Wędrujące żurawie wśród chmur…

twojacena.pl 1 tydzień temu

Żurawie-żaglówki płyną po niebie…

Zuzanna obudziła się i z rozkoszą się przeciągnęła. Zastanawiała się, jaki dziś dzień. Obróciła głowę, by spojrzeć na zegarek. Wzrok natknął się na białą chmurę sukni wiszącej na drzwiach szafy. Za długa – powiesiła ją na zewnątrz, by się nie pogniotła. Wspomnienia nagle runęły lawiną, przygniatając ją tak, iż zabrakło tchu.

Kiedy przymierzała tę sukienkę w sklepie, przez chwilę wydawało jej się, iż wszystko robi dobrze. Jacka nie ma. A Filip jest przy niej – żywy, troskliwy, przystojny i świetnie zarabiający. Nic już nie da się zmienić. Za kilka godzin włoży tę suknię i pojedzie w weselnym korowodzie do urzędu stanu cywilnego.

Zuzię przeszedł dreszcz na tę myśl. Odwróciła wzrok od sukni – symbolu jej zdrady.

Wczoraj powiedziała to mamie. Blada, wyniszczona chemią i operacjami, matka patrzyła na córkę zapadniętymi oczami.

— Rozumiem, córeczko. Ale Jacka nie ma.

— Zaginął, ale nie zginął — odparła ostro Zuzia. — Może trafił do niewoli, przecież jeńców wymieniają.

— Zuziu, a jaki on wróci z tej niewoli? Oglądasz wiadomości? choćby jeżeli fizycznie będzie cały, to psychika… Po co ci to? Masz dopiero dwadzieścia cztery lata. Życie dopiero się zaczyna. I przecież nie byliście razem długo.

— Mamo, obiecałam, iż go poczekam. jeżeli wyjdę za Filipa, zdradzę go. A jeżeli wróci? Jak spojrzę mu w oczy? — Zuzia już krzyczała, dławiąc się łzami.

— Cicho, nie krzycz. On też obiecał wrócić. Wojna. Łatwo obiecywać, trudniej dotrzymać. Naprawdę nie dałby znaku życia, gdyby żył? — Matka przytuliła córkę.

Zuzia położyła głowę na ramieniu matki i usłyszała jej ciężki oddech. W płucach szeleszczało jak zmięty papier.

*„Mama ma rację. Filip tak wiele dla nas zrobił. Załatwił mamie miejsce w najlepszej klinice w Warszawie, dał pieniądze na leczenie. Wyciągnął ją z grobu dosłownie. Dalej musi przechodzić chemię. Jest nadzieja. A jeżeli znów jej się pogorszy? Pieniędzy nie ma, jedyna szansa to Filip. Nie mogę odmówić… To mama, marzy o wnukach… A ja myślę tylko o sobie…”*

Zuzia otarła łzy.

— Wszystko będzie dobrze, mamo. Nie martw się.

Matka wzdychała, zerkała ukradkiem na córkę, raz po raz żegnając ją w myślach, sądząc, iż ta tego nie widzi.

— Nie bądź głupia. Za takiego Filipa trzeba się trzymać obiema rękami — strofowała Zuzię przyjaciółka Magda, nie kryjąc zazdrości.

— Więc się za niego złap. Jesteś ładniejsza ode mnie. — Magda pokręciła głową i zakręciła palcem przy skroni.
— Jestem mu winna, rozumiesz? — gorączkowała się Zuzia. — I zawsze będę. To jak dobrowolne więzienie. On może robić, co chce, a ja choćby pisnąć nie śmiem. Bo jestem mu *wi-nna* — wymówiła sylabami. — To nie życie, tylko klatka.

— Głupia jesteś. Pobędziesz trochę, nie przywykniesz, rozwiedziesz się. Tyle roboty — rzuciła lekko Magda.

Te słowa wszystko przesądziły. Ale im bliżej było ślubu, tym cięższe stawało się serce Zuzi. *„Aha, pewnie, iż mnie puści. Tyle kasy w nas włożył…”* — myślała z goryczą. *„I nie ucieknę. Dokąd? Mamy nie porzucę. To by ją zabiło. Dopiero zaczyna przybierać na wadze. Pułapka. Gdyby tylko napisał jedno słowo: „żyję”, odwołałabym ślub…”*

Filip mówił, iż kocha, nie nalegał na bliskość, choć kilka razy Zuzia ledwo wymknęła się jego namiętności. Wynajęta elegancka restauracja, zaproszeni ważni goście. Będzie wiceprezydent. Nie chciała wystawiać Filipa na pośmiewisko. Nie widziała od niego nic złego, pomógł mamie…

Do pokoju zajrzała matka.

— Jeszcze nie wstałaś? Za dziesięć minut przyjdą robić ci fryzurę i makijaż. Wstawaj i pod prysznic. Śniadanie na stole.

Zuzia zerwała się z łóżka i poszła do łazienki. Pytanie *„co robić?”* pozostało bez odpowiedzi, zawisło w powietrzu jak lekki przeciąg.

Umyła się szybko, z mokrymi włosami usiadła do stołu. Żeby nie robić mamie przykrości, przełknęła łyk kawy i ugryzła kanapkę. Kęs utknął w gardle.

— Wystarczy, mamo. Nie mogę. Niedobrze mi. — Zuzia odsunęła filiżankę.

— Ja też przed ślubem z twoim ojcem nie jadłam, stresowałam się. A potem wypiłam szampana i myślałam, iż się ośmieszę przed wszystkimi. — Matka roześmiała się i skrzywiła.

— Co? — Zuzia podniosła wzrok.

— Szwy ciągną.

W tym momencie zadzwoniono do drzwi.

— Otworzę — matka wyszła do przedpokoju, a serce Zuzi zabiło jak uwięziony ptak.

Zaczęło się krzątanie: fryzura, makijaż. Zuzi nie obchodziło, jak będzie wyglądać. Gdy w końcu spojrzała w lustro, westchnęła z zachwytu. Patrzyła na nią gwiazda Hollywood — Natalia Oreiro.

Od razu uprzedziła, iż nie chce wysokich fryzur ani sztucznego wyglądu. I nie przeliczyła się. Matka przycisnęła dłonie do piersi, w oczach zabłysły łzy.

Fryzjerka wyszła, a Magda pomagała włożyć suknię.

— Za wcześnie — broniła się Zuzia.

— Wcale nie. Może trzeba coś poprawić. Mama mówiła, iż nic nie jesz.

— Ty też — westchnęła Zuzia.

Znów zadzwoniono.

— Mama otworzy? — spytała Magda, sznurowOtworzyły drzwi i stał tam Jacek — blady, zarośnięty, ale żywy, a w jego oczach Zuzia zobaczyła całe niebo, które odzyskała.

Idź do oryginalnego materiału