Wiesław Surówka jest mistrzem napraw AGD, który swoje życie poświęcił serwisowi sprzętu domowego. W tym zarówno nowoczesnych urządzeń, jak i tych sprzed dekad. Jak sam mówi, czasy się zmieniają, ale jego pasja do naprawiania rzeczy pozostała niezmienna.
Panie Wiesławie, mówi się o Panu “złota rączka”. Jak Pan reaguje na to określenie?
Wiesław Surówka: (śmiech) Może nie jestem złotą rączką, ale złotych rączek u mnie w serwisie nie brakuje. Robimy tu naprawdę wszystko. Nie tylko naprawy sprzętu AGD. Czasem choćby portfele, zatrzaski w torebkach i inne drobiazgi. Raz trafiły do mnie choćby skrzypce do naprawy! Ale żeby nie było, to na co dzień naprawiamy głównie sprzęty AGD – odkurzacze, pralki, żelazka… Lista jest długa.
Czyli naprawiacie nie tylko nowoczesny sprzęt, ale też taki, który ma już swoje lata?
Oczywiście! Często trafiają do mnie urządzenia mające po 30, a choćby 60 lat. Dla przykładu, miałem odkurzacz, który działał już 60 lat, i co ciekawe, poza małą przerwą w obwodzie, niczego nie musiałem tam wymieniać! Łożyska były w idealnym stanie, komutator jedynie przeczyściłem i wymieniłem szczotki. To była zupełnie inna filozofia produkcji. Sprzęt dawniej był robiony tak, by służył lata, a teraz… No, obecne urządzenia często po 2–5 latach są do wyrzucenia.
No właśnie, dziś dużo mówi się o ekologii i trwałości produktów, a sprzęty AGD nie wydają się zbyt długowieczne. Jak Pan to widzi?
To prawdziwy paradoks. Z jednej strony wszyscy mówią o ekologii, a z drugiej strony producenci celowo tworzą sprzęty, które gwałtownie się psują. Naprawa często jest niemożliwa, bo części zamienne są za drogie lub trudno dostępne. Przykładowo, firma Bosch kupiła markę Zelmer, która była znana z trwałości. Po przejęciu zmieniono minimalnie wymiary części, co sprawiło, iż naprawa stała się niemożliwa. Kiedyś mogłem wymienić drobny element, teraz trzeba kupić cały mechanizm, co często kosztuje prawie tyle samo co nowy sprzęt. To totalne marnotrawstwo! Ekologia? Gdzie tu ekologia?
Czyli uważa Pan, iż dawniej sprzęty były lepszej jakości?
Zdecydowanie tak! Kiedyś każdy element można było rozebrać, wymienić, naprawić. Teraz, większość urządzeń to jednorazówki – wszystko jest zapieczętowane, a jeżeli coś się zepsuje, to jedyne, co można zrobić, to wyrzucić i kupić nowe. Kiedyś naprawiałem odkurzacze Zelmera, mogłem wymienić każdą część – turbinę, szczotki, łożyska, wszystko! Teraz? Tylko cały silnik. A jak ten silnik się zepsuje? Trzeba kupić nowy odkurzacz. To jest czyste marnotrawstwo i działanie na szkodę klienta.
Od kiedy prowadzi Pan swój serwis?
Od 1993 roku. Na początku, żeby jakoś się utrzymać, sprzedawałem też inne rzeczy – miski plastikowe, kubki, drobny sprzęt AGD. Jednak z czasem handel upadł, bo trudno konkurować z wielkimi marketami. Skoncentrowałem się więc na naprawach. To była długa droga, ale zbudowałem sobie renomę. Mam klientów, którzy przychodzą do mnie od prawie 30 lat!
Skąd u Pana pasja do naprawiania sprzętu?
Zawsze lubiłem majsterkować. Już jako dziecko rozkręcałem i skręcałem różne urządzenia. Zajęcia praktyczno-techniczne w szkole to był mój ulubiony przedmiot! Mój brat też był w tym świetny, można powiedzieć, iż to on był moim mentorem. Ojciec naprawiał zegarki i instrumenty, więc można powiedzieć, iż to rodzinne.
