Obrady komisji ekonomiki w Zakopanem, które odbyły się 26 maja, miały przynieść długo oczekiwane porządki na rynku przewozów taxi. Projekt uchwały zakładał m.in. wprowadzenie stawek maksymalnych i lepsze oznakowanie pojazdów. W teorii - ochrona pasażerów i większa przejrzystość. W praktyce - protesty, emocjonalne wypowiedzi i poczucie niezrozumienia. Wśród lokalnych taksówkarzy zawrzało. Mówią wprost, iż nowe regulacje mogłyby ich pogrążyć.
REKLAMA
Zobacz wideo Ustroń lepszą wersją Zakopanego? Sprawdziliśmy to!
Taksówkarze kontra rzeczywistość sezonowa. "To nie Warszawa"
- Ktoś wyliczył stawki zza biurka - komentowali kierowcy podczas burzliwej dyskusji nad projektem uchwały, cytowani przez serwis gazetakrakowska.pl. Dokument zakładał wprowadzenie opłaty początkowej w wysokości 11 zł oraz stawek 8 zł za kilometr w pierwszej taryfie i 9 zł w drugiej. Za godzinę postoju - 50 zł. Choć dla turystów miało to być zabezpieczenie przed "paragonami grozy", taksówkarze widzą w tym zagrożenie dla własnego bytu. Ich zdaniem narzucone z góry ceny nie odzwierciedlają realiów Zakopanego, miasta, które żyje głównie z sezonu i gdzie poza wakacjami oraz feriami praktycznie nie ma ruchu.
- To nie Warszawa, my żyjemy z sezonu - tłumaczą. Do tego dochodzą trudne warunki pracy: krótkie, ale wymagające trasy, górski teren, częste postoje i duże zużycie aut. - Pojazd, który w stolicy jeździ kilka lat, u nas pada po jednym sezonie - podkreślają. Taksówkarze twierdzą, iż sztywne stawki, zamiast chronić klientów, mogą doprowadzić do upadku wielu lokalnych firm, które nie będą w stanie utrzymać się przy tak ograniczonych możliwościach zarobku.
Czy w Zakopanem jest Uber, Bolt? Tak, a samorząd bezsilny wobec aplikacji
O ile lokalni przewoźnicy zobowiązani są do posiadania licencji, opłacania podatków i rejestrowania każdej trasy, firmy aplikacyjne funkcjonują w szarej strefie. Kierowcy Bolta czy Ubera często działają bez oznaczeń, a podczas kontroli zdejmują koguty, udając prywatne auta. - To nie jest uczciwa konkurencja - żalili się zakopiańscy kierowcy na obradach komisji. Samorząd natomiast rozkłada ręce. - Nie mamy prawa nie wydawać licencji [...] To nie kwestia chęci, tylko braku narzędzi prawnych - wyjaśnił burmistrz Łukasz Filipowicz. I choć celem uchwały miało być zadbanie o wizerunek miasta, to w starciu z gigantami cyfrowymi Zakopane okazuje się być bezbronne. A aplikacje, jak mówią taksówkarze, mogą windować ceny lub zaniżać je dowolnie, w zależności od algorytmu, nie od realiów rynku.
Taksówka (zdjęcie ilustracyjne) Fot. Jakub Włodek / Agencja Wyborcza.pl
Mimo burzliwej debaty i krytyki projektu zakopiańscy radni postanowili kontynuować prace nad jego "odchudzoną" wersją. Zamiast maksymalnych stawek, pozostaną zapisy o obowiązkowych identyfikatorach kierowców i oznakowaniu pojazdów. Czy to wystarczy? Zdaniem wielu - nie. - Mamy chaos. A miało być lepiej - mówili przewoźnicy. Co gorsza, samorząd nie przewiduje w najbliższym czasie skutecznych narzędzi do walki z nieuczciwą konkurencją. Jak wskazał Filipowicz, do tego potrzeba rozwiązań systemowych, a nie doraźnych decyzji. Na razie pozostaje więc polityczny korek i społeczna frustracja, i ani turysta, ani taksówkarz nie wiedzą, dokąd to wszystko zmierza.
Czy aplikacje typu Uber/Bolt psują rynek przewozów w miastach turystycznych? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.