– Wiesz, jak on na ciebie patrzy? Z miłością i zachwytem – oznajmiła z dumą córka.
Marek wyszedł z łazienki, owinięty tylko ręcznikiem. Krople wody błyszczały na umięśnionej klatce piersiowej. Nie mężczyzna – marzenie. W piersiach Marianny coś słodko się ścisnęło.
Usiadł na skraju łóżka i sięgnął, by ją pocałować. Odwróciła głowę.
– Nie, bo nigdy stąd nie wyjdę. Muszę iść. Ania pewnie już w domu. – Marianna przytuliła się do jego ramienia.
Westchnął.
– Marianna, ile można? Kiedy powiesz córce o nas?
– Trzy miesiące temu choćby nie wiedziałeś, iż istnieję, i żyłeś sobie świetnie. – Wstała i zaczęła się ubierać.
– Nie żyłem. Czekałem na ciebie. Nie potrafię bez ciebie…
– Nie rozdzieraj mi serca. Nie odprowadzaj mnie – powiedziałam i wysunęłam się z pokoju.
Szła ulicą, ignorując spojrzenia przechodniów. Wydawało jej się, iż wszyscy wiedzą, skąd wraca. Mężczyźni patrzyli z ciekawością, kobiety… z dezaprobatą.
Nic dziwnego – figura jak marzenie, postawa, twarz z wyrazistymi oczami i pełnymi ustami. Ciemne włosy wymknęły się spina spod spinki. A Marianna chciała zniknąć.
***
Wyszła za mąż wcześnie, w wieku dwudziestu lat, z wielkiej, odwzajemnionej miłości. Prawie od razu zaszła w ciążę. Mąż namawiał ją na aborcję – mówił, iż za wcześnie, iż trzeba stanąć na nogi, iż jeszcze zdążą. Ale Marianna się nie ugięła i urodziła zdrową dziewczynkę, mając nadzieję, iż mąż się zmieni. Nigdy nie pokochał córki. Cóż, wielu mężczyzn jest obojętnych wobec dzieci.
Pewnego dnia zadzwoniła jakaś kobieta i podała adres, gdzie jej mąż bywał wieczorami. Marianna nie rzuciła się od razu sprawdzać. Poczekała, aż wróci, i zapytała wprost. Najpierw zaprzeczał, potem się tłumaczył, w końcu zaczął wrzeszczeć:
– Jakaś wariatka coś palnęła, a ty jej wierzysz? Nie różnisz się od niej za bardzo. Wychodzę, a ty pożałujesz…
Trzasnął drzwiami. Mariannie odechciało się żyć, ale córka potrzebowała jej uwagi, więc przetrwała. Dwa tygodnie później nie wytrzymała – poszła pod wskazany adres, stanęła za drzewem i czekała. niedługo przeszedł obok jej mąż z młodą kobietą pod rękę. Weszli do klatki.
Następnego dnia złożyła pozew o rozwód. Wiedziała, iż nie potrafi wybaczyć – nie taki ma charakter. Oddala córkę do żłobka i wróciła do pracy.
Czasem w jej życiu pojawiali się mężczyźni, ale żaden nie spodobał się jej na tyle, by związać z nim życie. Dopiero po latach Marek zdobył jej miłość. Przystojny, wysoki – pasował do niej. Między nimi wybuchł gorący romans. Pewnego dnia Ania zapytała, dlaczego mama tak się stroi.
– Na randkę – odparła półżartem, półserio.
– Aaa… – przeciągnęła córka znacząco.
Więcej nie pytała.
Ania odziedziczyła po niej figurę, ale uroda była przeciętna. Wszyscy dziwili się, jak tak przystojni rodzice mogli mieć zwyczajną córkę. A Marianna była zadowolona. Piękno chleba nie da, a kłopotów – mnóstwo.
Nigdy nie miała przyjaciółek. Nie przez jej charakter, ale przez zazdrość innych dziewczyn. Bały się wyglądać blado przy niej. Może dlatego tak wcześnie wyszła za mąż – szukała w mężu przyjaciela.
– Za mały i za prosty jak na ciebie, choć przystojny – mówiła matka.
***
– Ania, jestem w domu! – zawołała Marianna, wchodząc do mieszkania.
– Odrabiam lekcje – odpowiedziała córka.
Marianna przebrała się i poszła do kuchni. niedługo dołączyła Ania, usiadła i ukroiła kawałek chleba.
– Nie psuj apetytu, zaraz kolacja – powiedziała Marianna, stawiając talerze. – Chciałam z tobą porozmawiać.
– To gadaj.
– Niedługo moje urodziny.
– Pamiętam.
– Chciałam zaprosić… mojego znajomego.
– Z którym sypiasz? – Ania patrzyła na nią spokojnie.
– Spotykam się. Mówisz tak do matki?
– Jaka różnica? W twoim wieku „spotykać się” i „sypiać” to to samo.
– To zaproszę? Nie masz nic przeciwko?
– A co mnie to obchodzi? Babcia przyjdzie? – dopytała beztrosko.
Marianna odetchnęła z ulgą. Piętnaście lat – trudny wiek. Córka chyba zaakceptowała wiadomość.
– Babcia w niedzielę. Zależy mi, żebyście się polubili.
– No dobra, zapraszaj – machnęła ręką Ania.
W sobotę całe przedpołudnie Marianna gotowała, chcąc zaimponować Markowi kulinarnymi talentami. Przyszedł z ogromnym bukietem róż i podarował pierścionek. Marianna była zaskoczona.
Starał się też przypodobać Ani – opowiadał, żartował, zachowywał się głośno. Córka była powściągliwa i poważna. Gdy Marek wyszedł, Marianna posprzątała i zajrzała do pokoju Ani. Chciała ją przytulić, ale córka się odsunęła.
– Nie podobał ci się?
– Nie.
– Dlaczego? – Marianna nie ukrywała rozczarowania.
– Po prostu nie. – Ania zamilkła. – Rozumiem, iż jesteś młoda, iż miłość i te sprawy… Ale mamo, on cię wykorzystuje. Jak ty tego nie widzisz?
– Babcia ci to nakręciła?
– Co ma babcia? Mam oczy! – Ania spojrzała na nią z rozpaczą.
Marianna wstała i podeszła do drzwi.
– Mamo, kochasz go? – szepnęła córka. Marianna skinęła. – To się spotykaj. Tylko nie sprowadzaj go do nas.
– Dlaczego? – odwróciła się gwałtownie.
– Bo mi się nie podoba i już.
Marianna nie wydusiła więcej. Ku swojemu zaskoczeniu, poczuła ulgę. Ich związek rozwijał się zbyt szybko. Ten pierścionek… A przy tym Marek kilka o sobie mówił, choć ciągle gadał o wspólnym życiu. Ania interesowała go tylko dlatego, iż mieszkała z Marianną.
Nazajutrz zadzwonił, mówiąc, iż się stęsknił i chce się spotkać. Nie zapytał, czy podobał się Ani. Albo go to nie obchodziło, albo był pewny swojej nieodpartości.
– Wieczorem przychodzi mama, niePrzez otwarte okno wpadł wiatr, a Marianna nagle zrozumiała, iż szczęście czasem przychodzi cicho, zupełnie jak ten nieśmiały sąsiad z pierwszego piętra.