Wiejska Afera z Siostrą w Tle

twojacena.pl 2 tygodni temu

Skandal w wiosce przez siostrę

„Jak mogłaś ich wyrzucić za próg? To przecież twoja rodzona ciotka Zofia i kuzynka Alicja! Im i tak ciężko, Ala rozwiodła się, sama wychowuje syna!” — krzyczała na mnie mama, Barbara, niemal ze łzami w oczach. A teraz jeszcze po wiosce poszły plotki, iż ja, Kinga, jestem bez serca i wyrzuciłam rodzinę na bruk. Sąsiedzi szeptają, znajomi patrzą krzywo, a mnie już mdli od tego wszystkiego. Przecież nie jestem potworem, miałam powód, by ich poprosić o wyjście! Ale kto mnie wysłucha, skąd w wiosce łatwiej osądzić, niż zrozumieć? Miałam dość tłumaczeń, ale milczeć dłużej nie mogę — muszę opowiedzieć, jak było naprawdę.

Wszystko zaczęło się miesiąc temu, gdy ciotka Zofia i Alicja z synem Bartkiem wystąpiły u nas w domu. Ala niedawno rozstała się z mężem, który, jak mówiła, „nie był prezentem”. Została sama z pięcioletnim Bartkiem, bez pracy i mieszkania — ich dom zabrał były. Ciotka Zofia, jej matka, też postanowiła wyprowadzić się z miasta na wieś, bo „w mieszkaniu było jej za ciasno”. Zadzwoniły do mnie i poprosiły, by zamieszkały u nas, dopóki nie znajdą własnego miejsca. Oczywiście nie odmówiłam — toż to rodzina. Mieszkamy z mężem w przestronnym domu, mamy dwoje dzieci, ale miejsce się znajdzie. Myślałam, iż pobędą tydzień, dwa, i po sprawie. Jakże się myliłam.

Od pierwszego dnia ciotka Zofia zachowywała się, jakby to był jej dom. Przestawiała meble, bo „tak lepiej pada światło”, wtrącała się do kuchni, krytykowała moje zupy: „Kinga, ty gotujesz bez liścia laurowego?”. Cierpliwie znosiłam, uśmiechałam się, ale w środku wrzeło. Alicja zamiast szukać pracy czy mieszkania, całymi dniami wpatrywała się w telefon albo narzekała, jak ciężko jej się żyje. Bartek, choć miły chłopiec, biegał po domu jak wicher, niszczył zabawki naszych dzieci, a Ala tylko wzruszała ramionami: „Przecież to dziecko, czego od niego chcesz?”. Proponowałam pomoc — poszukanie pracy, zajęcie się Bartkiem, gdyby miała rozmowę. Ale odpowiadała: „Kinga, nie naciskaj, i tak jest źle”.

Po dwóch tygodniach zrozumiałam, iż nie zamierzają się wyprowadzać. Ciotka Zofia oświadczyła, iż chce zostać na wsi na zawsze, i zaczęła napomykać, by „dostawić im drugą część domu”. Alicja podchwyciła: „No właśnie, Kinga, wasz dom dostałeś od rodziców, a my z Bartkiem mamy żyć pod mostem?”. Zamarłam. Czy ja teraz mam ich utrzymywać, bo są „biednymi krewnymi”? Z mężem latami pracowaliśmy, by wyremontować ten dom, wychować dzieci, spłacić kredyt. A teraz mam dzielić przestrzeń z ludźmi, którzy choćby „dziękuję” nie potrafią powiedzieć?

Próbowałam porozmawiać spokojnie. Powiedziałam: „Zosiu, Alu, chętnie pomożemy, ale musicie znaleźć swoje miejsce. Nie możemy mieszkać razem wiecznie”. Ciotka Zofia załamała ręce: „Kinga, co ty, na ulicę nas wyrzucasz? Ja jestem twoją ciotką!”. Alicja się rozpłakała, Bartek zaczął marudzić, a ja poczułam się jak ostatnia dziwka. Ale wiedziałam — jeżeli nie postawię kropki, będą jeździć na naszym grzbiecie. Dałam im tydzień na znalezienie mieszkania i zaoferowałam opłacenie pierwszego czynszu. Ale obrażone poszły do znajomych, rzucając: „Jeszcze tego pożałujesz, Kinga”.

I teraz wioska huczy. Mama przyszła do mnie zapłakana: „Kinga, jak mogłaś? Ala sama z dzieckiem, a ty je wyrzuciłaś!”. Próbowałam wytłumaczyć, iż nie wyrzuciłam, tylko poprosiłam, by wzięły życie w swoje ręce. Ale mama tylko kręciła głową: „Wszyscy już gadają, iż nie masz litości dla rodziny”. Sąsiadki szepczą, ktoś choćby rzucił, iż „na własną głowę nieszczęście sprowadziłam”. A mnie aż ściska w gardle. Przecież nie jestem z kamienia, pomagałam, jak mogłam! Ale dlaczego mam poświęcać swój dom, swoje nerwy, żeby innym było wygodnie?

Porozmawiałam z mężem, mnie wsparł: „Kinga, masz rację, nie musimy ich utrzymywać. Są dorosłe, niech same rozwiązują problemy”. Ale choćby jego słowa nie zdejmują ciężaru. Czuję się winna, choć wiem, iż postąpiłam słusznie. Alicja mogłaby znaleźć pracę — we wsi są oferty, a i do miasta niedaleko. Ciotka Zofia mogłaby wrócić do swojego mieszkania albo przynajmniej nie rządzić u mnie jak u siebie. Ale wybrały rolę ofiar, a ja zostałam czarnym charakterem.

Czasem myślę: może trzeba było wytrzymać? Dać im kolejny miesiąc, pomóc więcej? Ale wtedy przypominam sobie, jak ciotka Zofia wyrzuciła moje stare wazony, bo „przeszkadzały”, i jak Alicja choćby nie przeprosiła, gdy Bartek stłukł naszą lampę. Nie, tak żyć nie dam rady. Mój dom to moja przystań, moja rodzina. I nie chcę, żeby stał się przytułkiem dla tych, którzy nie potrafią stanąć na własnych nogach.

Mama mówi, iż powinnam przeprosić i zabrać je z powrotem. Ale nie zamierzam. Niech sobie gadają, niech wioska plotkuje. Wiem, dlaczego tak zrobiłam, i nie wstydzę się tego. Alicja i ciotka Zofia to moja krew, ale to nie znaczy, iż mam je dźwigać na plecach. Życzę im, by znalazły swoje miejsce — ale nie kosztem mojego. A plotki? Niech huczą. Nie żyję dla języków, tylko dla swojej rodziny. I kropka.

Idź do oryginalnego materiału