Niezwykła przygoda z Mazowszem

glosswidnika.pl 15 godzin temu

Ma dopiero 8 lat, a już towarzyszy na scenie prawdziwym gwiazdom i profesjonalnym artystom. Martynka Binięda, uczennica Szkoły Podstawowej nr 4, uczęszczająca do ZTL „Leszczyniacy”, występuje w spektaklach „Mazowsza”, największego polskiego zespołu odwołującego się do tradycji polskiej muzyki i tańca ludowego.

Historia jest ciekawa, bo na casting do pierwszego przedstawienia zatytułowanego „Fantazja polska – polskie tańce narodowe” Martynkę zgłosiła starsza siostra Milena, również tancerka „Leszczyniaków”.

– Znalazła ogłoszenie, iż można zapisać dzieci na casting, a ja bardzo chciałam spróbować – wyjaśnia drugoklasistka. – Pojechałyśmy do siedziby zespołu „Mazowsze” do Karolina. Musiałam powiedzieć wiersz i zaśpiewać piosenkę. Nie stresowałam się, bo tańczę w „Leszczyniakach” już 3 lata i często występowałam na scenie. Dostałam się do spektaklu „Fantazja polska – polskie tańce narodowe”, w którym zagrałam rolę uczennicy Marysi. Później zostałam przyjęta jeszcze do przedstawienia „Betlejem Polskie”.

Fantazja polska

Ten spektakl to propozycja edukacyjna dla najmłodszych. Bohaterami widowiska są dzieci, które podczas lekcji poznają polskie tańce narodowe. Ich przewodnikiem jest niezwykła nauczycielka, a w mamę małego Janka wciela się znana pianistka.

– Bardzo często jeździłam z tatą albo siostrą na próby. Odbywały się dwa razy w tygodniu, ale nie były ciężkie. Dobrze się tam czułam, tak zwyczajnie. Artyści byli bardzo mili, podchodzili do nas przed występami, mówili, żebyśmy się nie stresowali, bili nam za każdym razem brawo. Musiałam nauczyć się scenariusza oraz krakowiaka i polki, bo to nie były takie kroki, jak znam z „Leszczyniaków.”. Tańce miały inną choreografię. Poznałam też różne informacje o polskich tańcach oraz kompozytorach, na przykład Fryderyku Chopinie. Przedstawialiśmy je na scenie. W tym spektaklu zagrałam trzy razy. Bardziej podoba mi się jednak „Betlejem Polskie”, bo mam tam występ solowy. Śpiewam kolędę „Oj, maluśki, maluśki” – opowiada Martynka.

Betlejem Polskie

Do tej pory w „Betlejem Polskim”, w którym bierze udział 150 wykonawców: aktorów, solistów śpiewaków, artystów baletu, chóru i orkiestry, Martynka wystąpiła 6 razy. W styczniu zagra w 5 kolejnych spektaklach. To opowieść oparta na dramacie Lucjana Rydla, która dzieje się jednocześnie w trzech planach czasowych – w polskiej współczesności, w naszej rodzimej historii i w czasach biblijnych.

– Trwa prawie 2 godziny, ale nie jestem zmęczona występami. Są piękne stroje, interesująca scenografia, dużo rekwizytów na scenie, na przykład sanie. Te stroje były już gotowe, ale na próbach pani krawcowa ustawiła nas na wysokim stole i mierzyła, czy spódnice nie są za długie albo za krótkie, czy za szerokie. Poprawiała na nas, zszywała, potem szyła na maszynie – mówi młoda artystka.

– Widziałam spektakl już kilka razy, ale za każdym się wzruszam i nie mogę oderwać oczu od sceny i aktorów. „Fantazja polska” miała zupełnie inną formę, wszystko było bardziej oparte na scenariuszu, przeplatane urywkami filmików. Ma być wystawiana jeszcze wiosną. „Betlejem Polskie” to kolędy i tradycja, ale też nawiązanie do historii, do okresu zaborów, kiedy dzieci nie mogły mówić po polsku. Widowisko przeznaczone jest raczej dla starszych dzieci, młodzieży i dorosłych. Od razu powiem, iż bardzo trudno zdobyć bilety. choćby my, jako rodzice, mieliśmy problem, żeby na grudzień kupić dla naszej rodziny – wyjaśnia Marta Binięda, mama Martynki.

Moc wrażeń

Występy z „Mazowszem” oraz sam pobyt w Karolinie są dla Martynki ogromną przygodą.

– Po raz pierwszy miała do czynienia z reżyserem, akustykiem, oświetleniowcem. Dla niej to duże przeżycie. Podobnie jak sam pobyt w nowoczesnej siedzibie „Mazowsza”, która sama w sobie jest bardzo ciekawa. Jest tam piękna sala widowiskowa na ponad 500 osób, ogromne garderoby, muzeum, park, hotel, karczma. Zespół ma swoje panie makijażystki, fryzjerki, krawcowe i garderobiane – wymienia pani Marta.

– Poznałam też bardzo miłe koleżanki: Zosię, Klarę, Zuzię, Łucję i trzy Aniele. Przyjeżdżają z Warszawy, Białej Podlaskiej, Pruszkowa, Radomia. Ja mam najdalej ze Świdnika. Rozmawiamy o występach, czasem o szkole. Bardzo podoba mi się zespół „Mazowsze”. Tak pięknie i gwałtownie tańczą. Chciałabym zagrać jeszcze w innym ich spektaklu. A jak będę dorosła, chciałabym do nich dołączyć – dodaje Martynka.

Czy było coś, co sprawiło jej trudność?

– Może tylko śpiewanie, bo musiałam śpiewać raz ciszej, raz głośniej, wolniej, szybciej, zmieniać głos. Ale jak już się przyzwyczaiłam, wszystko szło dobrze – mówi Martynka.

Rodzinna tradycja

Koniecznie trzeba dodać, iż cała rodzina Martynki ma zacięcie artystyczne. W „Leszczyniakach” tańczą również jej bracia – starszy Bartek i młodszy Piotruś. A zaczęło się od taty, Pawła, który uczęszczał do klasy o profilu tanecznym w Szkole Podstawowej nr 2.

– Mąż jeździł ze swoją klasą na różne występy. Teraz nasze dzieci występują w strojach z tamtego czasu, bo zostały przekazane „Leszczyniakom”. Milena, która ma 21 lat, nie tylko tam tańczy, ale jest też instruktorem najmłodszej grupy. Ja realizuję się bardziej w rękodziele. Możemy chyba jednak powiedzieć, iż taniec to rodzinna tradycja. Jesteśmy bardzo dumni z Martynki i pozostałych dzieci. Najczęściej trzeba je hamować w tych artystycznych działaniach, niż namawiać do czegoś – śmieje się pani Marta.

Agnieszka Wójcik-Skiba, fot. M. Binięda, Krzysztof Sitkowski oraz Bartosza Lichocki/Facebook Mazowsze

Idź do oryginalnego materiału