—
1 czerwca 2024
„Wiesz, jak on na ciebie patrzy? Z miłością i podziwem” – powiedziała zadowolona z siebie córka.
Marek wyszedł z łazienki, owinięty tylko ręcznikiem. Krople wody błyszczały na umięśnionej klatce piersiowej. Nie mężczyzna, a marzenie. W piersiach Kingi coś słodko zabolało.
Marek usiadł na skraju łóżka i sięgnął po nią, żeby pocałować. Odwróciła głowę.
– Nie, bo nigdy stąd nie wyjdę. Muszę iść. Ola pewnie już w domu. – Kinga przytuliła policzek do jego ramienia.
Westchnął ciężko.
– Kinga, jak długo jeszcze? Kiedy powiesz córce o nas?
– Trzy miesiące temu choćby nie wiedziałeś, iż istnieję, i świetnie sobie żyłeś. – Wstała i zaczęła się ubierać.
– Czuję, jakbym w ogóle nie żył, tylko na ciebie czekał. Nie potrafię…
– Nie rozdzieraj mi serca. Nie odprowadzaj mnie. – Wymknęła się z pokoju.
Szła ulicą, ignorując spojrzenia przechodniów. Wydawało jej się, iż wszyscy wiedzą, skąd idzie. Mężczyźni patrzyli z ciekawością, kobiety – z dezaprobatą.
No cóż, miała wszystko: figurę, postawę, twarz z wyrazistymi oczami i pełnymi ustami. Ciemne włosy wymykały się spod spinki. A Kinga chciała zniknąć.
***
Wyszła za mąż młodo, w wieku dwudziestu lat, z wielkiej, odwzajemnionej miłości. Prawie od razu zaszła w ciążę. Mąż namawiał ją na aborcję. „Za wcześnie, najpierw trzeba stanąć na nogi, dzieci jeszcze zdążą”. Ale Kinga się nie ugięła i urodziła zdrową dziewczynkę, licząc, iż mąż się zmieni. Nigdy jednak nie pokochał córki. Cóż, wielu mężczyzn jest obojętnych wobec dzieci.
Pewnego dnia zadzwoniła jakaś kobieta i podała adres, gdzie wieczorami bywał mąż Kingi. Nie rzuciła się od razu sprawdzać. Poczekała na niego i spytała wprost. Najpierw wszystkiemu zaprzeczał, potem się tłumaczył, w końcu zaczął krzyczeć:
– Jakaś wariatka ci powiedziała, a ty od razu uwierzyłaś? Nie różnisz się od niej. Wychodzę, a ty pożałujesz…
Zatrzasnął drzwi. Kinga nie chciała żyć, ale córka potrzebowała jej uwagi – więc przeżyła. Dwa tygodnie później nie wytrzymała. Poszła pod wskazany adres, stanęła za drzewem na podwórku i czekała. niedługo przeszedł obok mąż z młodą kobietą pod rękę. Weszli razem do klatki.
Następnego dnia Kinga złożyła pozew o rozwód. Wiedziała, iż nie potrafiłaby mu wybaczyć – nie taki miała charakter. Oddała córkę do żłobka i poszła do pracy.
Czasem pojawiali się w jej życiu mężczyźni, ale żaden nie zrobił na niej wrażenia na tyle, by zaryzykować związek. Dopiero po latach Marek zdobył jej serce. Wysoki, przystojny, w sam raz dla niej. Między nimi rozpalił się gorący romans. Pewnego dnia Ola spytała, dlaczego mama tak się stroi.
– Na randkę – odparła Kinga półżartem.
– Aaaa… – przeciągnęła córka znacząco. Więcej nie pytała.
Figurą Ola była podobna do matki, ale twarz miała zwyczajną. Wszyscy dziwili się, jak u tak pięknych rodziców urodziła się przeciętna córka. Kinga się jednak cieszyła. „Piękno chleba nie da” – mówiła – „a kłopotów wiele”.
Nigdy nie miała przyjaciółek. Winna nie była ona, tylko zazdrość innych dziewczyn. Bały się wyglądać blado przy niej. Może dlatego tak wcześnie wyszła za mąż – szukała w mężu przyjaciela.
– Za niski i za prosty dla ciebie, choć przystojny – mawiała matka.
***
– Ola, jestem w domu! – zawołała Kinga, wchodząc do mieszkania.
– Odrabiam lekcje – odpowiedziała córka ze swojego pokoju.
Kinga przebrała się i poszła do kuchni. niedługo dołączyła do niej Ola, usiadła przy stole i ukroiła kawałek chleba.
– Nie psuj apetytu, zaraz będzie kolacja – powiedziała Kinga, stawiając talerze. – Chciałam z tobą porozmawiać.
– To gadaj – Ola zajadała się obiadem.
– Niedługo moje urodziny.
– Pamiętam, mamo.
– Chciałam zaprosić… mojego znajomego.
– Tego, z którym śpisz? – Ola patrzyła na nią spokojnie.
– Spotykam się. Mówisz tak do matki?
– Jaka różnica? W twoim wieku randki i seks to to samo.
– To zaproszę go? Nie masz nic przeciwko?
– A co mnie to obchodzi? Babcia przyjdzie?
Kinga odetchnęła z ulgą. Piętnaście lat – trudny wiek. Ale córka przyjęła wiadomość spokojnie.
– Babcia będzie w niedzielę. Zależy mi, żebyście się polubili.
– Oj, mamo, zaproś go – machnęła ręką Ola.
W sobotę Kinga całe rano gotowała, chcąc zaimponować Markowi. Przyszedł z ogromnym bukietem róż, podarował pierścionek. Była zaskoczona jego natarczywością.
Próbował też zaskarbić sobie sympatię Oli – opowiadał hałaśliwie, żartował. Córka jednak zachowywała się powściągliwie. Gdy Marek wyszedł, Kinga posprzątała, weszła do pokoju córki i spróbowała ją przytulić, ale Ola się wymknęła.
– Nie spodobał ci się?
– Nie.
– Dlaczego? – Kinga nie ukrywała rozczarowania.
– Po prostu nie. – Ola zamilkła na chwilę. – Rozumiem, iż jesteś młoda, iż miłość i te sprawy… Ale on cię wykorzystuje. Naprawdę tego nie widzisz?
– Babcia ci to wmówiła?
– Co ma babcia do tego? Mam oczy. – Ola spojrzała na nią z rozpaczą.
Kinga wstała i podeszła do drzwi.
– Mamo, kochasz go? – spytała cicho Ola. Kinga skinęła głową, nie odwracając się. – To się z nim spotykaj. Tylko nie wprowadzaj go do nas.
– Dlaczego? – Kinga odwróciła się gwałtownie.
– Bo mi się nie podoba i koniec.
Kinga nie wydobyła już nic więcej.
Ku jej zaskoczeniu, poczuła ulgę. Z Markiem wszystko działo się zbyt szybko. Ten pierścionek… A przecież prawie nic o sobie nie mówił, choć ciągle wspominał o wspólnym życiu. Ola interesowała go tylko dlatego, iż mieszkała z Kingą.
Następnego dnia Marek zadzwonił,Kinga spojrzała w okno, słysząc śmiech Olai i sąsiada, który pomagał jej wnosić walizkę do samochodu, i nagle zrozumiała, iż prawdziwa miłość nigdy nie musiała się choćby ukrywać, tylko cierpliwie czekała, aż ona ją w końcu dostrzeże.