W upalne letnie popołudnie nad wodą…

twojacena.pl 16 godzin temu

Pewnego letniego dnia nad rzeką…
Rodzina Wioli była zgodna. Gdy chodziła do trzeciej klasy, urodziła się jej siostra Kinga. Rola starszej siostry i pomocnicy mamy bardzo Wioli odpowiadała. Z euforią spacerowała z wózkiem, gdy mama gotowała obiad lub sprzątała mieszkanie.

Gdy Kinga podrosła, nie przyjęto jej do przedszkola, bo grupy były przepełnione, a nauczycielek brakowało. Nikt nie chciał pracować z dziećmi za grosze. Dyrektorka obiecała przyjąć Kingę, jeżeli mama u nich zatrudni się. Mama oczywiście się zgodziła, choć straciła na pensji w porównaniu do poprzedniej pracy.

Kinga urodziła się słaba i chorowita. Wszyscy nad nią trzęśli się. W przedszkolu była pod stałą opieką mamy. Po szkole Wiola często wpadała do mamy do pracy. Nie wszystkie dzieci lubiły zapiekankę, sałatki, kakao i kisiel, ale Wiola uwielbiała. Mama zostawiała jej porcje, których inne dzieci nie chciały. I Wiola zajadała się do woli.

Najedzona pysznej zapiekanki zabierała Kingę do domu i do powrotu mamy opiekowała się siostrzyczką. Kingę kochała. Później siostra podrosła i stała się okropnie nieznośna.

Kinga miała cztery lata, gdy zginął ojciec. Lato było upalne. Trzeci tydzień temperatura przekraczała trzydzieści stopni. W weekendy ludzie uciekali z dusznego miasta na wieś, nad jezioro lub nad rzekę.

Rodzice zabrali ze sobą wodę, kanapki i rano pojechali z dziećmi za miasto. Nad rzeką już było mnóstwo ludzi, jak w czasie festynu. Od upału ratowano się w nagrzanej wodzie. Przy brzegu roiło się od dzieci w każdym wieku i dorosłych, którzy ich pilnowali. Kinga też pluskała się płytko, a Wiola czuwała, by jej nie potrącono lub sama nie poszła za głęboko.

Gdy tata rozbiegiem wskoczył do wody, wzbijając fontannę kropel, Wiola pomyślała, iż po prostu się wykąpał. Płynął coraz dalej od brzegu. I wtedy dostrzegła na środku rzeki dwóch nastolatków.

Najpierw wydawało się, iż się bawią. Zastanawiała się, jak rodzice pozwolili im tak daleko wypłynąć. Rzeka była dość szeroka. Dla dorosłego mężczyzny przepłynięcie jej byłoby trudne, chociaż nikt choćby nie próbował. A tu ci chłopcy dopłynęli do środka.

Jeden ciągle znikał pod wodą, drugi za nim nurkował. Gdy zobaczyła, iż ojciec płynie w ich stronę, zrozumiała, iż to nie zabawa – tonęli. Jeden tonął, drugi próbował go utrzymać na powierzchni.

Wszyscy wokół pluskali się, śmiali, nikt nie widział, co dzieje się pośrodku rzeki. Wiola wpatrywała się w ojca i chłopców, zapominając o Kinga kręcącej się u jej nóg.

Ojciec dopłynął, natychmiast zanurkował, wyciągnął jednego na powierzchnię i płynął z nim ku brzegowi. Posuwał się wolno, bo wiosłował jedną ręką, drugą trzymając chłopca, by nie zanurzył głowy. Drugi nastolatek też był wyczerpany, chwytał się ojca, utrudniając mu płynięcie.

– On go utopi! – krzyknęła Wiola.

Jej wołanie zwróciło uwagę dwóch mężczyzn. Spojrzeli w tę stronę, zrozumieli i rzucili się na pomoc. Wielu na brzegu też zaczęło się przyglądać.

Mężczyźni przejęli nastolatków. Wiola radośnie pomachała rękami. Ale niedługo zobaczyła, iż nie widzi ojca. Wytężała wzrok, aż oczy bolały, ale nie było go widać.

– Tato! Tatku! – krzyczała.
Na jej krzyk podbiegła mama.

– Tam… – Wiola wskazała na środek rzeki. Ze strachu nie mogła mówić. – Taty nie ma!

Mama złapała Kingę na ręce i wypatrywała męża wśród ludzi. Czasem wydawało jej się, iż go widzi, mówiła: „Przecież tam jest”, ale Wiola przecząco kręciła głową i wskazywała na środek. Tymczasem mężczyźni dopłynęli z chłopcami do brzegu, zostawili ich i ruszyli ratować ojca.

Gdy go wyciągnęli, był już martwy. Mama nie chciała wierzyć i wracać do domu. Wiola uspokajała szlochającą Kingę.

Po pogrzebie mama chodziła po mieszkaniu jak zombie, nie zwracając uwagi na dziewczynki. Wiola odprowadzała Kingę do przedszkola, a sama biegła do szkoły. Potem zabierała siostrę. Ta nie chciała iść z Wiolą, marudziła, iż chce, żeby mama ją odebrała.

– Mama jest chora – mówiła Wiola.

– To niech tata mnie zabierze – fukała Kinga.

Wiola wracała i zastawała mamę w tej samej pozycji, w jakiej zostawiła – leżącą na kanapie, odwróconą do ściany.

Mama nic nie jadła. Przestraszona Wiola poszła do sąsiadki i poprosiła o pomoc. Po rozmowie mama wstała, zajęła się obowiązkami. Następnego dnia wróciła do pracy, ku euforii Kingi.

Teraz żyły we trzy. Początkowo starczało pieniędzy. Kolej, gdzie pracował ojciec, wypłaciła mamie zapomogę. Były też jakieś oszczędności. Ratowało przedszkole. Mama zabierała jedzenie do domu. Wiola podejrzewała, iż sama nie jadła, zostawiając wszystko dla niej i Kingi.

Po skończeniu szkoły Wiola postanowiła nie iść na studia, tylko pracować, by pomóc mamie. Ale ta się nie zgodziła. Namówiła ją na zaoczne, żeby zdobyć wykształcenie. Z papierem łatwiej znaleźć dobrą pracę. Mówiła, iż ojciec by tego chciał. Wiola ustąpiła.

Dostała się na zaoczne, wybrała kierunek z największą liczbą miejsc. Kim zostanie, nieważne. Jak mawiała mama: z dyplomem gdzieś się zatrudni. I poszła do pracy. Zarabiała niewiele, ale pieniądze nie leżą na ulicy.

Dawno temu ojciec kupił ziemię i zaczął budować dom. Planował ogród warzywny. Mama marzyła o kwiatach pod oknami.

Idź do oryginalnego materiału