Któż nie zna historii Scrooge’a, skąpca bez serca, który w wigilijną noc, co prawda wcześniej trochę nastraszony przez duchy, zmienia się nie do poznania? Tymczasem chyba kilka osób słyszało przedwojenną wigilijną opowieść o aniele, który co roku w święta Bożego Narodzenia przylatuje tylko po jedno dziecko na świecie i na skrzydłach zanosi je na chwilę do Boga. Pewnego roku anioł pojawił się w domu kąckiego krawca…
Kurt, syn krawca Klöpfela z Canth, leżał już w swoim łóżku z zamkniętymi oczami. Chłopiec nie spał jednak, bo jak zwykle przed snem marzył o tym, aby wznieść się w powietrze i latać. Nagle stanęła przed nim uskrzydlona postać. Anioł pociągnął chłopca za rękę. Kurt choćby się nie zorientował, kiedy niebiańskie stworzenie razem z nim wzniosło się hen wysoko, nad ośnieżony kącki rynek, gdzie na wieży nowy zegar właśnie wybijał pełną godzinę. Lecieli nad dachami kościoła św. Piotra i Pawła. Zimowy wiatr wiał tutaj z wyjątkową siłą, niosąc śnieżną zadymkę. Gdy nieco obniżyli lot, chłopiec mógł zajrzeć przez okna do domów. Pomachał do swojej cioci, która sprzątała po wigilijnej kolacji, zawołał kolegę myszkującego pod choinką w poszukiwaniu prezentów. Zajrzał choćby w okna zamku w niedalekim Smolcu, gdzie baron grał na pianinie, a jego córki w identycznych sukienkach śpiewały kolędę. Widział wszystkich, jednak nikt nie widział jego.
Kurt wcale nie dziwił się temu, co się właśnie działo. Mama opowiadała mu kiedyś historię o aniele przylatującym w święta i unoszącym dziecko wysoko do nieba.
Lecieli coraz wyżej i wyżej, nie było już widać świateł domów ani kościelnej wieży. Chłopiec czuł coraz przyjemniejsze ciepło, a wszędzie wokół widział niezwykłą jasność. Blask raził go tak bardzo, iż zacisnął powieki. Ogarnęło go uczucie szczęścia, był pewien, iż Bóg jest blisko.
Gdy wreszcie otworzył oczy, z powrotem leżał w swoim łóżku. Czy to, co przeżył przed chwilą, zdarzyło się na jawie, czy może był to najpiękniejszy w jego życiu sen?*
Opowiedziana historia to miejscowa opowiastka z Kątów Wrocławskich opublikowana w 1924 roku. Kusi mnie jednak, aby zajrzeć do domów dawnych mieszkańców podwrocławskich miejscowości i sprawdzić, jakie potrawy mogły się znajdować w Wigilię na stole u cioci Kurta? Co mógł znaleźć pod choinką kolega chłopca? I jak świętowano na zamku w Smolcu?
Już na początku adwentu w domu kąckiego krawca (tak jak w każdym innym domu) pojawił się prawdopodobnie wieniec z czterema czerwonymi świecami, które zapalano po kolei w każdą adwentową niedzielę. Na ścianie mama Kurta zawiesiła adwentowy kalendarz, na którym chłopiec odliczał dni do świąt Bożego Narodzenia. Tymczasem w smoleckim zamku do drzwi salonu przymocowano gałązkę jodłową ze wstęgą. Wszystkie dzieci baronostwa Wallenberg Pachalych odczytywały tę informację z łatwością: w środku „pracuje Dzieciątko Jezus” i przeszkadzać mu aż do Wigilii nie wolno**.
