**Dziennik osobisty**
W rodzinie niezgoda, dom nie cieszy.
— Nienawidzę go! To nie mój ojciec! Niech się wynosi. Poradzimy sobie bez niego — Kasia wściekała się na swojego ojczyma.
Ja nie rozumiałam tego rodzinnego konfliktu. Dlaczego nie można żyć w zgodzie? Nie miałam pojęcia, jakie emocje gotowały się w tym domu.
…Kasia miała młodszą przyrodnią siostrę, Basię. Basia była córką jej matki i ojczyma. Wydawało mi się, iż ojczym traktował Basię i Kasię tak samo. Ale to tylko pozory. Kasia nigdy nie spieszyła się po szkole do domu. Czekała, aż jej wróg numer jeden — znienawidzony ojczym — wyjdzie do pracy. jeżeli jednak się pomyliła i został, wówczas “wychodziła z siebie”.
Szeptała do mnie:
— On jest w domu! Ola, posiedź u mnie w pokoju.
Potem demonstracyjnie zamykała się w łazience i czekała, aż ojczym wyjdzie. Gdy tylko zatrzasnął za sobą drzwi, od razu wracała, oddychając z ulgą:
— Wreszcie poszedł! Ola, masz szczęście, iż masz prawdziwego ojca. A ja… męczę się. Smutne to wszystko — westchnęła ciężko. — Chodź, zjemy obiad.
Mama Kasi była świetną gospodynią. W ich domu jedzenie było kultem. Śniadanie, obiad, podwieczorek, kolacja — wszystko o wyznaczonych godzinach, z zachowaniem kalorii i witamin. Za każdym razem, gdy przyszłam do Kasi, na stole czekało coś ciepłego. Garnki i patelnie przykryte ścierką, gotowe dla domowników.
Pamiętam też, iż Kasia nie lubiła Basi, młodszej o dziesięć lat. Dokuczała jej, wyśmiewała się, czasem choćby biła. Dopiero wiele lat później stały się nierozłączne.
Kasia wyjdzie za mąż, urodzi córkę. Później cała rodzina, z wyjątkiem ojczyma, wyjedzie na stałe do Izraela.
…Po dwunastu latach Kasia urodzi kolejną córkę. Basia zostanie starą panną, ale będzie pomagać siostrze w wychowaniu dziewczynek. W obcym kraju ich więź stanie się jeszcze silniejsza. Z biologicznym ojcem Kasia będzie korespondować aż do jego śmierci. Miał drugą żonę. Kasia była jego jedyną córką.
Dorastając w pełnej rodzinie (z własnym tatą i mamą), moje przyjaciółki były jednak niemal wszystkie bez ojców. W dzieciństwie nie znałam ich żalów do ojczymów. Ale ich życie wcale nie było łatwe.
U Ireny mama i ojczym byli nałogowymi alkoholikami. Wstydziła się ich. Nigdy nie zapraszała nikogo do domu. Wiedziała, iż ojczym będzie krzyczał, a mama go wesprze, może choćby da klapsa. Ale gdy skończyła piętnaście lat, Irena sama potrafiła się obronić, więc dali jej spokój.
— Ola, zapraszam cię na urodziny — powiedziała Irena radośnie.
Byłam zaskoczona:
— Do twojego domu? Trochę się boję… Ojczym nie wyrzuci?
— Niech tylko spróbuje! Jego władza nade mną się skończyła. Mama dała mi adres mojego prawdziwego taty. Teraz on jest moją ochroną. Mieszka niedaleko. Przyjdź, Ola. Mama już się krząta — Irena była pewna siebie jak nigdy.
…Nadszedł dzień szesnastych urodzin Ireny. Przygotowałam prezent, dzwonię do drzwi.
W progu stoi odświętna Irena:
— Cześć, wchodź! Siadaj do stołu.
Mama i ojczym stali obok. Przywitałam się cicho, z niepewnością. Skinęli głowami.
Na stole, nakrytym wytartą ceratą, stała duża miska z bigosem, pokrojony chleb na talerzu i szklanki z oranżadą. Na nich leżały kruche rogaliki. I tyle. Ale widać było, iż Irena jest dumna z tych “świątecznych” potraw.
Boże, co jedli na co dzień? Przypomniał mi się mój dzień urodzin. Mama stała w kuchni cały dzień. Gotowała, smażyła, piekła. Sałatki, mięso, ryby, ciasta, tort, soki… Tak, co dom, to obyczaj.
Nie okazując zdziwienia, zjadłam bigos z chlebem, popijając oranżadą. Rogalika nie tknęłam, bo się kruszył.
Mama i ojczym stali nieruchomo, patrząc na nas. W kącie pokoju stało łóżko. Leżała na nim babcia Ireny:
— Zosiu, nie pij! Bo zapomnisz o mnie i nie nakarmisz.
Irena się speszyła:
— Babciu, spokojnie, mama nie pije. Mamy tylko oranżadę.
Staruszka, uspokojona, odwróciła się do ściany, wzdychając.
— Dziękuję za pyszne jedzenie! — wstałam od stołu.
Poszłyśmy z Ireną. Młodość ma swoje przyjemności — czy powinnyśmy siedzieć ze starymi ludźmi?
Irena straci mamę, ojczyma i babcię w ciągu roku. W wieku dwudziestu pięciu lat zostanie sama. Nigdy nie wyjdzie za mąż, nie będzie dzieci. Mimo iż miała adoratorów, nic z tego nie wyszło. Wśród nich był choćby mój były mąż…
Właściwie to Irena “podłapała” mojego porzuconego męża, dała mu schronienie. Ale i z nim się nie udało. Widocznie miała trudny charakter.
…Przyjaźniłam się też z Martą. Miałyśmy po czternaście lat. Mieszkała ze starszą siostrą, Ewą, która skończyła osiemnaście. Wydawała mi się dorosła i niedostępna. Ewa była surowa, poważna, rozsądna.
Do sióstr co tydzień przychodziła ich matka. Przynosiła jedzenie, gotowała. Sama żyła z pierwszym mężem. Ewa była z pierwszego małżeństwa, Marta — z drugiego. Matka, po kilku latach z drugim mężem (zdążyła urodzić Martę), wróciła do pierwszego. Zazdrościłam Marcie tej wolności. Jej mama, pewnie z poczucia winy, pozwalała jej na wszystko. Ewa miała “stadko” adoratorów, a Marta była zdana na siebie.
Przyjaciółka wyjdzie za mąż, urodzi córkę. Później męża wsadzą do więzienia. Marta się uzależni. Znajdą ją martwą — odkryje to Ewa. Miała czterdzieści dwa lata.
…W naszej klasie pojawi się nowa — Agnieszka. Od razu się zaprzyjaźniłyśmy. Piękna, zgrabna, z melodyjnym głosem.
Chłopcy wzdychali do niej. Ale miała ukochanego, Kamila. Pod koniec lekcji przyjeżdżał po nią samochodem i zabierał “boginię” w nieznane.
Ojciec Agnieszki zmarł, gdy miała niecałe dziesięć lat. Kiepsko się uczyła, ale świetnie śpiewała. Z Kamilem stworzyli zespół, grali na szkolnych dyskZ czasem Agnieszka i Kamil rozstali się, a ona wyjechała za granicę, gdzie śpiewała w małych klubach, ale nigdy nie odnalazła już tej iskry, która kiedyś tak jaśniała w jej oczach.