Lata 40 w kinie to królowanie "filmu czarnego" - pogmatwanie wyrazistych granic pomiędzy dobrem i złem, pełnokrwiste, bogate postacie. Nic nie było oczywiste, bohaterowie stawali się niejednoznaczni. Policjanci zatracali przywilej prawości, a piękne kobiety, które dotąd były uciśnioną niewinnością, stawały się wręcz perwersyjnymi demonami, które z zimną krwią planowały najgorsze zbrodnie.
Filmy te odpowiadały pewnej nowej potrzebie widowni. Literatura już od dawna przekonywała, iż nie ma jasnego podziału na ludzi dobrych i złych, a prawdziwi bohaterowie to ci, których się jednocześnie potępia i lubi. Powstanie tego gatunku łączy się także z atmosferą pesymizmu, niepewności i grozy lat 40.
Mroczny, niepokojący nastrój, wyraziste cienie, mocne kontrasty, unikanie pełnych planów, ukośne linie... ten gatunek to nie tylko treść i wymowa, ale nierozłączna kwestia wizualna, która potęgowała odbiór.
Za początek uznawany jest "Sokół maltański" Johna Hustona. Przy omawianiu tego gatunku jednym tchem wymienia się "Podwójne ubezpieczenie", "Wielki sen", "Damę z Szanghaju", czy "Kobietę w oknie". To zaledwie 10 lat, a jednak wpływ tego gatunku odczuwalny jest do dziś.
fot.