Jakie jest najstarsze urządzenie, które Pan naprawiał?
To chyba był ten odkurzacz, o którym już wspominałem, miał 60 lat! I działał świetnie. Tego typu sprzęty to prawdziwa gratka – są solidne, niezawodne. Mam klientów, którzy wracają do mnie z tym samym urządzeniem po kilkunastu latach. To dla mnie prawdziwa satysfakcja, kiedy naprawiony przeze mnie sprzęt działa długie lata.
Co uważa Pan za największe wyzwanie w naprawie współczesnego sprzętu AGD?
Największym problemem jest dostępność części zamiennych i ich cena. Do tego niektóre urządzenia są tak skomplikowane, iż naprawa wymaga wielu godzin pracy, co podnosi koszt. Producenci celowo utrudniają naprawy, zmieniając małe detale, przez co nie można wykorzystać starszych części. W efekcie naprawa bywa tak kosztowna, iż klienci wolą kupić nowy sprzęt. Niektóre firmy choćby nie oferują napraw gwarancyjnych, tylko od razu wymieniają sprzęt na nowy. Gdzie w tym sens?
Jak zmieniało się podejście klientów do Pana pracy na przestrzeni lat?
Niestety, zmieniło się i to niekoniecznie na lepsze. Kiedyś klienci bardziej szanowali serwisantów, a dziś wielu z nich ma roszczeniowe podejście. Często oczekują, iż naprawa zostanie wykonana od ręki i najlepiej za grosze. Rozumiem, iż każdy chce oszczędzać, ale naprawa wymaga czasu, wiedzy i odpowiednich części. Zdarza się, iż niektórzy nie doceniają pracy, którą wkładam w uratowanie sprzętu przed wyrzuceniem.
Wspomniał Pan o swojej pracy, która zajmuje dużą część życia, ale co z pasjami poza nią? Jak udaje się Panu znaleźć czas na inne aktywności?
Tak, praca jest ważna, ale nie można żyć tylko nią. Sport zawsze miał miejsce w moim życiu. W tym roku, po 15 latach przerwy, wróciłem do jazdy na rowerze. Powód? Chciałem jeździć z wnukiem. Właśnie dlatego zdecydowałem się kupić nowy rower, bo mój stary, 25-letni, już nie dawał rady. To górski rower, ale wiadomo, po tylu latach użytkowania, przestał działać jak trzeba. I tak w tym roku postanowiłem zainwestować w nowy sprzęt.
To musiała być spora zmiana po tak długiej przerwie! Czy rower jest jedynym sportem, który Pan uprawia?
Nie, wcześniej trenowałem kręgle, traktowałem to jako formę rozrywki. Zajmowałem się też wspinaczką po skałach, co dostarczało mi mnóstwo adrenaliny. Treningi siłowe i sporty walki również zajmowały ważne miejsce w moim życiu. Teraz odkrywam na nowo rowerowe szlaki. W okolicach Krakowa jest wiele ciekawych tras, idealnych na weekendowe wycieczki.
Czy ktoś z Pana rodziny zamierza kontynuować tradycję i przejąć serwis?
Mój syn poszedł w zupełnie innym kierunku, ale to dobrze, bo naprawy stają się coraz mniej opłacalne. Przez jakiś czas pracował ze mną, prowadził choćby sklep internetowy, ale teraz zajmuje się czymś zupełnie innym. Wygląda na to, iż jestem jednym z ostatnich „dinozaurów” w tej dziedzinie.
Serwis AGD ,,Pięterko” znajduje się przy ulicy Spółdzielców 3 w Krakowie.
Czytaj także:
- Krawcowa z Nowej Huty: klient pomógł mi przetrwać kryzys, pomogło miłe słowo
- Najstarszy krakowski kaletnik: taki mamy świat, iż sami tworzymy śmietnik na Ziemi
- Jeżeli ktoś nie pamięta imienia, to często mówi: “Zapieckowa przyszła”
- By wyjechać sprzedał malucha. Wrócił z pomysłem na kolejne 33 lata