Jeszcze przed świętami w domu krawca pachniało korzennymi przyprawami, bo jego żona piekła pierniki. Unosił się też zapach syropu z buraków, który służył jako smaczna, słodka glazura do polania wypieków. W samą Wigilię Kurt mógł dłużej pospać, a potem wyjątkowo wskoczył rodzicom do łóżka.. Na wieczerzę mama upiekła karpia (z milickich stawów). Podany miał być w sosie polskim, robionym z piwa, cebuli, pierników i przypraw. Ponieważ rodzina Kurta była ewangelikami, to postu w domu nie przestrzegano. Na stole pojawiły się uwielbiane przez dziadka Huberta białe kiełbaski ze śląskimi kluskami i kiszoną kapustą. Babcia przygotowała śląskie niebo (Schlesische Himmelreich), czyli wędzony boczek i schab z suszonymi owocami, morelami, śliwkami i rodzynkami. Rzeczywiście było to niebo w gębie. Na stole nie mogło zabraknąć potraw z maku. Mama upiekła struclę z makiem i zrobiła słodkie kluseczki nadziewane makiem i kawałkami chleba (Mookliesla). Był też Christstole – podłużny placek z bakaliami, posypany cukrem pudrem.
Po wieczerzy Kurt wyrecytował dwa świąteczne wierszyki, a potem wszyscy razem, jak co roku, zaśpiewali kantatę Jana Sebastiana Bacha „Nun danket alle Gott” („Teraz wszyscy dziękujemy Bogu”). No i wreszcie nadchodził wyczekiwany moment otwierania prezentów. Nie było to nic wielkiego, troszkę łakoci – orzechów, pierników, jabłek z wetkniętymi w nie drobnymi monetami – i coś do szkoły, w tym roku dostał farbki. Kolega Kurta, którego chłopiec podglądał przez okno, oprócz słodkości pod choinką znalazł wymarzonego ołowianego żołnierzyka. W smoleckim zamku Dzieciątko Jezus było bardziej szczodre. Na najmłodszego syna barona pod choinką oświetloną zapalonymi świeczkami, przyozdobioną kolorowymi bombkami i anielskimi włosami, czekał „prawdziwy” koń na biegunach z biało-czarnym futerkiem jak u cielaczka. Małe baronówny, ubrane jednakowo w odświętne sukienki, dostały biurka wykonane przez miejscowego stolarza. Meble z brzozowego drewna miały mnóstwo szufladek i półeczek do przechowywania dziecięcych skarbów.
W Boże Narodzenie Kurt z rodzicami, jak to było w zwyczaju, poszedł do kościoła. Na obiad zaproszono wujostwo, mama podała gęsinę (u sąsiadów serwowano kaczkę). Zima jak zwykle była mroźna i śnieżna, więc po obiedzie rodzina wybrała się na obowiązkowy świąteczny spacer, zabrano sanki i łyżwy, aby pojeździć w parku na zamarzniętych starorzeczach Bystrzycy. Po powrocie ze spaceru dorośli rozgrzewali się gorącym likierem, ojciec z wujkiem raczył się Metropole Breslau, dziadek Stohnsdorferem, kobiety wolały Kroatzbeere. A Kurt? Kurt dostał stojące na piecu ciepłe kluski z makiem. I marzył, aby święta nigdy się nie kończyły.
*opowieść na podstawie tekstu „Der Weihnachtsengel über Canth”, Heimat – Kalender Breslau-Stadt und Land nebst Zobtengau, nr 15, 1924
**na podstawie wspomnień Angeli von Wallenberg Pachaly pt. „Mała baronówna. Dzieciństwo na smoleckim zamku” w tłum. Sebastiana Kotlarza
Tekst i zdjęcia: Marta Miniewicz
Zdjęcia:
- Podczas burzy. Widok z wieży ratuszowej na dachy rynkowych kamienic i wieżę kościoła parafialnego w Kątach Wrocławskich
- Być może tak wyglądał anioł, który uniósł Kurta hen wysoko do nieba; fragment witraża Anny Lamparskiej
- Śląskie niebo serwowane w jednej z restauracji w Goerlitz
- Anioły z kolekcji Anny Lamparskiej w leśniczówce w Kamionnej (gmina Kąty Wrocławskie)
- Ruiny zamku w Smolcu (gmina Kąty Wrocławskie)
- Świąteczne anioły w leśniczówce w Kamionnej