Władzia dziś z niecierpliwością wyczekiwała końca dnia pracy, myśląc tylko o tym, jak wyjdzie z biura i spotka ukochanego męża, z którym pojadą do ich ulubionej kawiarni. To właśnie tam poznali się pięć lat temu, tego samego dnia.
Wypadła z biura gwałtownie i zobaczyła męża stojącego przy samochodzie. Uśmiechał się:
Cześć, Wojtku przytuliła się do niego, a on pocałował ją w policzek.
Cześć, cześć, no to jedziemy do naszej kawiarni? powiedział bardziej stwierdzająco niż pytająco. Roześmiała się szczęśliwa i skinęła głową. Czekała na prezent od męża.
Posiedzieli chwilę w kawiarni, ale Wojtek niczego nie wręczył. W końcu zaproponował:
Dobrze, jedźmy do domu. Prezent czeka na ciebie tam uśmiechnął się tajemniczo.
Tak? Jaki prezent? Dlaczego nie zabrałeś go ze sobą? zdziwiła się żona.
Zobaczysz niedługo i wszystko zrozumiesz odparł zagadkowo.
Pod domem wysiedli z samochodu. Wojtek podszedł do innego auta, nacisnął pilota i otworzył drzwi.
To dla ciebie, moja ukochana żono, jeździj z przyjemnością.
Władzia oniemiała. Wszystkiego się spodziewała, ale nie nowego samochodu. Rzuciła mu się na szyję:
Wojtku, dziękuję! Zawsze mówię, iż mam najlepszego męża na świecie. Jak ja cię kocham!
Uwielbiała go za wszystko, co dla niej robił. Wojtek ciężko pracował, czasem bez wolnych dni, by zarobić na prezenty dla niej, a także oszczędzali na dom. Marzyli o dużym domu za miastem. Po jego kupnie mogli pomyśleć o dziecku. Mieszkali w trzypokojowym mieszkaniu Władzi, które odziedziczyła po babci.
Kochanie, teraz to twój samochód. Wiedziałem, iż o nim marzysz.
W domu świętowali piątą rocznicę i nowy samochód. W kawiarni nie wypili wina, bo Wojtek prowadził.
Następnego dnia Władzia przyjechała do pracy nowym czerwonym autem. Weszła do biura roześmiana, a koledzy już czekali, ciekawi, co dostała od męża. Gratulowali:
Mój Wojtuś podarował mi samochód. On mnie rozumie bez słów przymknęła oczy dziewczyny, gdybyście wiedziały, jaki on jest wspaniały. Wyobraźcie sobie, przez pięć lat choćby się nie pokłóciliśmy poważnie.
Gratulacje takiego prezentu! mówili współpracownicy.
Niektórzy cieszyli się szczerze, ale były i takie, które gotowe były rozszarpać tę promieniejącą kobietę. Jedną z nich była Kinga dawna koleżanka z klasy Wojtka, która zawsze Władzi zazdrościła. Od szkoły była w nim zakochana. Patrząc teraz na nią, myślała:
Dlaczego jedni mają wszystko, a inni nic? Nic się martw, jeszcze się wyśmiejesz uśmiechała się w jej stronę, choć w myślach paliła się z zazdrości.
Naiwna Władzia nie rozumiała, iż nie należy dzielić się szczęściem, bo szczęście lubi ciszę. Nie ukrywała nic przed koleżankami, sądząc, iż one też ją lubią. Nie przyszło jej do głowy, iż znajdzie się ktoś, kto z zazdrości pójdzie na podłość. Zrobi wszystko, by zabrać jej radość, choćby jeżeli miałby ją podeptać.
Pod koniec dnia Wojtek zadzwonił i powiedział, iż ma pilną fuchę i się spóźni. Westchnęła ciężko. Nic przecież pracuje, zbiera na dom.
Pomachawszy koleżankom, wyszła i podeszła do samochodu.
No to jedziemy, piękna powiedziała czule do swojej dziewczyny.
Po drodze wstąpiła do galerii handlowej. Znalazła dla męża eleganckie zegarki.
To będzie świetny prezent dla Wojtka myślała.
Kupując podarek, uśmiechała się, siadając do auta.
Też go zaskoczę. Dawać prezenty jest tak samo przyjemnie, jak je otrzymywać ruszyła w stronę domu.
Przed blokiem zwolniła, chcąc zaparkować, gdy nagle poczuła uderzenie. Wysiadła i zobaczyła mężczyznę trzymającego się za nogę.
Boże, ja cię potrąciłam? Przepraszam, zaraz wezwę karetkę! Może lepiej sama zawiozę cię do szpitala?
Mężczyzna pokręcił głową.
Nie trzeba. Uderzenie było lekkie, pewnie tylko stłuczenie. Chłodny okład wystarczy.
Zaprosiła go do mieszkania. Zgodził się. W domu założyła mu bandaż, ciągle przepraszając.
Nie martw się tak. Gotów jestem codziennie się potrącać, byle tylko cię widzieć. Jestem Tomek. A ty?
Władzia
Tomek patrzył na nią zbyt wyraźnie. Czuła się nieswojo. Po chwili wstał, ale odmówił podwiezienia. Nagle zatrzymał się i spojrzał na zdjęcie Wojtka i Władzi.
Znasz go? Ależ tak! Choć po co pytam, skoro jesteście razem na zdjęciu. To twój brat? uśmiechnął się oczywiście, bo inaczej to by było dziwne!
Znasz go? zdziwiła się Władzia.
Jasne, to mąż mojej siostry. Ciągle haruje, po fuchach, na wyjazdach, zbiera na dom. Rzadko bywa w domu, ale wiadomo ma cel.
Zrobiło jej się słabo. Serce ścisnęło się z bólu. Nie pamiętała, kiedy Tomek wyszedł. Słowa, które usłyszała, wbiły się jak drzazga. Chciało jej się krzyczeć. ZaciWładzia zamknęła oczy, czując, jak łzy spływają po policzkach, ale gdy po chwili otworzyła je znowu, zrozumiała, iż musi sama porozmawiać z Wojtkiem i rozwiać wszystkie wątpliwości, zamiast wierzyć obcym słowom.