, policzki i było nam cholernie zimno, a nie było gdzie się ukryć przed mrozem, bo wszystko było zamknięte. Ja miałam wtedy wielki kryzys. Myślałam, iż nikogo nie znajdę i nikt mnie nie pokocha. No i pojawiła się Zuzia, która chciała mieszkać w Hiszpanii, ale z jakiegoś powodu z niej wróciła i założyła Tindera. Potem wyemigrowałyśmy razem.


Zobacz wideo Aga i Karolina z Love Never Lies przez 2 lata ukrywały związek. "Przed rodziną, znajomymi, w pracy, wszędzie" [materiał wydawcy kobieta.gazeta.pl]



Z czego wynikał twój kryzys?
Wika: Było mi bardzo trudno poznać na Tinderze dziewczynę albo osobę z doświadczeniem życia jako kobiety. Środowisko w Warszawie jest bardzo wąskie i tych osób jest po prostu mało. Zuzia była "świeża".
Zuzia: W Wiki języku to znaczy, iż wcześniej nie było mnie na Tinderze. Ja założyłam sobie profil, bo poznanie dziewczyny w realu wydawało mi się strasznie trudne. Nie dość, iż trudne było znalezienie kogoś, kto mi się spodoba, to jeszcze trzeba było się zorientować, czy ta osoba mogłaby się zakochać w kobiecie. Na Tinderze zaznaczam sobie swoje preferencje i wszystko jest jasne. Nie muszę się tłumaczyć.



Zrealizowałyście plany dotyczące emigracji. Dlaczego wyjechałyście?
Zuzia: To decyzja polityczna i podróż po swoje prawa. W Hiszpanii czujemy się bezpieczniej. Zanim zdecydowałyśmy się na przeprowadzkę, przyleciałyśmy tu kilka razy, żeby zobaczyć, czy rzeczywiście te prawa coś zmieniają. W Polsce bałyśmy się złapać za rękę na ulicy. Tu nie musimy nikomu tłumaczyć, czy jesteśmy koleżankami, siostrami... Możemy mówić: Jesteśmy partnerkami. To zmienia komfort.
Naprawdę w Polsce nie mogłyście się złapać za ręce, idąc ulicą?
Zuzia: Mogłyśmy, ale nigdy nie wiedziałyśmy, jakie będą konsekwencje.
Wika: Bywało różnie. Kiedyś pan w średnim wieku krzyknął, idąc za nami ulicą: "Dziewczyny, nic z tego nie będzie". Nie wiedziałam, o co chodzi, więc zapytałam. W odpowiedzi usłyszałam, iż skoro dzieci z tego nie będzie, to ten związek jest bez sensu. Poza tym pamiętam krzywe spojrzenia, plucie na chodnik... Takie drobne rzeczy, których miało nie być widać, ale były wyraźne.
choćby przy wynajmowaniu mieszkania... Właścicielka miała poczucie, iż musi przebić balonik i powiedziała, iż "też ma TAKĄ koleżankę w pracy". Teraz mieszkamy w małym miasteczku i nikt nie ma potrzeby, żeby nas określać lub porównywać.



Gdy pierwszy raz zakochałyście się w kobiecie, mówiłyście o tym otwarcie?
Wika: Ja z jednej strony już od jakiegoś czasu słyszałam od rodziców: "Czy ta dziewczyna, która przychodzi do nas do domu, to na pewno twoja koleżanka?". I oczywiście mówiłam, iż tak, bo bałam się przed nimi przyznać, iż to coś więcej. Potem od osób z różnej strony słyszałam podważające komentarze. "To może jest tylko taka faza", "To mija". Żyje się w takim poplątaniu. W szkole też nie ma zajęć na temat tego, czym jest orientacja seksualna.
Zuzia: Przy takim pierwszym zauroczeniu w okresie szkolnym, to było podważane. Jak ktoś wiedział - a nie dzieliłam się tym ze zbyt wieloma osobami – to słyszałam, iż mi przejdzie i iż to tylko zabawa. Że inne koleżanki też się całowały z dziewczyną i to tylko taka fajna część imprezy.
Co sobie myślałyście, jak słyszałyście takie teksty?
Zuzia: Szłam rzeczywiście w to podważanie. Myślałam: "Może tak być, zobaczymy". Weszłam w to tak bardzo, iż Wikę poznałam, jak miałam 26 lat. Więc od gimnazjum parę lat minęło.
Wika: Ja szłam w bunt. Mówiłam: Nie jest tak! Od początku starałam się, żeby nikt we mnie tego nie odkrył, tylko ja sama chciałam komunikować, iż jestem bi. Na Gronie należałam do grupy "biseksualne osoby w Warszawie", "biseksualne osoby w Polsce". Bardzo szukałam tożsamości seksualnej, wiedząc, iż nie mieszczę się w heteronormie. To był opór i walka od samego początku.



