W małżeństwie żyliśmy jak większość ludzi. Ale mąż często potrafił zwrócić mi uwagę na mój wygląd. Kiedy szykowaliśmy się do znajomych albo przyjmowaliśmy gości, potrafił powiedzieć, iż źle wyglądam. Krytykował ubranie, fryzurę. Wiem, iż zawsze podobały mu się zadbane, eleganckie kobiety – i jego zachowanie bardzo mnie raniło. A ja nie miałam czasu dbać o siebie: ciągle w tym samym szlafroku, zajęta dziećmi i domem. Aż pewnego dnia wszystko zaczęło się zmieniać

przytulnosc.pl 21 godzin temu

Ostatnio przechodzę bardzo trudny okres w życiu i nie wiem, jak podjąć adekwatną decyzję, żeby choć trochę zacząć żyć dla siebie i poczuć się szczęśliwą kobietą. Mojego męża poznałam jeszcze jako bardzo młoda dziewczyna, w czasie studiów. Był wtedy „partią” na całym uniwersytecie – za nim biegało wiele ładnych i mądrych dziewczyn, a szczęście, jak mi się wydawało, spotkało właśnie mnie. Na jednej z dyskotek zaprosił mnie do tańca, potem odprowadził do domu. Tak zaczęła się nasza znajomość. Po studiach wzięliśmy ślub. Byliśmy młodzi, zakochani, wydawało się, iż nasze życie zawsze będzie lekkie i radosne. Po trzech latach urodził się syn, a cztery lata później córka.

Życie rodzinne było spokojne, rutynowe – sądziłam, iż tak wygląda codzienność w każdej rodzinie. On pracował, ja byłam na urlopie macierzyńskim, zajmowałam się dziećmi i domem. Całe siły poświęcałam rodzinie: pranie, sprzątanie, gotowanie – jak każda troskliwa żona i matka. Naturalne było, iż nasze relacje zeszły na dalszy plan. Romantyzm zniknął, już nie mieliśmy chwil tylko dla siebie. A ja byłam jak automat – ciągle zajęta. Na siebie w ogóle nie miałam czasu. Zaniedbałam się – dni w szlafroku, włosy w nieładzie.

Z czasem mój mąż zaczął coraz mniej zwracać na mnie uwagę. Rozmowy dotyczyły wyłącznie dzieci i domu. I znowu – krytykował mój wygląd, wyśmiewał strój czy fryzurę. Wiem, iż lubił zadbane kobiety – i to bolało najbardziej. W końcu, czy nie jestem jego żoną, matką jego dzieci? Powinien kochać mnie prawdziwie, a nie przez pryzmat wyglądu…

Potem zaczęłam zauważać, iż coraz częściej zostaje w pracy do późna, choćby w weekendy. Spędzał dużo czasu w internecie, rozmawiał długo przez telefon, zwykle w innym pokoju. Zaczęłam podejrzewać go o zdradę. Moje obawy się potwierdziły: w jego marynarce znalazłam pudełeczko z kolczykami – prezent, którego nigdy nie dostałam. Był przeznaczony nie dla mnie. Zebrałam się na odwagę i zapytałam go o inną kobietę. Ku mojemu zdziwieniu nie zaprzeczał. Przyznał się. Powiedział, iż to moja wina – iż myślę tylko o dzieciach i domu, iż się zaniedbałam, iż przestałam być dla niego atrakcyjna. Te słowa bolały bardziej niż sama zdrada.

Gdy emocje opadły, zrozumiałam, iż nie mogę go zostawić. Bo gdzie pójdę? Nie pracuję, nie mam pieniędzy, jedynie starszego brata w rodzinie. Jak zapewnię byt dzieciom? Stałam się zakładniczką sytuacji – nie mogę odejść od zdrajcy.

Mój mąż świetnie zdaje sobie z tego sprawę i to wykorzystuje. Spotyka się z tamtą kobietą, a ja wciąż zajmuję się domem i dziećmi. Jestem jak służąca. Robi, co chce, traktuje mnie źle, a dawnych uczuć już nie ma. I wciąż przypomina mi, iż nie mam dokąd pójść. To już jest nie do zniesienia.

Jak mam żyć dalej? Odejść – ale dokąd? Czy zostać i być zakładniczką człowieka, który mnie zdradził i upokarza?

Idź do oryginalnego materiału