Nie po drodze
Pod koniec dnia pracy zadzwonił telefon Krzysztofa. Rozbrzmiała ulubiona piosenka Kingi, którą sama ustawiła mu jako dzwonek. Odebrał i usłyszał jej głos:
– Krzysiek, jestem w salonie urody, przyjedź po mnie, wiesz gdzie.
– Wiem, podjadę – odpowiedział i rozłączył się.
Krzysztof wiedział, iż Kinga spędza w salonie co najmniej dwie godziny, więc po pracy nie śpieszył się. Czekając, postanowił wstąpić do kawiarni obok.
– Zadzwoni, jak skończy – pomyślał, siadając przy stoliku. Kelner podszedł natychmiast, złożył więc skromne zamówienie.
Zjadł już wszystko, przejrzał wiadomości w telefonie, obejrzał kilka filmików, a Kingi wciąż nie było.
– Ciekawe, ile dziś zostawi w salonie – przyszło mu do głowy, choć za swoje zabiegi płaciła sama. A adekwatnie nie sama, tylko jej ojciec bogaty biznesmen.
Z Kingą byli razem od siedmiu miesięcy. Czasem mieszkała u niego w małym dwupokojowym mieszkaniu. Gdy ją to nudziło, wracała do rodziców. Mieszkała z nimi za miastem w wielkim, trzypiętrowym domu. Była jedynaczką, której niczego nie brakowało.
Kinga przedstawiła go rodzicom. Zwłaszcza matka nie była zachwycona zwykły informatyk, dwudziestosiedmiolatek, co z niego wyrośnie? Ale widocznie córka z nią porozmawiała, bo nie było otwartej wrogości. Mimo to czuł, iż nie pasuje do tej rodziny.
Sam też zaczynał rozumieć, iż Kinga nie będzie taką żoną, o jakiej marzył. Mimo to nie rezygnował z małżeństwa. Jej wpływowy ojciec dał mu jasno do zrozumienia:
– Kto uczyni moją córkę szczęśliwą, tego też uszczęśliwię. A jeśli, broń Boże, będzie nieszczęśliwa – resztę Krzysztof domyślił się sam.
Kinga była kapryśna, ale piękna. Nie rozumiał, po co tyle czasu spędza w salonie, skoro i tak jest urodziwa. Miała poczucie humoru, była inteligentna, ale też chimeryczna i wyniosła pewnie przez pieniądze, które wydawała bez opamiętania. Wczoraj oznajmiła:
– Krzysiek, za dziesięć dni lecimy na Malediwy. Tata sfinansuje nam wyjazd. Jestem zmęczona, potrzebuję odpoczynku. – A on nie wiedział, od czego jest zmęczona, skoro nie pracowała.
– Ale ja pracuję, Kinga!
– Nie martw się, tata wszystko załatwi
Miał mieszane uczucia. Po rozmowie z jej ojcem zrozumiał, iż jego chęć stała się koniecznością, i to go przytłaczało. Kinga zaczęła go irytować. Każda jej rozmowa sprowadzała się do pieniędzy taty. Ich relacja stawała się coraz bardziej skomplikowana. Wiedział, iż są z innych światów, ale wciąż zamierzał się z nią ożenić.
Siedząc nad kawą, nagle usłyszał głos, który sprawił, iż drgnął i odwrócił głowę.
– Krzysztof, to ty? Nieznajomy mężczyzna uśmiechał się do niego jak do brata. – To ja, Romek!
W końcu go poznał:
– Rzeczywiście, Romek! – Zerwał się z miejsca, uścisnęli się mocno. – Mój przyjaciel z dzieciństwa! Skąd ty się tu wziąłeś? – pytał zdumiony. – Romek, oczom nie wierzę. Ile lat się nie widzieliśmy? Chyba z dwanaście.
– Ciebie też ledwo poznałem – klepnął go po ramieniu. – Zmężniałeś, wyglądasz jak solidny facet.
– Ciebie też ledwo rozpoznałem, też wyrósłeś na porządnego chłopa. A co tu robisz?
– Czekam na Weronikę, moją siostrę, pamiętasz ją? Studiuje w konserwatorium, dziś ma koncert. Wszedłem tu, bo nie rozumiem tej jej klasycznej muzyki – śmiał się Romek.
– Rozumiem. No i jak ona, Nika?
– Och, moja siostra to prawdziwy talent, nie wiem, skąd go ma. Zwykła wiejska dziewczyna, a sama dostała się do konserwatorium, bez żadnych protekcji
– Tak chcę ją zobaczyć! – wykrzyknął Krzysztof.
– Nie ma sprawy. Za czterdzieści minut zadzwoni, konserwatorium jest niedaleko. Możemy podjechać razem, jeżeli oczywiście nie śpieszysz się. Porozmawiamy. Jesteś sam?
– Nie, czekam na moją narzeczoną, Kingę. Jest w salonie urody, zaraz wyjdzie.
– No to świetnie, przyjedziemy z Weroniką – jeszcze zamienili kilka słów, a Romek wyszedł na spotkanie z siostrą.
Krzysztof wyraźnie przypomniał sobie, jak latem przyjeżdżał z rodzicami do babci. Obok mieszkali rodzice Romka i Niki. Mieli duże gospodarstwo, dom i kilka letnich domków, które wynajmowali wczasowiczom. Okolica była bajeczna las, jeziora, rzeka.
Od razu zaprzyjaźnił się z Rome