Pamiętacie przełomowy moment?
Wika: Pamiętam, jak jadę z rodzicami samochodem i oni mnie pytają kolejny raz, czy ta dziewczyna, która przychodzi do nas i śpi ze mną w łóżku, to na pewno jest moja koleżanka. No i powiedziałam im, iż nie. Widziałam ulgę. Mieli już dość tego napięcia. Ale to nie był coming, out, jaki sobie wyobrażałam. Myślałam, iż wyskoczę z szafy cała w piórach i powiem: "Nie jestem hetero. Kocham dziewczynę". A tu zostałam z tej szafy wypchnięta! W samochodzie. Z "Ona tańczy dla mnie" w tle.
Zuzia: U mnie przełomowym momentem było poznanie Wiki. Wtedy wyoutowałam się w rodzinie. Moi rodzice mieszkali w Hiszpanii, a ja wtedy w Polsce, więc umówiłam się z nimi na rozmowę. Powiedziałam im, iż poznałam dziewczynę i jestem w relacji. Opowiedziałam, kim jest Wika. Oni to przyjęli, ale dziadek nie wykazał się już taką akceptacją.
Wika: Chociaż spotykaliśmy się i rozmawialiśmy.
Zuzia: Z zewnątrz było wszystko git, ale głębiej już się robił kłopot. Akceptacji nie było wcale.



Wika: Jak byłyśmy na weselu u mojej rodziny, to albo ludzie podchodzili do nas i mówili: "Ojej, ale jesteście słodką parą" albo na nas nie patrzyli. Wszystko było czarno-białe. Na kolejne wesele nie poszłyśmy, byłyśmy tylko na ślubie. Potem moi rodzice usłyszeli, iż jesteśmy z Zuzią chore. Dobrze, iż dostajemy też dużo ciepła, które to równoważy.
Zuzia: Jak powiedziałyśmy mojej babci, iż chcemy sformalizować związek w Hiszpanii, to powiedziała: "No! Teraz to nikt tego nie robi, to chociaż wy!".
Wika: Była przeszczęśliwa, iż bronimy instytucji małżeństwa.
Rzeczywiście, jako przedstawicielka bańki warszawskich hetero 30-latków, mogę potwierdzić, iż śluby nie są teraz w modzie. Pary żyją razem choćby po kilkanaście lat bez formalizowania związku. Dlaczego to dla was ważne, żeby zostać małżeństwem?
Zuzia: Myślę sobie, iż przez to, iż tak bardzo nie możemy zrobić tego w Polsce.



Wika: Chciałabym ci tak oficjalnie, na papierze wyznać miłość. Może to nie jest ta romantyczna strona, ale żebyśmy były prawnie zabezpieczone – na wszelki wypadek. Żebyśmy mogły odwiedzić się w szpitalu, gdyby coś się stało.
Zuzia: Jakbym umarła, to nie chciałabym, żeby Wika została z nierozwiązanymi sprawami dziedziczenia. Chciałabym, żeby to było jasno prawno określone.
Wika: Żeby po mojej śmierci Zuzia miała dostęp do pieniędzy na moim koncie.
Zuzia: Ja mam mieszkanie. Umieram i co? I Wika nie ma, gdzie mieszkać?



Wika: Mi się chce płakać, jak myślę o tym, iż bierzemy ślub. Bardzo mnie to wzrusza. Chcę spędzić z Zuzią życie i fajnie będzie sobie to urzędowo potwierdzić.
Zuzia: Słowa mają duże znaczenie i taka deklaracja też jest duża. Miłość to decyzja.





2159866005 BongkarnGraphic / Shutterstock


W Polsce nie mogłyście sformalizować związku. Co jeszcze wam doskwierało?
Zuzia: Byłam z Wiką na wizycie u lekarza, żeby ją wesprzeć. Tu nie miałam żadnego problemu, żeby powiedzieć, iż jestem jej partnerką. W Polsce nie wiem, czy dałabym radę, bo ta cisza jest jak kolejna igła, która ci się wbija jednego dnia. A potem, gdy chcesz wsiąść do tramwaju i się przytulić, bo jest ci trudno, spotykasz się ze wzrokiem, który chce cię spalić.



Wika: Ja miałam duży strach o nasze bezpieczeństwo. Nie wiadomo, z której strony ktoś chciałby nas uderzyć czy popchnąć. Cały czas się ukrywałyśmy. Mam wrażenie, iż chociaż mieszkałyśmy w dużym mieście, stawałam się coraz bardziej niewidzialna. To zaczęło mi bardzo doskwierać.
Zuzia: Masz w sobie taką ogromną radość, iż kogoś kochasz i chcesz się tym dzielić, ale musisz to ukrywać. To jest strasznie nie fair, iż ktoś może ją pokazywać, a ktoś inny nie. W mózgu robi się lekka breja.
Wika: Jak pracowałam w agencji reklamowej, to mogłam swobodnie mówić, iż mam partnerkę. Ale jak pracowałam w państwowej instytucji, to już ciężko byłoby mi powiedzieć, iż mam dziewczynę.
Zuzia: Ja pracowałam w szkole państwowej i naprawdę musiałam bardzo uważać. Bałam się, iż ktoś mnie zapyta, co robię po pracy i z kim. Musiałam wymyślać.



Wika: Właśnie! My ciągle musimy wymyślać. Kupowałam Zuzi wózek na zakupy i pan mnie zapytał, dla kogo ten wózek. Pomyślałam, iż bym mu powiedziała, ale się boję.
Zuzia: Każde takie niepowiedzenie, iż to jest moja partnerka, zapisuje w moim ciele jako napięcie.
Wika: Jest poczucie niesprawiedliwości i nielojalności. Jakbym się jej wypierała, a ja po prostu się strasznie boję, iż ktoś mnie zaatakuje. Przed przeprowadzką do Hiszpanii, kiedy opróżniałam piwnicę, zaczepiła mnie pani dozorczyni z bloku i zapytała, co ja tu robię. No to mówię, iż pakuję rzeczy, bo wyjeżdżamy. A ona dopytuje: "Ale kim pani jest?". To tłumaczę, iż mieszkam w tym mieszkaniu po babci Zuzi, ale nie odpuszcza. "To jest pani wnuczką pani Tekli?". Mówię, iż nie. "To kim pani jest?!". W końcu nie wytrzymałam i mówię: "Dziewczyną jej wnuczki!". No i ona była taka ... zszokowana. Od razu zaczęła się tłumaczyć: "Nie no, ja nie jestem przeciwko". Ale najlepsze jest to, iż tak bardzo się bałam w tej ciemnej piwnicy ze szczurami i karaluchami, iż zaproponowałam jej, czy nie chciałaby nabrać sobie butów z tej sterty, co u nas leży. Żeby się wkupić. I ona sobie coś wybrała!
Myślicie, iż mogłoby się coś zmienić, żeby te pytania przestały się pojawiać?
Wika: Na pewno brakuje reprezentacji w polskich mediach. W którym serialu pojawiają się osoby LGBTQ+? Dlaczego nie ma postaci geja, lesbijki albo osoby transpłciowej w "Klanie"?



Zuzia: Ja mam poczucie, iż jak już są osoby niehetero, to są to mężczyźni. I te postacie nie są budowane jako zwykli ludzie, którzy kupują pomidory, pomarańcze czy banany i pracują na kasie w Lidlu.
Wika: Ja bym potrzebowała takiej reprezentacji. Czasem patrzę na panie w Polo Markecie i zastanawiam się... a może? Przykładowo w "Rolnik Szuka Żony" ja widzę, z jakimi problemami zmagają się ci ludzie i zauważam, iż może nie szuka żony, a męża. Gdyby była taka reprezentacja, to łatwiej byłoby dopuszczać ludziom fakt, iż nie wszyscy są hetero.


W Hiszpanii jest inaczej?
Zuzia: Język jest tu o wiele przyjemniejszy. Kiedy mówisz o partnerze lub partnerce, nie musisz określać jego płci. Mówisz: "Moja para coś tam". Wiadomo, iż z kimś jesteś i to zostawia przestrzeń, żeby to była każda osoba. Jak ktoś dopyta, to nie ma ciszy, milczenia, odwracania wzroku. Raczej pytają: "A jak ma na imię?", "Chyba chodzi na jogę?". To jest mniej więcej coś takiego.
Wika: A mieszkamy we wsi 6 tys. mieszkańców. Wyobraź sobie to w Polsce. Pewnie byłybyśmy wytykane palcami. Tu stałyśmy się częścią społeczności.



Zuzia: Co więcej, cały czerwiec przy Urzędzie Miasta wisi tęczowa flaga. I mogę zalegalizować tu swój związek. Tu w telewizji widzimy wszystkich! Dziadków, babcie, osoby z niepełnosprawnościami, osoby trans, lesbijki, geje... Każdy ma swoją reprezentację.
Myślicie, iż Polska dojdzie kiedyś do takiego momentu?
Wika: Chciałabym. Gdybym miała cień nadziei, to byśmy nie wyjeżdżały.
Zuzia: Urodziłyśmy się w Polsce, wywodzimy się z tej kultury i łatwiej byłoby nam żyć w kraju, który jest nasz.
Idź do oryginalnego materiału